Alek Popow

bułgarski pisarz

Alek Popow (1966–2024) – bułgarski prozaik.

Alek Popow (2012)

Droga do Syrakuz. Opowiadania niesamowite

edytuj

Raport złożony (Raport gotowy)

edytuj

Tłum. Hanna Karpińska, „Dekada Literacka” 2000, nr 9/10 (167/168)

  • Ani mogłaby być prawdziwą pięknością, gdyby nie jej puste, błądzące spojrzenie. Wysoka, zgrabna, jasnowłosa... Tyle że w jej zawodzie cenione są całkiem inne cechy. Jest niewidoma. I ma najdłuższy język, jaki możecie sobie wyobrazić. Czasem wysuwa jej się z ust i opada na brodę, różowy, lśniący od śliny.
  • – Młody człowieku, dopuściłeś się naruszenia regulaminu – zwrócił się do mnie generał – choć twoje pobudki były szlachetne...(...)
    – Poza tym wstąpiłeś w bezpośredni kontakt z supertajnymi informacjami – dodał. – I cóż ja mam z tobą zrobić?
    Przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Czekałem na wyrok... Generał milczał, jego zwalista postać groźnie górowała nade mną.
    – Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko cię awansować... – mruknął nagle. – Mimo wszystko dobry z ciebie chłopak.
  • W tamtych czasach byłem strasznie dumny, że pracuję w Urzędzie Bezpieczeństwa, choć funkcję tam sprawowałem nader mizerną. Około dziewiątej rano obchodziłem pokoje, zbierałem raporty i dostarczałem je do Kancelarii. Po południu, koło piątej, powtarzałem ten obchód, by zmienić zużyte taśmy w maszynach do pisania i zaopatrzyć je w czysty papier. Korytarze przemierzałem, poruszając się na srebrzystym wózku akumulatorowym: lubiłem rozpędzać się na gładkiej wykładzinie i słyszeć, jak świszczą na zakrętach małe pękate opony. To było wszystko.

Stały klient

edytuj

Tłum. Małgorzata Wnuk, „Dekada Literacka” 2000, nr 9/10 (167/168)

  • Nieznajomy zaczął pojawiać się w każdy boży dzień. Przychodził koło czwartej, kilka minut po otwarciu, i wychodził ostatni, około północy. Wraz z nim do lokalu wdzierała się jakaś niezdrowa woń – pleśni i beznadziei. Niski sufit nie wyglądał już przytulnie, lecz przytłaczająco.
  • Wpadał do cukierni dwa razy dziennie: rano, koło wpół do jedenastej zazwyczaj robił zakupy, po południu zaś, koło szóstej gapił się tylko. Gapił się na nią. Gapił się z przekonaniem, iż to jego święte prawo, gwarantowane przez Federację Konsumentów. Adi była jednak pewna, że nie tylko patrzy, ale za każdym razem coś zabiera. Coś, za co nie płaci. Coś z niej.