Korona Ziemi (książka)

Korona Ziemi – książka Anny Czerwińskiej o zdobywaniu Korony Ziemi.

  • Carstensz Pyramid nazwano szczytem trudnym politycznie. Pomijając kłopoty, które mogą pojawić się już w Dżakarcie, gdyż kraj jest niespokojny, dotarcie pod samą górę też nie jest łatwe. Trzeba bowiem albo przejść przez zupełnie dziką, trudno dostępną dżunglę, gdzie toczą się lokalne walki plemienne, których nikt nie kontroluje, albo (a ta droga jest znacznie krótsza) przejechać przez prywatne tereny amerykańskiej kopalni złota, miedzi i czegoś tam jeszcze.
  • Jesteś teraz na Uhuru Peak (5895 m), najwyższym punkcie Afryki – zobaczyłam napis na wielkiej tablicy. Coś takiego! Ustawiłam się obok niej i Charles strzelił mi zdjęcie. Potem uroczyście otworzył metalową skrzynkę, wyciągnął mocno wymiętoszony zeszyt i króciutki ołówek. Z przyjemnością wpisałam swoje nazwisko. Był 10 września, godzina 8.30. Słońce, szczyt, łatwe zejście na dół. Bez żadnego stresu. Czysta radość. Tak zapamiętałam Kilimandżaro.
  • K2 trzykrotnie odparło nasze ataki. W ostatniej wyprawie w 1986 roku do szczytu zabrakło nam 300 metrów na słynnym południowym filarze. Dwa biwaki powyżej 8000 metrów, walka z niekończącymi się trudnościami... a jednak odwrót, bo chociaż pragnęłyśmy wejść na K2, jak na żaden inny ośmiotysięcznik, to jednak nie byłybyśmy gotowe zapłacić za szczyt każdej ceny.
    • Zobacz też: K2
  • Kilka szybkich ruchów i nagle ścianka skończyła się jak nożem uciął. Mimo że rakami stałam jeszcze w stromym lodzie, moje ręce opierały się już o płaską powierzchnię śnieżnej platformy. Nieco dalej dostrzegłam skalne płyty i niewielki, prawie regularny lodowy stożek. Wbity w lód sterczał na tle nieba kijek narciarski. Zwisała z niego spłowiała chorągiewka. (...) Ostrożnie wczołgałam się na platformę. po kilku krokach znalazłam się przy skałach na drugim jej końcu. Wyjrzałam, ale nie było już nic wyższego. Mount Vinson należał do mnie.(...)
    Wśród skałek odnalazłam metalową puszkę z umieszczonym w środku zwiniętym zeszytem. Z pewnym wzruszeniem otworzyłam go. Wpisy były różne. od suchych faktów – data, godzina, nazwisko, po entuzjastyczne zachwyty.
  • Korona Ziemi zmieniła mój stosunek do Everestu. Bawiąc się w kolekcjonowanie szczytów, poczułam się zwolniona z obowiązku dokonywania wejść sportowych. Wystarczyło wejść na szczyt.
  • Mount McKinley – najwyższy szczyt Ameryki Północnej, znany też pod nazwą Denali. Jest to trudny przeciwnik. Jego olbrzymi lodowy masyw wznosi się na dalekiej północy w arktycznych górach Alaska Range, leżących tylko nieco poniżej Koła Podbiegunowego. Otaczają go potężne lodowce, bronią legendarne wiatry i bardzo niskie temperatury.
  • Muleros wiązali im nogi, zasłaniali oczy i dopiero wtedy można było na grzbiecie zwierzęcia umocować ciężar. Problem polegał na tym, że muł uwolniony z więzów z reguły uciekał przed siebie, usiłując po drodze wszystko pozrzucać. Zrozumieliśmy, dlaczego muleros podróżowali konno – łatwiej było im dogonić uciekiniera. Po chwili schwytany muł potulnie wracał do obozu i wszystko zaczynało się od nowa.
  • Na grzbiecie śnieg był odwiany i dostrzegłam zarys ścieżki obramowanej kamieniami. Trzymałam się jej wytrwale i wreszcie we mgle, przede mną, zamajaczył prostokątny kontur. Jeszcze kilka kroków i stanęłam przed brzydkim kamienno – betonowym postumentem z wmurowaną tablicą. Stałam na szczycie Góry Kościuszki – godzina 11.00.
  • Nie było już nic wyższego, nad moją głową przelatywały chmury pędzone przez wiatr, z łoskotem uderzający o grań. Tuż koło mnie ujrzałam krzyż, obok kilka metalowych tabliczek. Z trudem odczytałam godzinę na pokrytym lodem zegarku. 17.15. Szczyt! Cała Ameryka Południowa leżała poniżej nas. Ewa siedziała skulona, starając się obronić przed lodowatym tchnieniem Andów. Nie byłyśmy tu mile widzianymi gośćmi. Aconcagua próbowała się nas pozbyć. Trzeba było wiać jak najszybciej.
  • Obie te wyprawy pogrążyły mnie w morzu prac organizacyjnych oraz uświadomiły, jak trudno jest kierować zespołem silnych indywidualności, jakimi przeważnie są alpiniści.
  • Obok wznosiła się mała turniczka, dosłownie oblepiona metalowymi lub kamiennymi tabliczkami. Przyjrzałam się napisom i ze zdumieniem stwierdziłam, że jest to rodzaj symbolicznego cmentarza, a na tych wszystkich tabliczkach widnieją nazwiska osób, które stały się ofiarą Elbrusa, Wkrótce zrozumiałam, dlaczego tak się działo. Wielu ludzi przychodziło tutaj, aby wejść na szczyt bez żadnego górskiego ekwipunku. Mieli jakieś płaszcze, marynarki, zwykłe miejskie buty, dżinsy. Tak ubrani padali oczywiście łupem zimna i śnieżycy.
  • Po powrocie z Australii zostałam zaproszona do telewizyjnego programu Kawa czy herbata.
    – Pani Anno, jest pani przecież himalaistką. Czego szukała pani na Górze Kościuszki? – spytał redaktor.
    Wtedy po raz pierwszy powiedziałam oficjalnie o koronie Ziemi. Żarty się skończyły, zdałam sobie sprawę, że już nie mogę oszukiwać siebie i innych, mówiąc, że wchodzę na te wszystkie góry przez przypadek. Wybieram te, a nie inne, bo chcę zdobyć Koronę Ziemi. Potwierdziłam to zdobyciem Góry Kościuszki. Cóż innego mogło mnie skłonić do podróży przez pół świata po to, by wejść na łatwą bałuchę, niższą niż Tatry. Tak więc musiałam podnieść rękawicę, którą sama sobie rzuciłam.
  • Powyżej 7500 m, gdzie droga wiodąca północno – wschodnią grzędą wkraczała w mikstowy teren, teraz praktycznie nie było śniegu. Wylazł stromy, ruchomy piarg i miejscami kruche skały. Ukazały się wszystkie śmieci, pozostałości po obozach, stare liny, porzucone butle. Everest jakby się postarzał. Przykro było wspinać się po tym śmietnisku.
  • Przez wiele lat biegłam przez życie drogą przypominającą bardziej tor przeszkód niż wygodną, wydeptaną ścieżkę.
  • Przyszło ciężkie załamanie pogody. Straciło życie kilku wspinaczy zaskoczonych wysoko na grani. Nie winiłam za to Everestu. Taki był, groźny i potężny. To my musieliśmy uniknąć jego gniewu.
  • Środowisko polskich himalaistów było na początku lat dziewięćdziesiątych bardzo przetrzebione. Niektórzy porzucili bujanie w obłokach i zajęli się prozą życia, większość tych, których brakowało, pozostała jednak w górach.
  • Te potężne zwierzęta wcale nie noszą dużo. Muszą być natomiast równomiernie obciążone, dlatego dla każdego trzeba przygotować dwa ładunki o wadze około 20 kg każdy. Tak załadowanemu jakowi można jeszcze na grzbiet dołożyć jakiś lekki a duży przedmiot, na przykład kanister lub materacyk.
    • Zobacz też: jak
  • W początkach mojego wspinania właśnie ocieranie się o śmierć, to ostrożne zaglądanie na drugą stronę, fascynowało mnie bardziej niż góry. Później zrozumiałam, że było to głupie. Żadna przygoda nie jest warta utraty życia. Długa lista moich przyjaciół pozostałych na zawsze w górach przeczyła jednak temu twierdzeniu.
  • Wraz z Krystyną Palmowską wspięłyśmy się na Mont Blanc – legendarną lodowo – skalną wschodnią ścianą zagrożoną lawinami i obrywami seraków. Urwisko to słynie z tego, że podczas załamania pogody nie ma możliwości wycofania się z niego, pozostaje tylko droga w górę, gdyż trawersowanie dolnych partii równa się wyrokowi śmierci.
    Wschodnia ściana Mont Blanc składa się z kilku wybitnych żeber. Środkiem biegnie głęboki żleb, znany jako Grand Couloir. Już w chwilę po wschodzie słońca, gdy tylko pierwsze promienie dotkną górnych partii ściany, zaczyna się ostrzał kuluaru – wkrótce spływa nim rzeka lodowych odłamków. Przekroczyć go bezpiecznie można tylko nocą i to wtedy, gdy temperatura opadnie znacznie poniżej zera.