Irena Wollen (1934−2011) – polska reżyserka teatralna i telewizyjna.

O Irenie Wollen

edytuj
  • Irena była kobietą „bez wieku”, w środku zawsze młoda, niezłomna, niezwykle inteligentna, z uroczo złośliwym poczuciem humoru, również na własny temat. Wiele zrobiła dla ZASP-u, nie było dla Niej sprawy nie do załatwienia, zarażała energią. Mówiła: „Ty wymyślaj, a mnie zlecaj”. Było dla mnie zaszczytem, że obdarzyła mnie swą przyjaźnią. Miałam też przyjemność wręczyć Jej trzykrotnie Nagrodę Syzyfa, przyznawaną za bezinteresowną pracę na rzecz Stowarzyszenia. Nie absorbowała ludzi swoją osobą do tego stopnia, że Jej choroba i śmierć ogromnie nas zaskoczyły. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Nieprawda. Cmentarze pełne są niezastąpionych. Za nimi tęsknimy. I tak będzie z Irenką.
  • Irena była bardzo ważną osobą w moim życiu zawodowym. Kiedy wróciłem do Teatru im. Słowackiego, otworzyła mi telewizyjną drogę kariery w Krakowie, angażując mnie do głównej roli w „Owczym źródle” Lope de Vegi. Później zagrałem u Ireny wielokrotnie – m.in. w „Zabawie” Mrożka, ale początki współpracy są mi szczególnie bliskie. „Owcze źródło” to było moje pierwsze spotkanie z kobietą – reżyserem. Zaskakujące, bo zobaczyłem kobietę bardzo zdecydowaną, szybko reagującą na wszystkie przejawy bałaganu na planie. Znakomicie radziła sobie ze skomplikowanymi scenami, dziejącymi się m.in. w podkrakowskich plenerach. Nigdy nie miałem w pracy z Ireną poczucia straty czasu, bo skupiała się nie na sobie, ale na pracy: perfekcyjna, świadoma tego, co robi, przy tym spontaniczna, „otwarta” na aktora i bardzo mu przyjazna. A jednocześnie z charakterem władcy.
  • Moje pierwsze spotkanie z Ireną miało miejsce w Piwnicy pod Baranami, gdzie Ona, będąc piękną kobietą, miała już swoją pozycję. Potem spotkaliśmy się w Teatrze Rapsodycznym, gdzie byłem aktorem. Irena także. Postanowiła zostać aktorką i, jak to Ona, postanowienie swoje zrealizowała. Pamiętam Ją z „Legendy” Wyspiańskiego, grała Muzę Wodną – była w niebieskich trykotach, powłóczysta, bardzo zgrabna, pięknie wyglądająca. Z czasem opuściła Rapsodyczny. Ale przyjaźniliśmy się nadal. A najpiękniej było w ostatnich latach, kiedy już na emeryturze zostałem asystentem Ireny podczas pracy nad filmem o Teatrze 38. O Jej i moim teatrze. Mieliśmy jeszcze zrobić film o Zygmuncie Koniecznym, scenariusz Irena miała już gotowy.