Stanisław Komornicki

polski generał, Kanclerz Orderu Wojennego Virtuti Militari

Stanisław Komornicki (1924–2010) – generał brygady Wojska Polskiego, żołnierz Armii Krajowej, historyk wojskowości i autor pamiętników. Zginął w tragedii smoleńskiej.

  • Berlingowcy byli, powiadam, żołnierzami świeżymi. Był to ich chrzest bojowy. Niektórzy się bardzo solidaryzowali z warszawiakami, to znaczy głównie dotyczy to lwowiaków (bo tam byli lwowiacy, sporo ich było). Oni się bardzo szybko asymilowali. Zaraz sobie znaleźli jakichś kolegów, z którymi dochodzili do [porozumienia]. Natomiast byli tacy rozmaici żołnierze nie z samego Lwowa, tylko gdzieś z okolic, z miejscowości, spod Stanisławowa. Pamiętam, że były całe takie grupy, że niektórzy się znali z sobą, to znaczy byli zmobilizowani z tej samej miejscowości. Byli dosyć przestraszeni, przede wszystkim niektórzy nie widzieli nigdy w życiu takiego dużego miasta, nie wiedzieli takiej szerokiej rzeki i byli w ogóle przestraszeni tą sytuacją, że się tu znaleźli. To rzeczywiście może wpłynęło na ich bierność, bo cechowała ich bierność, to znaczy byli na stanowisku, gdzie ich dowódca postawił, ale nic specjalnie nie aranżowali, żadnego działania. A myśmy zawsze prowadzili jakieś rozpoznanie, żeby się dowiedzieć, gdzie ten Niemiec siedzi – trzeba było strzelić, żeby zareagował na to. Jednym słowem, byliśmy po prostu wstrzelani, nawet ci młodzi chłopcy. Natomiast tamci byli zupełnie jeszcze „surowi”, ale bardzo szybko następowała asymilacja.
Stanisław Komornicki w 2007
  • Było jeszcze Zgrupowanie „Konrad”, które było na samym południu i w godzinie „W” miało zadanie zdobyć przyczółek mostu Kolejowego i mostu Poniatowskiego. Zostało całkowicie rozbite przez Niemców, bo Niemcy chcieli zrobić drugie przebicie po osi Alej Jerozolimskich, to znaczy chcieli zdobyć tunel kolejowy. Zgrupowanie „Konrad” zostało rozbite, ale Niemcy wprowadzili tam oddziały, które właśnie znajdowały się w rejonie ślimaka. Z drugiej strony było Zgrupowanie „Chrobry II” i Żelazna Reduta, której dowódcą był Brym, mój przyjaciel zresztą (żył jeszcze po wojnie długi czas). Nie dopuścili do tego, żeby Niemcy (się) przebili, ale ponieważ był tam tunel i nie można było kopać przejść podziemnych pod Alejami Jerozolimskimi, to dlatego jedyne przejście, które było, było górą, właśnie to przejście ze Śródmieścia-Południe do Śródmieścia-Północ, którym „Radosław” przechodził i myśmy tamtędy przeszli. Była to taka faza walki, w której Niemcy starali się rozbić Powstanie Warszawskie na szereg odizolowanych od siebie rejonów po to, by każdy z tych rejonów potem osobno niszczyć.
  • Nigdy nie zapomnę tego momentu, kiedy w ciężkiej, prawdziwej walce pierwsi żołnierze dotarli do brzegu i dosłownie weszli do wody. Wchodzili w butach, grzęźli w tym mokrym piasku, maczali ręce, maczali twarze w tej wodzie. To wszystko brzmi dziś jak slogan, a to przecież prawda.
  • „Tarzan” to był taki żulik warszawski. Pochodził ze Starego Miasta. Na Starym Mieście mieszkał przed wojną proletariat, nie tak jak teraz, że tam są mieszkania dla różnych osobistości. On był dozorcą domu na ulicy Okrąg i przyszedł, jak na Starym Mieście zaczynało się Powstanie, zarejestrować się jako ochotnik. Spytali się go, czy ma jakąś broń (każdego się pytali, bo niektórzy mieli jakąś broń gdzieś tam przechowywaną), to on powiedział: „Nie, nie, ale można i tym z kopa posunąć” i taki majcher wielki wyciągnął. Miał wielki autorytet u rozmaitych miejscowych chłopaczków. Jak była pierwsza panika, cośmy ją przeżyli na Starym Mieście, to on bardzo mi pomógł utrzymać w ryzach całe to towarzystwo, na Brzozowej (zresztą opisałem to w „Barykadach”). „Tarzan” wtedy zachował się bardzo ładnie. Wtedy był dowódcą drużyny, w ogóle do końca był dowódcą drużyny w tym plutonie.