Opis: po spotkaniu wyborczym na warszawskiej Pradze-Północ, 4 listopada 2002 (przed 2. turą wyborów prezydenta miasta stołecznego Warszawy).
Źródło: „Rzeczpospolita”, 5 listopada 2002
Znaczenie: słowa te zakończyły kilkukrotne próby uciszenia uczestnika spotkania wyborczego, który już po jego zakończeniu domagał się odpowiedzi na swoje pytania. Zostały wypowiedziane przy wsiadaniu do samochodu.
Wyjaśnienie autora: polityk też ma prawo do obrony godności. Pierwszą serię obelg wytrzymałem, dopiero przy drugiej powiedziałem twardo, ale jak na praską ulicę łagodnie, żeby sobie poszedł[1].
Mam wrażenie, że to twórcze rozwinięcie doktryny „Spieprzaj, dziadu!”. (…) Czy „nie ma mowy” stanie się mottem IV RP?
Opis: komentarz do wypowiedzi prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w której wykluczył on możliwość przyznania podwyżek pracownikom służby zdrowia słowami: „Nie ma mowy”.