Mieczysław Jałowiecki
polski dyplomata, ziemianin
Mieczysław Pieriejasławski-Jałowiecki (1876–1962) – polski ziemianin, agronom i dyplomata.
Na skraju Imperium i inne wspomnienia
edytuj(wyd. Czytelnik, Warszawa 2013)
- Którejś jesieni pojechałem z dziadkami do Kukuciszek na pogrzeb pana Horodyskiego.
Był to cichy, słoneczny dzień. Po polach snuły się już pajęczyny, a drzewa stały nieruchomo w swej jesiennej krasie, z purpurą klonów i dębów, i z pozłotą brzóz.
Narodu nagromadziła się wielka moc. Przyszli ludzie z sąsiednich parafii: z leśnych Łabonar, górzystych Tawrogin i z dalekich Łyngmian, a nawet aż spod Uciany i Owanty. Zjechali się też sąsiedzi i krewniacy zmarłego: przyjechali sędziwi bracia Bronisze i pan Kurmin ze Skuduciszek, i pan Butler z Sugint, i pan Stefan Jałowiecki z Jassan, i pan Romuald Malecki z Sidoryszek.
Ksiądz skończył obrzędy, posypały się grudki ziemi na trumnę, zaczęto zasypywać dół.
Jeden ze starszych panów przemówił w serdecznych słowach, wspominając życie i zasługi zmarłego, a białowąsy Wincenty Trykuń, gospodarz ze wsi Trykuny, powstaniec 63 roku, po litewsku opowiedział, jak to pan rotmistrz Horodyski ludziom pomagał i ratował ich w czasie powstania.
Nad mogiłą umocowano wysoki krzyż z Męką Pańską, a poniżej zawieszono mały krzyżyk na czerwono-granatowej wstążeczce. Dziadek ze wzruszeniem pokazał mi ten krzyżyk, zaznaczając, że nazywa się Virtuti Militari i nadawany był w państwie polskim.
– W państwie polskim? – zapytałem ze zdziwieniem.- Źródło: s. 28.
- Czasy panowania Aleksandra III wyryły głęboki ślad na stosunku Polaków do Rosjan. Za jego panowania tępiono systematycznie wszystko, co miało najmniejszą styczność z polskością i wiarą katolicką.
Na ścianach urzędów rosyjskich, na stacjach kolejowych w Królestwie, na Litwie, na Białorusi, wisiały ogłoszenia zabraniające używania polskiej mowy.
W szkołach język polski tępiono bezlitośnie. Młodzież szkolna rozmawiała pomiędzy sobą szeptem, w stałej obawie podsłuchu przez pedla, którego donos w tej sprawie do pana inspektora kończył się z reguły wydaleniem ze szkoły. Po wsiach urządzano obławy i rewizje u chłopów w celu wykrycia tajnych szkółek i elementarzy przemycanych z Prus Wschodnich.
Duchowieństwo katolickie prześladowano również na każdym kroku. Księżom nie wolno było wydalać się z granic parafii bez zezwolenia powiatowego naczelnika policji. Za podparcie walącego się ze starości krzyża przydrożnego, za postawienie nowego, za reperacje dziurawego dachu na kościele bez zezwolenia generała-gubernatora, groziło zesłanie na Syberię lub w najlepszym razie do guberni w środkowej Rosji.
Za czasów szkolnych mało miałem sposobności do bywania w Wilnie, ale w czasie rzadkich bytności w tym mieście starałem się głośno i ostentacyjnie mówić po polsku i ironicznie patrzyłem na policję, która nie ośmielała się zaczepić ucznia Liceum Cesarskiego z Petersburga lub zwrócić mu uwagi.- Źródło: s. 35.
- Aleksander III w rzadkich chwilach umiał być nawet sprawiedliwy i wspaniałomyślny. Mikołaj II zaś w opinii zebranych był postacią bezbarwną, nie było w nim ani majestatu, ani czegokolwiek, co przyciąga lub odpycha ludzi.
- Opis: w 1896.
- Źródło: s. 51.
- Zobacz też: Aleksander III Romanow, Mikołaj II Romanow
- – Napijemy się po kieliszku sherry lub whisky, co pan woli. A może hołduje pan wprowadzonej niedawno barbarzyńskiej modzie cocktaili? W takim razie mogę panu zaproponować coś, co nazywają martini.
- Opis: ok. 1895.
- Źródło: s. 81
- Namawiają mnie na kupno samochodu, ale mam wstręt do tego śmierdzącego wehikułu i nie wróżę nic dobrego z tej innowacji. Zresztą, czy może być coś piękniejszego ponad rozpędzoną czwórkę karych kłusaków?
- Opis: w 1910.
- Źródło: s. 177
- Zobacz też: samochód
- Wy na prowincji odbieracie sytuację taką, jaką zewnętrznie się przedstawia, nie biorąc pod rachubę, że wydarzenia się planuje i prowokuje w zależności od interesów.
- Opis: w 1914.
- Źródło: s. 194
- Wyjeżdżałem z Rosji z uczuciem nienawiści. Nienawiść nie jest uczuciem chrześcijańskim, ale po tym, com widział, nagromadziło się w mojej duszy tyle nienawiści, że opuszczałem Rosję z psychiką człowieka, dla którego zabicie bolszewika mogło być przyjemnością. Oprócz idei zła nie mogłem się dopatrzyć w bolszewizmie niczego.
- Opis: w 1918.
- Źródło: s. 379
- Spytałem ją, skąd powstała koncepcja wschodniej granicy Polski znanej jako linia Curzona.
– Ach, „Curzon line” – rzekła, śmiejąc się. – My ją nazywamy „luncheon line”. Byłam wtedy z Carrem, gdy zebrała się rada, aby wykreślić Polsce wschodnią granicę. Nikt nie wiedział, co to jest ta polska wschodnia granica, gdzie zaczyna się Rosja, gdzie kończy się Polska. Debaty przeciągały się bez końca, nadchodziła pora lunchu, wszyscy byli głodni i, jak to mówią, „annoyed”. Ty wiesz, co oznacza dla Anglika lunch. Tymczasem sprawa nie posuwała się ani na cal. Wreszcie lord Curzon przypomniał sobie, że ma jakieś stare mapy dotyczące „the second partition of Poland”. Zniknął na chwilę w swoim gabinecie, po czym wrócił tryumfująco z mapą w ręku, gdzie czerwoną linią była oznaczona granica. Wszyscy odetchnęli z ulgą, bez zastanowienia przyjęto ją jako wschodnią granicę Polski i całe towarzystwo, gratulując Curzonowi, pośpieszyło na spóźniony obiad. Jeden z dygnitarzy, winszując Curzonowi rozcięcia tego węzła gordyjskiego, powiedział: „Polacy to troublemakers, nawet nie dadzą spokojnie zjeść lunchu”. Stąd przezwaliśmy tę linię „luncheon line”. Widzisz, Mac, tak się u nas załatwia sprawy międzynarodowe…- Źródło: s. 613, 614
- Zobacz też: linia Curzona
- Każde pismo, każde odezwanie się władzy w demokratyzującej się Polsce było w gruncie rzeczy dla adresata obraźliwe. Toteż na sam widok koperty urzędowej i zawartego w niej świstka wystukanego na maszynie niedbałą ręką, człowieka chwytało coś za gardło.
- Źródło: s. 658
- Nazajutrz rano zaszedłem do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdyż dowiedziałem się, że mój dobry znajomy z czasów petersburskich, pan Roman Knoll, został wyznaczony na tymczasowego kierownika tego resortu. Lubiłem pana Romana za jego wesołe usposobienie i niezrównany dowcip. Był to przemiły leń, ale jakoś nie dopatrywałem się w nim męża stanu, a tym bardziej kierownika spraw zagranicznych, na które to stanowisko fala wypadków majowych go wyniosła.
Spotkałem go w holu ministerstwa, w chwili gdy własnie z gmachu wychodził. Był ubrany w świetnie skrojone, szare ubranie, wiało od niego dobrą wodą kolońską i beztroską. Zobaczywszy mnie, podszedł, ściskając serdecznie rękę.
- Panie Mieczysławie - rzekł - rekomenduje się "nowyj komissar po inostrannym diełam" Roman Adamowicz Knoll.- Opis: w maju 1926.
- Źródło: s. 723
- Na miejsce BBWR-u pułkownik Adam Koc utworzył Obóz Zjednoczenia Narodowego zwany Ozonem. Ozon to bardzo aktywna odmiana tlenu, ale ozon z laboratorium Koca zapachem swym był raczej zbliżony do siarkowodoru.
- Źródło: s. 738
- Gdy zabrakło w Polsce autorytetu, to trzeba było sztucznie ten autorytet stworzyć. Użyto więc statysty, któremu pod patronatem pana Mościckiego dano w rękę buławę marszałkowską. Tą kukłą był generał Rydz-Śmigły. Jako żołnierz bił się dobrze w czasie wojny bolszewickiej, ale był inspirowany wolą Marszałka. Gdy Piłsudski zabrał do grobu całą moralną i ideową treść, Rydz-Śmigły stał się nieużytecznym już akcesorium ekwipunku osobistego Marszałka, nadającym się do upiększenia ściany Muzeum Wojska Polskiego.
- Źródło: s. 739-740
- Zobacz też: Edward Rydz-Śmigły