Powtórka z morderstwa

Powtórka z morderstwa – powieść obyczajowa i kryminalna Moniki Szwai z roku 2006.

Uwaga: W dalszej części znajdują się cytaty ze szczegółami fabuły lub z zakończenia utworu.

  • – A tu co macie? Ten facet jest podobny do Lenina?
    – Bo to Lenin. Lenin i Nadieżda Krupska. Pożyczyliśmy te portrety z teatru. Nigdzie nie mieli, a w teatrze mieli…
  • Aspirant Michał Brzeczny w przeciwieństwie do komisarza był brunetem, ale – jak to z niekłamanym żalem stwierdziły licealistki – podobnie jak komisarz, w najmniejszym stopniu nie przypominał Zakościelnego. Ani nawet komisarza Zawady. Jeśli z „Kryminalnych”, to już raczej Basię, przynajmniej z wyrazu twarzy. Basią zaś licealistki zainteresowane nie były.
  • – Co jest z tym samochodem pani dyrektor? Macie jakieś ustalenia? Znaleziono go?
    – Nie – odparł komisarz, krzywiąc się lekko. – Kamień w wodę.
    – Prawdopodobnie już dawno poszedł do przyjaciół Moskali. – Prokurator wiedział coś niecoś o możliwościach złodziei samochodów, którzy rok temu byli na tyle bezczelni, że rąbnęli mu jego własną, nowiuteńką hondę, podobno niemożliwą do ukradzenia.
  • – Dlaczego stajesz na zakazie?
    – Bo pada, a stąd mamy blisko. A ten zakaz jest bez sensu. Pewnie ktoś tu mieszka ważny, innego powodu nie ma. A poza tym jestem z policjantem. Masz znajomości w drogówce? A zresztą ja mam…
  • – I co, malutki – przemawiała do Gizma, który węsząc pilnie, siedział u jej stóp i wbijał w nią spojrzenie kosmiczne i hipnotyczne. – Sprężyłbyś się raz umysłowo i powiedział, co mam zrobić?
    – Daj mi kulek – mówiły oczy mopsa.
    – Zaraz ci dam kulek, tylko umyję twoje miseczki. – Ilonka puściła wodę i zastygła nad zlewem. – Kurczę, co ja mam zrobić? Zadzwonić do niego, czy nie?
    – Daj mi kulek.
    – Przecież oni umorzyli śledztwo. Dali sobie spokój. Nie potrafili dojść do tego, kto ją zabił. Olali wszystko. A on olał przy okazji mnie. Nie mogę mu tego mieć za złe. Żaden normalny facet nie chciałby mieć ze mną więcej do czynienia. Nieprawdaż?
    – Myj te michy. Daj mi kulek.
    – Już myję. O cholera, rozchlapało się. Ty, Gizmuś, a co z twoim ADHD? Bardzo grzeczny piesek z ciebie ostatnio. To masz je w końcu czy nie?
    – Jak chcę, to mam. Daj mi kulek.
    – Już ci daję, mopsiu. Jedz na zdrowie.
  • Ilonka prychnęła kaszą, a Lalka postukała się kostką od karkówki w czółko.
  • – Ja pierniczę! Wiedziałam!
    – Ale chyba od niedawna? – mruknął aspirant.
    – Od przed chwilą.
  • – Ja przepraszam – mówił właśnie dyrektor. – Czy ja mam coś ze słuchem, czy na sali jest pies?
  • (…) jak szef jest okay, to proszę bardzo, może mnie poganiać ile chce.
  • – Jest za dziesięć! Ja powiem na wartowni, żeby tu przyszedł, dobrze? Jak przyjdzie.
    – Niech przyjdzie, jak przyjdzie – zgodził się komisarz, ale pani Jola nie wyczuła ironii.
  • – Karola ma z czego żyć, bo jej chłop jest bogaty jak nabab. A ona lubi być panią z telewizji. I wystarcza jej, że czasem poprowadzi „Gońca”, zresztą w jej wypadku to nie jest prowadzenie, tylko czytanie z promptera.
    – A co by było – zapytał ciekawie Marek – gdyby w trakcie emisji „Gońca” na placu Żołnierza wylądowało UFO?
    – To by wydawca wskoczył do studia i sam o tym powiedział. Z Karolą nie sprawdza się nic poza ścisłym standardem. A pamiętacie balony? (…) Szefowa postanowiła raz w miesiącu w czasie „Gońca” siadać przy telefonie i osobiście przyjmować do wiadomości, co ludzie mówią. Potem miała się pokazywać i odpowiadać na postulaty. To był, oczywiście, pic, ona po prostu strasznie lubiła się pokazywać w okienku. Parcie na szkło. Niektórzy tak mają. (…) Karolka wtedy prowadziła, już wszyscy wiedzieliśmy, że jej każde „dzień dobry” trzeba pisać. (…) Był tam taki jeden materiał o baloniarzach, jacyś rekordziści, budowali własne balony, dziwne bardzo. Karola miała przed nosem białą… to znaczy zapowiedź i miała powiedzieć, że takich balonów jeszcze państwo nie widzieli. Przeczytała to bardzo radośnie i w tym momencie naszemu koledze realizatorowi, nie znasz, nie Maćkowi, omsknęła się ręka na guzikach i zamiast wpuścić ten materiał z balonami, wpuścił panią dyrektor przy telefonie… Oczywiście, zaraz nacisnął właściwy guzik, ale ten ryk, któryśmy z siebie wydali, poszedł na mikrofony w studiu… Rozumiesz, że pani dyrektor w sekundę znienawidziła nas wszystkich…
  • Kobitka w stanie furii robi się bardzo silna. Zwłaszcza dwie kobitki.
  • Komisarz uprzytomnił sobie, ilu jeszcze stukniętych i nadmiernie komunikatywnych pracowników telewizji musi odpytać, i stracił cały apetyt na kotlet schabowy zakwitający przed nim wykwintnym garnirunkiem z zielonej sałaty i czerwonego pomidorka.
  • – Kurczę, Gizmuś – powiedziała Ilonka, zamknąwszy za nimi drzwi i sprawdziwszy, czy aby są dobrze zaryglowane. – Ja się z nimi po prostu zabiję. Ona mnie chce za niego wydać. Rozumiesz to, psiul?
    – Jasne, że rozumiem – mówiły oczka małego kosmity. – Daj mi kulek.
    – Zaraz ci nasypię – obiecała. – Za chwilę, bo teraz nie mogę się ruszać. Chyba za dużo zjadłam.
    Ruszyło ją sumienie, nasypała gremlinowi brązowych kulek puriny i dolała wody do miseczki.
  • Laseczka wprawdzie mocno stuknięta, ale wizualnie bardzo przyjemna. Tobie jest potrzebny ktoś taki, inaczej w końcu zostaniesz na zawsze ożeniony z policją, a to by była jednak strata dla ludzkości. Mam na myśli materiał genetyczny, oczywiście.
  • – Mamusia, a mogę wsystkim powiedzieć zagadkę?
    – A to jest zagadka z przedszkola, Maciusiu?
    – Z psedskola.
    – To ja bym się trochę bała – zachichotała znająca życie Ilonka (…).
  • – Masz mnie za podejrzaną czy tylko za idiotkę?
    Tylko za idiotkę – pomyślał natychmiast komisarz, ale się z tym niepotrzebnie nie wyrwał. Wszak mamusia wyhodowała go na dżentelmena.
  • (…) miałyśmy właśnie zacząć ten cykl z publicznością, kiedy nam anonimowy dobroczyńca udusił szefową. Złoczyńca, chciałam powiedzieć.
  • Naszym teatrom rozpaczliwie brakuje współczesnej literatury dramatycznej.
  • Niestety, kłamałam jak pies. Nie, pies nie kłamie. A ja tak.
  • – No, rozumiesz, chodzą ci po głowie różne rzeczy, którymi nie masz czasu się zajmować, na przykład sens życia w ogóle albo czy można być szczęśliwym, albo po co nam wojna, albo dlaczego ludzie nienawidzą się nawzajem, albo czy wyjazd za granicę w poszukiwaniu szmalu da nam to, czego oczekujemy, albo jaki sens mają ojczyzny w Europie bez granic…
    – Albo czy da się zamknąć gębę redaktorce, która wpadła w trans – dorzuciła Wika. – Rozumiesz, o co chodzi. I jeszcze byśmy to wszystko rozgrzebywały z punktu widzenia osób w różnym wieku.
    – Jednym słowem „Warto rozmawiać”? – spytała nieco złośliwie Ilonka.
    – Przestań! – Wika i Lalka zgodnie podniosły oczy ku niebu.
  • – O mać najjaśniejsza – wyrwało się Krysi. – Pan mąż!
    – Czy coś się stało? – zapytał nosowym głosem wybitny dramaturg.
    – Stało się, jak nie wiem co – jęknął Szymon. – Ktoś mi światła podmienił na nieżywą babę…
  • Osobę, do której mówimy po imieniu, trudniej się może przepytuje, za to łatwiej się z nią rozmawia.
  • – Ożeż ty mać radnaja niewiadomego pochodzenia – westchnął aspirant.
    Komisarz wypowiedział się krócej i bardziej dosadnie.
  • – Pan z policji, prawda? (…) Pan pozwoli, ja się nazywam Krystyna Sierakowska, jestem producentem tego programu. (…) A to moja koleżanka, Lalka Wiązowska.
    – Jaka Wiązowska! Przecież nie wyszłam za niego! Manowska, Eulalia Manowska, też autorka. O, idą nasi koledzy…
    Roch i Marek nadciągali właśnie, jak zwykle pełni uczuć pozytywnych, a z reżyserki zbiegali po karkołomnych schodkach Wika i Maciek. (…)
    – Wiktoria Wojtyńska, autorka programu…
    – Roch Solski, prowadzący. Tfu, jaki prowadzący, też gość. Przepraszam, kiedyś prowadziłem i tego… pomieszało mi się. Kobiety, a gdzie wasza gwiazda?
    – Dostała stuporu i siedzi jak siadła na jakimś klocku (…) Agata, może twoi studenci by zobaczyli, czy prowadząca jeszcze żyje… Tfu, przepraszam, to był głupi dowcip. Pani Agata też jest naszym gościem…
    – Dzień dobry, Agata Czupik. To znaczy Pakulska. Niedawno zmieniłam nazwisko. Ale zdecydowanie Pakulska.
    – Maciek Kochański miał realizować – jechała z rozpędu Krysia – no ale sam pan rozumie, program odwołaliśmy. Tu gdzieś przed chwilą był Szymon Wysocki, gdzie on się podział? To realizator światła, on znalazł… tego… panią dyrektor.
    – Szuka swoich reflektorów, które były w pudle przed naszą szefową…
    A ja jestem Ilonka Karambol – wyrwała się Ilonka. – Na pewno pan o mnie słyszał, bo współpracuję z policją bardzo często. Naprawdę nazywam się Ilona Kopeć. Nie, przepraszam, Ilona Dymek. Rozwiodłam się ostatnio i wróciłam do panieńskiego nazwiska, jeszcze mi się myli. A pan?
    Blondyn wciąż zachowywał pozory icemana, ale chyba coś w środku zaczynało mu buzować, o czym świadczyła ledwie dostrzegalna zmiana w wyrazie twarzy.
    – Komisarz Tomasz Ogiński. Czy państwo są do końca pewni własnych nazwisk, bo odniosłem wrażenie, że niekoniecznie?
    – Ach, bo to u nas, wie pan, jak to w telewizji, same śluby, rozwody, przegrupowania, kto by spamiętał…
  • Policjantom było obojętne, czy facet siedzi, czy stoi, czy może leży na wznak, byle jego wypowiedzi były precyzyjne.
  • – Przecież panie wiedzą, jak wyglądają, prawda? Pani Manowska, ile pani ma lat? Pani Wojtyńska, ile pani ma nadwagi? Bardzo przepraszam, ale prezenter musi trzymać pewien standard!
    – Czy pani dyrektor uważa, że jestem grubsza od Wojciecha Manna? – Wika odzyskała głos. – Którego wszyscy równo uwielbiają?
    – A co, do diabła, za znaczenie, ma mój wiek? – sarknęła Lalka. – Wyglądam zupełnie przyzwoicie! A to jest program autorski i w dodatku publicystyczny, nie rozrywkowy! Kankana nikt nie tańczy! Rozmawiamy o filozofii i literaturze.
  • Świadomemu reporterowi kieszenie służą wyłącznie do noszenia kaset.
  • Użytkowniczka pokoju okazała się wysoką i kościstą osobą, z makijażem nie krzykliwym a wręcz wrzeszczącym, oraz rudymi włosami ułożonymi w kunsztowną miotłę. Miała żylaste ręce z purpurowymi tipsami.
    Komisarzowi natychmiast przyszedł do głowy pewien transwestyta, z którym miał niegdyś do czynienia. Wyglądał podobnie i mówił barytonem.
    Aspirantowi Kasia skojarzyła się nie tyle z transwestytą, ile po prostu z przebranym chłopem.
  • Zabójstwo to głupia rzecz. Ja bym na panów miejscu szukała jakiegoś idioty, względnie kryptoidioty.
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
  • A słyszałeś takie powiedzenie, że pożar w burdelu to jest cicha msza w porównaniu z tym, co się dzieje w telewizji?