Grzegorz Kaliciak

polski pułkownik

Grzegorz Kaliciak (ur. 1973) – polski wojskowy, podpułkownik Wojska Polskiego.

  • Mentalnie bardzo różnimy się od armii amerykańskiej, na której wszyscy się dziś wzorują. Amerykanie mają bardzo drobiazgowe procedury i bardzo dobry sprzęt. A jednak zastanawiałem się czasem, jak to się działo, że gdy walczyliśmy ramię w ramię, ginęło paru Amerykanów, a my pozostawaliśmy nietknięci.
Grzegorz Kaliciak, sierpień 2014
  • Polski wywiad jest dobry. Ma swoje sposoby, ale więcej pani nie powiem, bo my jego pracowników nie pytamy, jak to robią. Jeśli chcą, to mówią sami, chyba że nie pozwalają na to zasady. Wojsko korzysta z ich pomocy, istnieje pewnego rodzaju współpraca. Mają szerokie kontakty, właściwie siatki kontaktów, potrafią zebrać tajne informacje lub je wykupić, jeśli trzeba. W każdym razie - wątek tego człowieka nie jest wyssany z palca, ta praca mniej więcej tak wygląda w rzeczywistości.
  • Radzenie sobie ze strachem zależy od człowieka, a nie od tego, jaką ma się pozycję. Były przypadki, że i dowódcy nie wytrzymywali, i trzeba było szukać zastępstwa. Ze swojego doświadczenia wiem, że gdy coś się zaczyna dziać, to człowiek nie myśli, jakie będą konsekwencje, tylko działa.
  • Tam, w City Hall, był moment, w którym dwa pociski moździerzowe rozerwały dach. Dostałem odłamkiem, poczułem w ustach smak krwi. Zanim zorientowałem się, że to była tylko rozcięta warga, w ułamku sekundy pomyślałem o rzeczach, które chciałem zrobić i nie zdążyłem. I o tym, co zrobiłem źle. Karbala i misje w ogóle sprawiają, że człowiek nagle zaczyna doceniać to, co ma: rodzinę, życie. Uczy się, że trzeba cieszyć się chwilą. A to przecież prawda ogólna, nie dotyczy tylko żołnierzy.
    Mam nadzieję, że na „Karbalę” przyjdzie sporo młodych ludzi i że zrozumieją to przesłanie. Zobaczą, jakie jest polskie wojsko i co robi na misjach. Dowiedzą się, że służba wojskowa nie jest łatwa. Ale też - że może być niesamowicie ciekawa.
  • To strasznie żołnierzy boli. Zwłaszcza gdy ktoś jedzie na drugą zmianę po to, by nadal zdobywać doświadczenie w terenie. Przecież w instrukcjach podczas szkoleń, nawet tych dawnych, wyraźnie się podkreśla, że żołnierz ma bronić swojej ojczyzny. A taka misja to też jest reprezentowanie Polski. Oby tylko zdobytej tam wiedzy nie trzeba było faktycznie wykorzystać w obronie kraju.
  • W Polsce szkoliliśmy się na strzelnicy. Strzelaliśmy do papierowych tarczy. Tam musieliśmy codziennie strzelać do ludzi - nawet jeśli byli to terroryści gotowi nas zabić, zawsze mieliśmy przed oczami czyjąś twarz. Wielu ludzi po tym doświadczeniu odeszło z armii, nie wytrzymało. Część sobie jakoś poradziła - czy to z pomocą wojskowego psychologa, czy dzięki chwili odpoczynku.
  • W Polsce tego nie robimy. Brakowało u nas filmu, który by to pokazywał. Mam nadzieję, że „Karbala” trafi szczególnie do młodych ludzi - tych, którzy nie znają wojska, nie znają polskiej armii. Nie wiedzą, że bohatera nie trzeba szukać w historii, lecz wystarczy rozejrzeć się wokół - być może w piekarni obok kupuje sobie właśnie bułkę. Albo myślą, że wojna jest sprawą, która nas nie dotyczy, bo jest odległa. Nic bardziej mylnego, wojna może się zdarzyć w każdym momencie. Film może nam pokazać, że mamy dobrą armię z wysokimi aspiracjami. I że warto iść do wojska! Choćby po to, by wiedzieć, co robić, gdy ojczyzna będzie tego potrzebowała.
  • Zdarzało się, że podczas obrony meczetów czy City Hall tworzyliśmy tzw. stanowiska pozorne - ustawialiśmy w oknie worki z piaskiem, udając, że to stamtąd będziemy strzelać, po czym wybijaliśmy szybę w oknie poniżej, dzięki czemu moi żołnierze mieli największy procent wykrywalności stanowisk ogniowych snajperów. Amerykanie pytali: „Nie macie sprzętu, ale wygrywacie - jak to robicie?". To były owoce naszego dobrego wyszkolenia, ale też polskiej mentalności: gdy nie mieliśmy sprzętu, musieliśmy to nadrabiać kombinowaniem i pomysłowością.