Plac Zbawiciela

polski film (reż. Joanna Kos-Krauze / Krzysztof Krauze; 2006)

Plac Zbawiciela – polski dramat społeczny z 2006 w reżyserii Krzysztofa Krauze i Joanny Kos-Krauze.

  • Zjemy sobie takie lekarstewko na zimno.
    • Postać: Beata
    • Opis: podając dzieciom lekarstwa, które w rzeczywistości miały je zabić

O Placu Zbawiciela edytuj

  • Z Jowitą Budnik współpracowaliśmy już wcześniej. Od wielu lat chcieliśmy napisać tekst specjalnie dla niej, była więc jedyną kandydatką do roli żony. Pod jej kątem wybraliśmy aktorów do ról męża i teściowej. Zaczęliśmy spotykać się w piątkę, czasami dołączał operator. Przegadaliśmy kilkadziesiąt godzin. Zwierzaliśmy się z bardzo trudnych. doświadczeń, staraliśmy się przed sobą otworzyć. I zaufać sobie nawzajem. Zrobiliśmy kluczowe założenie: robimy film o nas samych. O tym, z czym sobie nie umieliśmy w życiu poradzić, gdzie zawiedliśmy najbliższych, własne marzenia, dlaczego się ranimy. Potem zamknęliśmy się z Joanną i taśmami magnetofonowymi na wsi. Powstała pierwsza wersja scenariusza. Zdjęcia zaczęliśmy chyba na dziewiątej.
    • Autor: Krzysztof Krauze
    • Źródło: Kręci nas „Zebra”. 20 lat Studia Filmowego „Zebra”, Fundacja Kino, Warszawa 2008
  • Znaleźliśmy obiekty zdjęciowe. Pokazaliśmy je naszym aktorom. Chodziło o to, żeby nie poruszali się w wirtualnej przestrzeni. Żeby jak najwięcej skonkretyzować. Bo to działa na wyobraźnię aktorów. Potem poznali postaci z drugiego, trzeciego planu – swoje dzieci, rodzinę. Z dziećmi oswajali się kilka miesięcy. Arek przez dwa tygodnie praktykował w firmie montującej klimatyzatory. Wszystko po to, żeby na planie nie mieli własnych myśli i odczuć, tylko myśli i odczucia postaci. Na koniec, w przeddzień zdjęć przynieśli do filmowego mieszkania swoje własne, drobne przedmioty, pamiątki. Chcieliśmy, żeby pomieszkali wspólnie z tydzień, pomęczyli na pudłach, w ciasnocie, z jedną łazienką. Ale to nie było możliwe. To był film nisko-budżetowy.
  • (…) zostało nakręconych pięćdziesiąt dwie godziny materiału, a film ma jak wiadomo półtorej godziny. Ja ten film widziałam zupełnie inaczej. Myślałam, że wejdą inne sceny, zupełnie inne jego fragmenty. Tak więc kiedy pierwszy raz go oglądałam, siedziałam wciśnięta w fotel zaskoczona jakimi środkami, scenami w końcu ujęciami uzyskano końcowy rezultat. Dopiero oglądając Plac Zbawiciela za drugim razem zbliżyłam się bardziej do samej historii. Przyznam, że na mnie działa to wszystko piorunująco i wzruszająco, ale przede wszystkim ze względu na dzieci. To mnie kompletnie rozstraja i rozczula. Niezależnie od okoliczności za każdym razem płaczę na dwóch scenach. Te dzieci są tam naprawdę biedne, mimo że film nie epatuje nieszczęśliwymi, zatroskanymi dziecięcymi buźkami. Jest jednak coś tak przerażającego w ich historii, że mnie ten film dosłownie rozkłada.