Bogdan Czaykowski
polski poeta, krytyk literacki i tłumacz
Bogdan Czaykowski (1932–2007) – polski poeta, krytyk literacki, tłumacz.
- A wróciliśmy do miejsc naszej miłości, starych ulic,
gdzie z liści spadał deszcz brunatny, w bezksiężycowe miasto.
Stają mi w oczach sceny tradycji pasterskiej:
Dafnis i Chloe koziołkujący pod drzewem,
Adam i Amaryllis, a może imiona są inne,
Werter przeszyty piorunem, kornwalijskie historie.
Towarzyszy nam wszędzie echo, w tych starych murach,
i z echem naszych kroków ta odleglejsza pamięć
tworzy harmonię. Dlatego ten spór?- Źródło: Tradycje miłości
- Ale wszystko, wszystko będzie w końcu wyrównane,
W metafizycznej słodyczy wielkiego uspokojenia.- Źródło: Spekulacja
- Coś powiedziałem o nadłamanym moim życiu. Tak, w pewnym sensie nadłamanym, bo jeszcze półtora roku temu byłem taki zdrowy, taki żywy, taki wesoły, taki pełen energii, pisania, słów ciekawych. No, i co? I tu nagle przychodzi przełom, którego ja nie pragnąłem, nie oczekiwałem, i uderza we mnie jak fala Pacyfiku, ale ogromna jakaś, taka, która mnie zatopi prawdopodobnie. Już jestem zatopiony do pewnego stopnia. Ale ona jeszcze mi zostawia taki maleńki skrawek na piasku. No i ta fala mówi, tak fala mówi, dlaczego nie? I mówi do mnie:
– Bogdanie, szykuj się.
– Do czego ja mam się szykować?
– Zobaczysz…
– No dobrze, Falo, jeżeli ja mam się szykować, to dokąd?
Fala milczy.
Tak to jest z tą przyrodą. W momencie, kiedy chcemy wiedzieć, ona milczy. Badamy jej tajemnice na najróżniejsze sposoby, ale kiedy pytamy ją wprost, ona milczy.- Źródło: List znad Pacyfiku
- On miał szklane oko, a ja wodoszczelny zegarek,
Więc mogliśmy czarować i uchodzić za magów
U okolicznych hinduskich wieśniaków.
Otaczali nas kołem, a myśmy wołali o wiadro,
Albo dzban jaki, wypełniony wodą.
I kiedy przynosili, Franek Herzog
Wyczyniał hokus pokus, wyjmował lewe oko
I ciskał je do wiadra, gdzie się nie rozpływało.
A potem je wyjmował i robiąc abra-kadabra
Wkładał je w swój oczodół, wśród powszechnego podziwu.
Potem ja zdejmowałem swój wodoszczelny zegarek,
Dar Rubinsteina, który się kochał w matce,
I puszczałem go w obieg, żeby słuchali, że cyka.
A kiedy wracał do mnie, wrzucałem go do wody,
I trochę odczekawszy, wołając abra-kadabra,
Wyjmowałem go gestem maga i znów puszczałem w obieg,
Żeby sami sprawdzili, że dalej, jak nigdy nic, cyka.- Źródło: Przypowieść