Tango ortodonto
Tango ortodonto – powieść Joanny Fabickiej, czwarta część opowieści o Rudolfie Gąbczaku.
- Całe szczęście, że w mamie wzburzyła się feministyczna krew, bo jeszcze chwila, a miałbym w mieszkaniu nieodżałowanej Adeli agencję. I to wcale nie detektywistyczną. Mama zagoniła dziewczyny do kuchni i zrobiła im szybkie pranie mózgu. Grzmiała, żeby nie pozwoliły traktować się jak towar, a na koniec dała im ulotkę Centrum Praw Kobiet. Kiedy szły przez podwórko i ich szef klepnął jedną w tyłek, ta zagroziła, że pozwie go za molestowanie seksualne w pracy. Facet zbaraniał.
– Ale przecież teraz masz wolne… – wybełkotał.
- Dawniej podejrzewałem, że żyję w domu wariatów. Dziś mam pewność.
- Dzwoniłem już piętnaście razy do szkoły (z czego dziesięć anonimowo), żeby potwierdzić tę kapitalną informację. Wreszcie zniecierpliwiona pani w dziekanacie powiedziała:
– Słuchaj, chłopczyku, ile razy mam ci powtarzać, że się dostałeś? Jeśli masz takie problemy z pamięcią, to nie wróżę ci u nas kariery. – I zanim rzuciła słuchawkę, usłyszałem jeszcze, jak syczy do kogoś: – Naprzyjmują idiotów, a my tu potem mamy krzyż pański.
- Ech… życie. Kręci się w kółko wokół tego samego schematu. Kolejne pokolenia się zakochują i nic nie uchroni ich przed popełnieniem błędów ojców, którzy popełniali błędy swoich ojców, i tak aż do początku świata, kiedy to Adam okazał się pierwszym frajerem i zaufał kobiecie, skazując tym samym ludzkość na życie w wiecznym cierpieniu.
- Gdyby nie faceci, kobiety byłyby grube i szczęśliwe.
- Ja tam nie chcę być złym prorokiem, ale Elce chyba mało co pomoże. Złogów ma pod dostatkiem i tylko silna depresja mogłaby ją nieco odchudzić.
- (…) jak, do licha, można zrobić szpagat bez wizyty na pogotowiu?
- Już pewnie nie będę mógł poświęcać swojemu pamiętnikowi tyle uwagi, ile bym chciał. Mam mnóstwo nauki, a na zajęciach mało kumam. To u nas na roku norma. Gdy pierwszy raz zobaczyłem wykładowców, miałem poważne obawy, czy zdążymy przerobić choć jeden semestr, nim zejdą. Średnia wieku wynosi chyba siedemdziesiąt lat! Co prawda zawsze znajdowałem wspólny język ze staruszkami, ale ci tutaj ze swoją swoiście pojętą beztroską i nieumiejętnością rozwijania myśli w jednym sprecyzowanym kierunku wprowadzają permanentny chaos w naszych umysłach. Doszedłem do wniosku, że powinniśmy się nazywać raczej Wydziałem Produkcji i Dezorganizacji Filmowej.
- Kiedy już zrobiliśmy sobie prowizoryczne legowisko, Łucja kazała mi zamknąć oczy.
– Zmywam makijaż. Za żadne skarby nie możesz mnie bez niego zobaczyć! – ostrzegła.
Przez moment przestraszyłem się, że tak naprawdę wygląda jak Shrek albo Oleksy i tylko rano naciąga ludzką maskę. Ale zaraz potem przypomniałem sobie, że kobiety mają prawdziwego świra na tym punkcie. Zawsze myślą, że jak się nie umalują, to facet ich nie pozna. Tymczasem mężczyzna rzadko kiedy patrzy powyżej kobiecego biustu.
- Mały na mój widok wyraźnie się ożywił i klaszcząc w pulchne łapki, zawołał:
– Dantyta, zodziej, lajel! – Co oznaczało: bandyta, złodziej, frajer.
– Zasypia tylko przy obradach sejmu – wyjaśniła Elka, usprawiedliwiając jego karygodny w tym wieku słownik.
- – Mamo (…) opuszczaj wieczorem, na miłość boską, żaluzje w łazience. Albo przynajmniej sprzedawaj bilety tej połowie osiedla, która ściąga tłumnie w porze twojej kąpieli.
- – Miłość zobowiązuje. Wiesza ci kamień u szyi. – Tak kiedyś mama streściła swoje poglądy na temat tego najwznioślejszego uczucia, wynoszącego ludzkość ponad królestwo zwierząt.
- – Może zrobisz swoją popisową sałatkę z krewetek? – spytała mama, jak zwykle starając się zwalić na kogoś czarną robotę.
Otworzyłem lodówkę i przygniótł mnie bezkres arktycznego pustkowia. Na najniższej półce spoczywały resztki arbuza obok nie mniej przywiędłej papryki. Oprócz tego mieliśmy tylko musztardę i zupki w proszku.
– Nie ma krewetek – odpowiedziałem zrezygnowany. – Mogę zaserwować jedynie wrzątek z Knorrem.
- Nie miała baba kłopotu, to się do Filmówki dostała.
- Ponieważ mój wieloletni pecet nie chciał odpalić, zadzwoniłem do domu. Potrzebowałem fachowych instrukcji Gonzo. Po sześciu sygnałach nikt nie podniósł słuchawki. Włączyła się tylko automatyczna sekretarka i głosem mamy przyjaźnie obwieściła:
– Tu mieszkanie Gąbczaków. Nie chce nam się odebrać, więc zostaw wiadomość.
– Po długim sygnale – dodał ojciec. – Albo po krótkim – zastanawiał się.
Przez chwilę była cisza.
– Krystyna! – dało się słyszeć po chwili. – Po długim czy po krótkim?
– Nie zawracaj mi gitary! – odkrzyknęła mama z daleka. – Kogo to obchodzi? Ważne, żeby się streszczał i spadał.
Tyle razy namawiałem ich, by zmienili nagranie. No przecież to się nie mieści w głowie! Wychodzimy na jakichś głupków.
- Według mnie kobiety powinno się izolować od dzieci, bo dostają małpiego rozumu.