Konopielka (film)

film

Konopielka – polski film obyczajowy, komedia z 1981 roku w reż. Witolda Leszczyńskiego, na podstawie powieści Edwarda Redlińskiego pt. Konopielka.

Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!

Dialogi

edytuj
Dziad: Ech, widzę, że już nigdzie pokoju nie ma…, nawet u was diabeł penietruje…
Tatko: Diabeł?
Dziad: Od porządku ludkowie moi jest Pambóg – On pilnuje żeby wszystko szło jak trzeba i było jak na początku, teraz, zawsze i na wieki wieków amen. A diabeł chce zmieniać. Ulepszać. Słyszycie? – ulepszać. Już jemu mało, że krowa cieli się; gdzie tam, on chce żeby się źrebiła. Ooo, do czego idzie… Krowy będo się źrebili, kobyły cielili, owieczki prosili, chłop z chłopem spać będzie, baba z babą, wilki latać będą, bociany pływać, słońce wzejdzie na zachodzie, a zajdzie na wschodzie!
Tatko: A Pambóg? Co na to Pambóg?
Dziad: W tym bieda…, że Pambóg coraz starejszy… coraz częściej odpoczywa. A diabeł nachalnieje z roku na rok. Wojny teraz jedna za drugą, jak nie tu to tam. Strasznie dziś ludzie zaczepne, biją się i biją.
Kuśtyk: A mniej więcej o co?
Dziad: Tego za bardzo nie wiadomo. Krew się w ludziach gotuje. Jeżdżą, wyjeżdżają, przyjeżdżają. Oszukaństwo, złodziejstwo… kurestwo. Sodoma, Gomora.
  • Opis: w chacie podczas „odczyńma”.

Ziutek: Tatu, na co drzewo z lasu wozić jak pod chatą rośnie?
Kaźmirz: Tego drzewa zasrańcu nie masz prawa tknąć, choćby słomo palić przyszło!
Ziutek: Czemu tato?
Kaźmirz: Temu, że jak rodził się ja, babka drzewko koło węgła zasadzili. No i rośnie razem ze mną, jak brat. A jak by nie daj Bóg kto jego ściął to i ja umarł by.
Ziutek: To wszystkie drzewa przy domach to braty?
Kaźmirz: Braty, siostry.
Ziutek: Tatu, a w lesie?
Kaźmirz: W lesie też ludzi, tylko nieznajome.
Ziutek: To jakby drzewów nie ścinać, ludzie nie umierali by?
Kaźmirz: Nie umierali.
Ziutek: To czemu ścianajo?!
Kaźmirz: A czym majo w piecach palić, gotować, no czym? Ale bez potrzeby drzewo ściąć albo pokaleczyć – grzech straszny… (…)
Ziutek: Tatu, a czy to prawda, że kiedyś Pan Bóg po świecie chodził?
Kaźmirz: Prawda. Za dziada przebrany chodził, porządku pilnował!
Ziutek: I co, niedobrych ludziów karał?
Kaźmirz: Karał! Dajmy na to zobaczył raz cieśle co w niedziele siekierą robił, zarobku łakomy psia menda, i co? Przemienił jego w dziancioła!
Ziutek: To dziancioł człowiekiem był?
Kaźmirz: No. Albo taki bober. Toż to rybak! Łapał ryby, łapał, cały kosz nałapał… A dziad idzie, prosi: „Daj rybkę mnie, głodnemu”. A rybak klepnął sie po dupie, „O tu dla ciebie ryba, darmozjadu” – mówi. I jeszcze piernuł. I co? Od razu jemu chwost rybięcy wyrasta i szerść, i odtąd bobry w wodzie kisno i z zimna popierdujo…
Ziutek: O Jezu, to wszędzie ludzi poprzemieniany?
Kaźmirz: A tak, toż mówio: las słyszy, pole widzi, nigdzie nie schowasz się. Wszystko na ciebie patrzy, czy kradniesz, czy oszukujesz, czy robote marnujesz… I temu trzeba żyć, jak Pan Bóg przykazał.
  • Opis: w drodze po drzewo.

Domin: (…) ale kosa nie do żyta. Żyta koso, się nie kosi.
Kaziuk: No to się będzie kosiło!
Kuśtyk: Ty od razu mów bratku, że ty masz nas za durniów!
Kaziuk: Czy ja mówię, że wy durne?
Dunaj: No to czemu nas obraził? Czemu nie żął razem z nami?
Kaziuk: Ludzie, co wy? Przecież ja nie dla obrazy wyszedł. Tylko żeby było… lepiej.
Michał: Lepiej? A może prędzej?
Józef: A czy to w robocie o prędzej idzie?
Kaziuk: A idzie, psia mać, idzie.
  • Opis: podczas żniw.

---

Wójt: Słuchajcie taplarscy, jak wszystkim wiadomo, tam na górce pod głazem leży zakopany koń. Cały ze złota. Tak, czy nie?
Filip Pierdun: Ogon i grzywa śrebrne!
Wójt: A niech będzie że śrebrne – ale reszta… złoto…
Filip Pierdun: Nie! Kopyta żelazne!
Wójt: No dobra, kopyta żelazne, ogon i grzywa srebrne – ale reszta złoto.
Domin: To wy uważacie, że ten koń tam jest?
Wójt: A wy że nie?
Domin: Tego nie mówię…
Wójt: A teraz mi powiedzcie, ile za takiego konia można kupić, no powiedzmy – cukru? No ile wozów? Takich czubatych! Jak z drzewem. Albo z gnojem.
ktoś z sali: Tysiąc!
Wójt: Ha ha ha. A ja wam powiem, że za takiego konia można kupić cukru, smalcu, marmolady, kiełbasy tyle, że wy by za sto lat tego nie zjedli.
Domin: Złoto w świecie drogie…
Wójt: Właśnie. A ja się was pytam, dlaczego nie przekopiecie szpadlami tej górki, co?
Filip Pierdun: Nikt nie próbuje, bo czort pilnuje!
Wójt: Toć macie na diabła święconą wodę. Bo tak naprawdę taplarscy, to nie diabła się boicie, a tego, że nic tam nie znajdziecie, o. I skończy się bajanie – o smakołykach, strojach, dworach…
  • opis: zebranie