Górnik
osoba pracująca w kopalni
Górnik – człowiek pracujący w kopalni, w szczególności ten, którego główne zadanie to urabianie kopaliny.
- Cała załoga kopalni Gwido o niczym teraz nie rozprawiała, jak o koniu Łysku, który w pokładzie Idy ciągnie za sobą wagoniki z węglem, a po szychcie odpoczywa w sklepionej stajni, wykutej w caliźnie piaskowca pod pochylnią. (…) Górnicy radowali się jego obecnością w podziemiu jak kimś ogromnie bliskim. W kopalni Gwido nie posługiwano się końmi od kilku lat. (…) Żal im było tamtych koni, bo z czasem wszystkie ślepły, a wywiezione na powierzchnię dogorywały na łaskawym chlebie. Lecz w ich towarzystwie czuli się innymi ludźmi. Nie wyrzekali na swą ciężką dolę, nie zżymali się na nią. Dlaczego tak było – nie wiedzieli. Wiedzieli tylko, że im dobrze z nimi. Zdawało się każdemu, że to istoty tak samo cierpiące jak oni sami. Uważali je za swoich przyjaciół, którzy umieją patrzeć na człowieka jak ktoś, kto posiada czujące serce.
- Autor: Gustaw Morcinek, Łysek z pokładu Idy, Kraków 1997, s. 6–7.
- Do lat 60. władze twierdziły, że przyczyną wszystkich katastrof są sabotaż i celowe działanie imperialistów. Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, a później Służby Bezpieczeństwa na siłę szukali winnych, którzy po pokazowych procesach na wiele lat trafiali do więzień. Zmiany nastąpiły w latach 70. Wypadki w kopalniach stały się narzędziem propagandy. Nagłaśniano je, by pokazać społeczeństwu, jak niebezpieczna jest praca górników.
- Autor: Przemysław Semczuk, Wstęp w: Zatajone katastrofy PRL, Warszawa 2011, wyd. Newsweek Polska, ISBN 9788375589214, s. 6.
- Górnicy! do wind i w głąb!
Niech się sroży kilof i świder!
Dalej w pokłady! Kuj i rąb
to, coś ziemi ojczystej wydarł!
Pojedzie to czarne złoto
do Szczecina, do Gdyni, do Gdańska.
Roboto, roboto, roboto,
robocza Polsko, nie pańska!- Autor: Władysław Broniewski, Do domu, w: Wiersze, Białystok 1993, s. 250.
- Kopalnia wchłonęła już dzienną porcję górników, około siedmiuset ludzi, którzy krzątali się teraz po tym potężnym mrowisku, dziurawiąc skałę we wszystkich kierunkach, podobnie jak robaki toczą stare drzewo. Gdyby ktoś przyłożył ucho do ściany skalnej, usłyszałby, jak ociężałe milczenie pokładów węgla tętni ruchem wind i uderzeniami kilofów wgryzających się w caliznę.
- Autor: Émile Zola, Germinal, Wrocław 1978, s. 37.
- Prędzej, górniku, głębiej, górniku,
węgla pokłady rąb,
w twojej kopalni, na twym chodniku
staje ojczyzny zrąb. (…)
Prędzej, górniku, śmielej, górniku,
w przyszłość twą jasną idź,
dąż zastępami współzawodników,
w trudzie pierwszeństwo chwyć!- Autor: Władysław Broniewski, Zabrze, w: Wiersze i poematy, Warszawa 1978, s. 265.
- Przy robocie górnik jest władza wielka i odpowiedzialność. Gdy nie mówi, to myśli. A do myślenia starczy mu materiału aż nadto: gdyż górnik tylko ma przeczucie wszystkich spraw pokładu, tąpania, rabowania się węgla, odbudowy wszelakiej i jak dziury do strzału założyć i co do puchów, gazów, smrodów. Przeczucie nie uczone, lecz długim życiem pracy wystarane.
- Źródło: Juliusz Kaden-Bandrowski, Czarne skrzydła. Tadeusz, Kraków 1975, s. 128.
- W śpiew syren przytuleni
wracamy. W nasze przyjście
żony wychodzą do sieni
na pocałunek po szychcie.
I znowu Odpływamy
od żon i pól i światła,
jak przystań dom mijany
powroty nam ułatwia.
- Wyrzucali sobie wzajem wszystko, więźniów politycznych, kraty, zdradę, prowokację, węgiel, czas pracy, zdobycze i kradziony materiał wybuchowy, karbid, fleki – jedni drugim, bezrobotni szmelcerzom (…), górnicy tłukący przed się rękami jak młotem…, ładowacze, spychacze, zapinacze, karowacze o plecach wypukłych jak skiby, głodne dziewki z sortowni, ze zwału, z odkrywki, z płuczek, głuche od trzasku węgla, cieśle i murowacze, i prześmierdli woźnice i zamulacze, wszystkie fachy zamułki, obrzękłe wodą glizdy kopalniane, ramiarze, rurarze i palacze pełni kaszlącego rozpuku, sygnaliści z podszybia i nadszybia, jeden słuch, jeden duch, ręce śliskie jak bigle, twardzi ludzie od śtosa – cała pomoc, umowa, pańska dniówka, czas zjazdu i wyjazdu, i czas pracy, wszystkie akcje, zdobycze, wszystka, wszystka powierzchnia i dół!
- Autor: Juliusz Kaden-Bandrowski, Czarne skrzydła. Lenora, Kraków 1975, s. 57–58.
- Z mroku i głodu, z trudu i nędzy
pierwszy komin wybiegał ku chmurom (…).
Na robotach Stanoszek. Bluzga ziemia posoką
i do szybu przelewa się miękko.
Wieczór nietoperzami przypływa gdzieś z boku,
z szybu smród bucha jak z szynku.