Zbigniew Religa

polski lekarz kardiochirurg i polityk

Zbigniew Eugeniusz Religa (1938–2009) – polski kardiochirurg i polityk.

Zbigniew Religa (2001)
  • Każdy musi umrzeć. Dla mnie śmierć jest niczym, śmierć jest snem. Tłumaczę to sobie jeszcze tak: miałem ukochane miejsce w świecie – Wyspy Zielonego Przylądka. Ukochane było dawno temu, kiedy nie było tam tych wszystkich hoteli, tłumu turystów, hucznych imprez, a ja mogłem łowić ryby. Ale mnie na tych Wyspach nie ma. Nie żyję tam, nie żyję i już. To samo dotyczy innych miejsc na świecie. I naturalną koleją rzeczy kiedyś nie będzie mnie też tu.
  • Moje przemyślenia są proste: nie ma człowieka, który by nie umarł. Łącznie z papieżem. Skoro jest to nieodwołalne i nieodwracalne, to nie ma się czego bać.
  • Wiem, gdzie będę, w ziemi.

O Zbigniewie Relidze

edytuj
  • Widać było po nim, że jest człowiekiem w ogromnej mierze spełnionym w życiu. Człowiekiem odważnym, który tak jak szykował się do wielkich spraw jako lekarz, tak samo do tej najtrudniejszej chwili był po prostu przygotowany. Zapamiętam go jako bardzo przyzwoitego człowieka.
  • Prof. Zbigniew Religa był niezwykłą, nietuzinkową osobą; był wielkim wielbicielem człowieka i życia. Był niezwykłym lekarzem, który dosłownie oddawał siebie drugiemu człowiekowi. Oddawał siebie choremu.
  • Przeżywał każdą operację. Gdy zmarło mu po kolei 11 pacjentów, a po 30-godzinnej operacji 4-letnie dziecko, wszedł do dyżurki lekarzy, otworzył butelkę koniaku i wypił duszkiem.
  • Przygarbiony, ubrany niedbale, z papierosem w dłoni, skupiony, z myślami o epokę dalej niż wszyscy wokół.
  • Religa prawie nie wychodzi z kliniki. Sypia w ubraniu w swoim zgrzebnym gabinecie. I operuje. Oprócz piątków trzynastego, bo jest przesądny. Pracuje najchętniej przy jazzie. Kocha Louisa Armstronga. „What a Wonderful World” go odpręża. Czasem sam śpiewa, zwykle „Serce w plecaku”, fałszując przy tym niemiłosiernie. Gdy coś nie wychodzi, ruga i zwalnia personel, by za chwilę przywrócić go do pracy. Klnie jak szewc, miotając słowami na „k”.
    • Autorka: Karina Konieczka
    • Źrodło: fakt.pl
  • Zbigniew Religa odróżniał się od innych profesorów z lat 80. Wysoki, lekko zgarbiony, z bujną grzywą, której nie strzygł u fryzjera. Całe życie włosy obcinała mu najpierw matka, a potem żona. Nie był wyniosły, pacjenci nie bali się do niego podejść i porozmawiać. Nie dbał o siebie, ubierał niestarannie.