Jerzy Łoś

polski matematyk

Jerzy Łoś (1920–1998) – polski matematyk, logik, filozof, ekonomista, kolekcjoner.

  • Bo zbierać można zarówno rzeczy, jak porcelanę – co nas tu specjalnie interesuje – obrazy, broń, znaczki, pudełka zapałek czy serwetki papierowe, zbierać można zwyczaje, przysłowia, piosenki, a nawet poszczególne słowa. Przede wszystkim jednak można zbierać wiadomości.
    • Źródło: E. Kowecka, J. i M. Łosiowie, L. Winogradow, Porcelana polska, Wrocław Ossolineum, 1975, s. 133.
Jerzy Łoś
  • Brak niepodległości i związane z tym niepomyślne koniunktury ekonomiczne nie pozwalają polskim wytwórniom w XIX wieku rozwinąć się tak, jak rozwinęły się one w innych krajach. Ale ich wytwory mówią coś o ludziach, którzy ich używali, o czasach, w których powstały i dlatego są miłe naszym sercom, sercom ludzi, którzy się urodzili z przyrośniętą do duszy konfederatką z pawim piórem.
    • Źródło: E. Kowecka, J. i M. Łosiowie, L. Winogradow, Porcelana polska, Wrocław Ossolineum, 1975, s. 138.
  • Nie byłem ani bohaterem, ani ofiarą. Raz mnie uderzono, ale w morzu okrucieństwa i przemocy to się w ogóle nie liczy. Jednak czas okupacji przetrwałem z poważnymi ranami na psychice. Jeszcze przez lata budziłem się po nocach, kiedy śniło mi się, że mówię po niemiecku. Odrzucałem współpracę ze wschodnioniemieckimi wydawnictwami, a kiedy miałem już możliwość pojechania do Francji, wybrałem drogę przez Wiedeń i Zurych, byle tylko nie musieć jechać przez Niemcy.
    • Źródło: Dankesrede aus Anlaß der Verleihung der Ehrendoktorwürde, Hagener Universitätsreden 23, Hagen: Oktober 1995, s. 39.
  • Po raz pierwszy pojechałem znów do Niemiec w roku 1978 na zaproszenie Uniwersytetu w Hagen. To było już po ogłoszeniu listu episkopatu polskiego do niemieckiego, zawierającego słynne słowa „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. A wiele było do przebaczenia. Sam oglądałem eksodus Niemców z Wrocławia, szli szeregami i ciągnęli za sobą swój dobytek, właściwie resztki tego dobytku, pośpiesznie załadowanego na wózki. Tłoczyli się do wagonów i jedyną ich pociechą mogło być, że na końcu tej podróży nie czekają na nich komory gazowe. Jednak o tej pociesze nie myśleli i nawet nie musieli o tym myśleć. Nie musieli też myśleć o tym, że wypędzali ich wypędzeni. Bowiem w tym czasie Wrocław i okolice były pełne zaciągających Polaków ze Lwowa, Podola, Wołynia, Polesia i można nawet było usłyszeć melodyjną mowę z okolic Wilna.
    • Źródło: Dankesrede aus Anlaß der Verleihung der Ehrendoktorwürde, Hagener Universitätsreden 23, Hagen: Oktober 1995, s. 39.
  • Taki obóz przejściowy znajdował się też w Izbicy, małym miasteczku pomiędzy Krasnymstawem a Zamościem, zamieszkanym wówczas przez około siedem tysięcy Żydów i garstkę innych, głównie folksdojczów. To byli polscy Żydzi. Kiedy już ich wywieziono do komór gazowych w Treblince, do Izbicy sprowadzano Żydów z Austrii, Czech, Niemiec, a nawet Holandii. (…)
    Jeszcze dzisiaj jest mi trudno o tym mówić, tak niewiele mogłem wówczas zrobić dla tych ludzi. (…)
    Najbardziej tragiczne przy tym było, że ci ludzie stale oddalali od siebie myśl o swoim losie, chociaż byli świadomi losu swoich „poprzedników” – Żydów polskich. Do dziś dźwięczą mi w uszach słowa [dentysty z Wiednia] T.: Wytępienie było przeznaczeniem polskich Żydów. My jesteśmy innymi ludźmi… (…)
    • Źródło: Dankesrede aus Anlaß der Verleihung der Ehrendoktorwürde, Hagener Universitätsreden 23, Hagen: Oktober 1995, s. 38.