Bożonarodzeniowe wspomnienie

Bożonarodzeniowe wspomnienie (ang. A Christmas Memory) – opowiadanie autorstwa Trumana Capote. Tłumaczenie Robert Sudół.

  • – Boże, ależ ja głupia! – wykrzykuje moja przyjaciółka, niespokojna nagle jak kobieta, która przypomniała nagle sobie za późno o herbatnikach w piekarniku. – Wiesz, co zawsze myślałam? – pyta podekscytowanym tonem, uśmiechając się nie do mnie, lecz gdzieś w dal. – Zawsze myślałam, że ciało musi być chore i umierające, aby człowiekowi ukazał się Pan Bóg. I wyobrażałam sobie, że gdy Bóg się objawi, będzie tak, jakbym patrzyła w okno u baptystów: że będzie tak ślicznie, jak wtedy, gdy słońce wlewa się przez witraże, gdy jest taki blask, że człowiek nawet się nie orientuje, kiedy się ściemnia. (...). Ale założę się, że tak się nigdy nie dzieje. Założę się, że na samym końcu ciało uświadamia sobie, że Pan Bóg już mu się ukazał. Że te rzeczy, takie jakie są... – zatacza ręką koło, gestem obejmując chmury i latawce, trawę i Królewnę zakopującą kość w ziemi – jakie zawsze widzimy, że to jest właśnie Pan Bóg.
  • – Czy będziemy przyjaciółmi jak dorośniesz?
    Zawsze będziemy przyjaciółmi, odpowiadam.
  • – (...). Dalibóg, trzynastego lepiej nie wstawać z łóżka.
    To prawda, ona spędza w łóżku trzynasty dzień każdego miesiąca.
  • Mam siedem lat; ona ma ponad sześćdziesiąt. Jesteśmy kuzynami, ale dalekimi, i odkąd pamiętam, żyjemy razem. Dom zamieszkują jeszcze inni krewni; i choć mają władzę nad nami, i często doprowadzają nas do płaczu, to ogólnie rzecz biorąc, jesteśmy niezbyt świadomi ich istnienia.
  • Moja przyjaciółka nigdy nie była w kinie, i nie zamierza tam iść.
    – Wolę, żebyś sam mi opowiedział ten film, Buddy. W ten sposób mogę sobie więcej wyobrazić. W dodatku osoba w moim wieku powinna oszczędzać oczy, bo gdy Bóg mnie wezwie, chcę go wyraźnie zobaczyć.
  • Moja przyjaciółka pląsa dookoła pieca, z rąbkiem swej lichej sukienki, ściśniętym w palcach, jakby to była suknia balowa: „Pokaż mi drogę do domu” – śpiewa, a jej tenisówki skrzypią po podłodze. „Pokaż mi drogę do domu”.
  • Nie płacz – błagam ciągnąc przyjaciółkę za palce u nóg i łaskocząc w stopy. – Za stara jesteś, żeby płakać.
    – Właśnie dlatego płaczę – pochlipuje. – Bo jestem stara. Stara i śmieszna.
  • Stanowimy parę najlepszych przyjaciół. Nazywa mnie Buddy, przez wzgląd na dawnego przyjaciela. Tamten Buddy zmarł w latach osiemdziesiątych XIX wieku, kiedy ona była jeszcze dzieckiem. I dzieckiem pozostała.
  • Tak czy owak, każdego roku, udaje nam się uciułać trochę oszczędności, które nazywamy Funduszem Placka z Owocami.
  • Zawsze to samo: nadchodzi listopadowy poranek i wtedy moja przyjaciółka jakby oficjalnie inaugurując sezon bożonarodzeniowy, który pobudza jej wyobraźnie, i podsyca ogień w sercu, oznajmia:
    – Pogoda na placek z owocami!
  • Żadne z nas nie ma głowy do rachunków; liczymy powoli, gubimy się, zaczynamy od nowa. Według jej obliczeń mamy dwanaście dolarów i siedemdziesiąt trzy centy. Według moich wychodzi dokładnie trzynaście dolarów.
    – Obyś się mylił Buddy. Trzynastka przynosi pecha.Placki nie urosną. Albo ktoś się po nich pochoruje i wyląduje na cmentarzu.

Zobacz też: