Rafał Stec

polski dziennikarz sportowy

Rafał Stec (ur. 1976) – polski dziennikarz sportowy.

  • Gdyby stworzyć europejski ranking trenerów klubowych – wzorowany na klasyfikacji szachistów, których zwycięstwa wycenia się w zależności od siły przeciwnika – Mourinho nie miałby absolutnie żadnej konkurencji. Czy analizowalibyśmy miniony rok, czy minione pięć, czy dziesięć lat. A przecież w przeciwieństwie do różnych Fergusonów i Guardiol Portugalczyk podbija wciąż nowe światy, często rządzone przez charyzmatyczne, nieskore do zrzeknięcia się władzy osobistości, których zmusić do uległości trudniej niż zauroczyć młodych chłopców od pieszczenia się z piłką…
  • Gdyby wszyscy rywalizowali ze wszystkimi, w jednej wielkiej kategorii open, nie obchodziłoby nas, czy jakaś sztangistka nie chowa pod kostiumem sztangisty. Niestety, niewygodnym skutkiem ubocznym byłby dążący do zera odsetek kobiet dopuszczonych do zawodów sportowych – panie przecież, z góry przepraszam za wulgarną dosadność, wypadają gorzej w niemal każdej konkurencji, co czasem widać gołym okiem na boisku (patrz gry zespołowe), a czasem na tablicy wyników (patrz tam, gdzie klasę zawodnika odmierzamy w metrach, minutach, kilogramach). Ba, najwybitniejsze sportsmenki z trudem dorównują przeciętnym sportowcom. Na szczęście dla naszych żon, matek, sióstr i kochanek wprowadziliśmy parytety, po dżentelmeńsku zapraszamy je na niemal wszystkie igrzyska i bez wypominania czegokolwiek rozdajemy te same medale za osiągnięcia, które po prawdzie na medale nie zasługują.
  • Jeszcze nigdy premier Tusk nie ryzykował tak niewiele, by zyskać tak wiele. Wrogiem jest grupka hałaśliwa i zdeterminowana, ale marginalna, zatem jej niechęć nie przełoży się na poważne straty wyborcze. Ewentualne zwycięstwo przyniesie za to skutek spektakularny i społecznie doniosły. Stadiony piłkarskie to jedyne miejsca w Polsce, w których prawo łamie się jawnie, bezkarnie i notorycznie – w każdy weekend. I w których tysiące ludzi muszą znosić rządy chuliganów terroryzujących ich podczas meczów przeciągłym, nienawistnym bluzgiem.
  • I tak jestem zdziwiony, że poznański klub – z kibolstwem współpracujący wzorowo – zgłosił delegatowi PZPN, że jego bramkarz ostatecznie został uderzony przez przebiegającego warszawskiego kibola w głowę. To było już po meczu i pewnie przypadkiem, w szale radości.
  • Największą wpadkę miałem cztery lata wcześniej. Nie mówcie nikomu, naprawdę wstyd – otóż do połowy rozmowy z Clarencem Seedorfem sądziłem, że rozmawiam z… Patrickiem Kluivertem. Na szczęście w porę się zorientowałem, że błądzę. Obu, rzecz jasna, generalnie rozróżniałem, ale w trakcie wielkich turniejów bariera rasowa zawsze okazuje się dla mnie nie do przebycia i miewam szokujące zaćmienia umysłu.
  • Nieważny wynik, nieważny styl, nieważna tzw. korzyść szkoleniowa, jeden człowiek wygrywa każdy mecz kadry – biznesowy przedstawiciel PZPN Andrzej Placzyński i jego Sportfive. Wcisnąć taki chłam w prime time czołowej stacji to jest naprawdę sztuka.
  • Prezesi klękają przed kibolem też z troski o swój biznes, rzekomo bez chuligańskiego „wsparcia” zagrożony. Dziennikarze milczą z lenistwa i ze strachu, bo zajmowanie się patologią jest niewdzięczne, o czym wie każdy, komu kibolstwo groziło, kogo kibolstwo próbowało zohydzić w internecie albo nękało telefonami.
  • Podnoszenie ciężarów to zajęcie z pogranicza aberracji, zaludniane przez osobników, którzy traktują swoje ciała jak inni przedmioty martwe. Silnik się krztusi, spod maski idą kłęby dymu, ale na razie odkładam wizytę u mechanika, brakuje czasu, muszę najpierw dojechać do Londynu. Nawet nie wiem, czy sztangistów podziwiam, jeśli już, to podziwiam specyficznie, czuję się z tym uczuciem perwersyjnie, wręcz niewygodnie.
  • Z futbolową reprezentacją Polski pozostajemy bowiem w związku, by tak rzec, sadomasochistycznym. Oglądanie sprawia ból, ale oglądać nie przestajemy, i już nawet nie złorzeczymy, lecz mścimy się na piłkarzach szyderstwem. Potrzebujesz kogoś, komu idzie gorzej niż tobie? Masz reprezentację Polski. Antydepresant idealny. Aż chwilami zastanawiam się, czy piłkarze czasem nie przyjmują już kolejnych powołań jak wezwań na salę tortur.
  • Za kibolską mentalnością kryje się wciąż powtarzany frazes, jakoby futbol bez kibiców tracił sens. Tymczasem jest wręcz odwrotnie. Ludzie najpierw zaczęli uprawiać sport, a dopiero potem inni zaczęli się im przyglądać. Bo piłkę można kopać bez widzów, ale nie sposób kibicować bez piłkarzy. (…) Szkoda, że kibole są aż tak beznadziejnie głupi. W przeciwnym razie być może wreszcie by pojęli, że jeśli nie potrzebują piłkarzy, to nie potrzebują także stadionu. Legię mogą sławić gdziekolwiek, choćby w lesie. Policja by się nie wtrącała, no i nie musieliby patrzeć na tych żałosnych „grajków”.