Frank Zappa: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
Nie podano opisu zmian
m fuzja kategorii
Linia 1:
[[Kategoria:Amerykanie|Zappa,Amerykańscy Frank]] [[Kategoria:Muzycymuzycy|Zappa, Frank]]
[[bg:Франк Заппа]] [[de:Frank Zappa]] [[en:Frank Zappa]] [[it:Frank Zappa]] [[no:Frank Zappa]] [[pt:Frank Zappa]] [[sv:Frank Zappa]]
'''[[w:Frank Zappa|Frank Zappa]]''' (1940-1993), amerykański muzyk rockowy.
Linia 9:
**Zobacz też: [[religia]], [[chrześcijaństwo]]
 
*Oto dwie popularne legendy na mój temat.<br>Ponieważ w 1969 roku nagrałem na płycie Hot Rats piosenkę "Son of Mr. Green Genes", ludzie przez lata wierzyli, że osobnik o tym nazwisku (grany przez Lumpy'ego Brannuma) z telewizyjnego show pt. Capitan Kangaroo, był moim prawdziwym ojcem. Otóz nie był.<br>Druga bajeczka głosi, że podczas koncertu wysrałem się kiedyś na scenie. Istnieje wiele wersji na ten temat, między innymi poniższe:<br>[1] Zjadłem gówno na scenie.<br>[2] Ja i Capitan Beefheart zrobiliśmy sobie na scenie "konkurs-obrzydlistwo" (co to, kurwa, jest konkurs-obrzydlistwo) i obaj zjedliśmy gówno.<br>[3] Ja i Alice Cooper zrobiliśmy sobie konkurs-obrzydlistwo na scenie i on rozdeptywał kurczaczki, a ja wtedy zjadłem gówno.<br>W lutym 1967 lub 1968 roku byłem w Londynie w klubie Speak Easy. Podszedł do mnie członek grupy Flock, nagrywającej wówczas dla Columbii, i powiedział: "Jesteś fantastyczny. Kiedy usłyszałem, że zjadłeś to gówno na scenie, pomyślałem, no ten facet to naprawdę odjazd". Odpowiedziałem: "Nigdy nie zjadłem gówna na scenie". Gość wyglądał na załamanego, jakby pękło mu serce<br>Zanotujcie to sobie, ludzie: nigdy nie zjadłem gówna na scenie, zaś w ogóle najbliższy zjedzenia gówna byłem w 1973 roku - spożywając posiłek w bufecie Holiday Inn w Fayetteville w Północnej Karolinie.
**Źródło: ''Takiego mnie nie znacie''
 
*Pierwszą rock-and-rollową płytę ujrzałem około 1957 roku. Nazywała się Teenage Dance Party. Na okładce widniało zdjęcie kilkorga BARDZO BIAŁYCH NASTOLATKÓW tańczących w deszczu konfetti, zaś obok nich stały butelki z wodą sodową. Płyta zawierała zbiór piosenek w wykonaniu różnych czarnych ciź.<br>Mniej więcej w tym czasie moja płytoteka składała się z pięciu czy sześciu singli z rhytmn-and-bluesem. Ponieważ pochodziłem z niezamożnej klasy średniej, kupno większej płyty było wykluczone.<br>Pewnego dnia natknąłem się w czasopiśmie "Look" na artykuł o sklepie płytowym Sama Goody'ego. Autor wychwalał Goody'ego pod niebiosa. Twierdził, że jest on tak wspaniałym kupcem, że może sprzedać wszystko. Jako przykład jego zdolności podano, że udało mu się zbyć płytę pod tytułem Ionisation.<br>Dalej był napisane mniej więcej tak: "Ta płyta to nic tylko bębny - jeden wielki hałas. Najgorsza muzyka na świecie". Och, tak! To coś dla mnie!<br>Zacząłem się zastanawiać, jak mógłbym dostać tę płytę. Mieszkałem wtedy w El Cajon, małym kowbojskim miasteczku niedaleko San Diego. Zaraz za wzgórzem leżało inne miasteczko, La Mesa, które było trochę bardziej cywilizowane (mieli tam sklep muzyczny). Jakiś czas później zostałem na noc u mojego kolegi Dave'a Frankena, który mieszkał właśnie w La Mesa. Skończyło się na tym, że popędziliśmy do tego sklepu, bo akurat mieli wyprzedaż singli z rhytmnrhytm-and-bluesem.<br>Poszperałem trochę na półkach i wybrałem kilka płyt Joe Hustona. Szedłem już z nimi do kasy, ale jeszcze rzuciłem okiem na longplaye. Moją uwagę przyciągnęła dziwna czarno-biała okładka na której widać było faceta o szarych kręconych włosach, wyglądającego jak szalony naukowiec. Pomyślałem, że to dobrze, że w końcu jakiś szalony naukowiec zdecydował się wydać płytę pod tytułem Ionisation.<br>Autor artykułu w "Look" nie był zbyt dokładny, albowiem pełny tytuł brzmiał Dzieła wszystkie Edgarda Varese'a, część I. Wśród różnych kawałków była także i Ionisation. Wszystkie firmowane obskurną nalepką EMS (chodziło o Elaine Music Store). Płyta miała numer 401.<br>Zrezygnowałem z Joe Hustona i wywaliłem kieszenie, żeby zobaczyć, ile mam pieniędzy. Było tego chyba ze trzy dolary i siedemdziesiąt pięc centów. Nigdy przedtem nie kupiłem jeszcze żadnego longplaya, ale wiedziałem, że muszą być drogie, bo przeważnie kupowali je tylko dorosli. Spytałem kasjera, ile kosztuje EMS 401.<br>"Ta szara w pudełku? Pięć dziewięćdziesiąt pięć".<br>Szukałem tej płyty ponad rok i nie miałem zamiaru rezygnować. Powiedziałem mu, że mam tylko trzy dolary siedemdziesiąt pięc. Pomyślał chwilę i powiedział: "Używamy tej płyty do demonstrowania gramofonów wysokiej klasy. Nikt nigdy nie kupuje takich płyt. Jeśli naprawdę tak ci na niej zależy, to chyba możesz ją wziąć za trzy siedemdziesiąt pięć"<br>Byłem zachwycony. Mieliśmy w domu prawdziwy gramofon niskiej klasy - Deccę. Było to małe pudło na czterech metalowych nóżkach (ponieważ głośnik był umocowany pod spodem) z jednym z tych latających ramion, na które trzeba było położyć dwudziestopięciocentówke, żeby nie skakało do góry. Gramofon miał wszystkie trzy prędkości, ale jeszcze nigdy nie był używany na 33 i 1/3.<br>Stał w rogu dużego pokoju, tam gdzie matka zawsze prasowała. Kiedy go kupiła, dostała gratis płytę pt. The Little Shoemaker w wykonaniu jakiegoś chórku podstarzałych facetów. Słuchała sobie The Little Shoemaker podczas prasowania. Było to jedyne miejsce, gdzie ja mogłem posłuchać płyty Varese'a.<br>Nastawiłem siłę głosu do oporu (żeby lepiej słyszeć wysokie tony) i ostrożnie opuściłem ramię z uniwersalną igła z osmu na brzeżek Ionisation. Moja matka to miła osoba wyznania katolickiego, która lubi oglądać zawody na wrotkach. Kiedy dobiegły ją dźwięki wydobywające się z małego głośnika pod spodem Dekki, spojrzała na mnie, jakby mi mocno odpierdoliło.<br>Słychać było i wycie syren, i warkot werbla, i dudnienie bębna basowego, i ryk lwa, i wiele innych rzeczy. Matka zabroniła mi kiedykolwiek puszczać tę płytę w dużym pokoju. Powiedziałem jej, że mnie się ona podoba i chcę ją całą przesłuchać. Kazała mi wziąć gramofon do mojego pokoju. Moja mama już nigdy więcej nie usłyszała "The Little Shoemaker".<br>Gramofon został w moim pokoju na zawsze, a ja raz po raz słuchałem sobie EMS 401. Zagłebiłem się w tekst na okładce, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej. Nie rozumiałem niektórych terminów muzycznych, ale i tak nauczyłem się ich na pamięć.<br>Przez cała szkołę średnią zmuszałem każdego, kto do mnie przyszedł, do słuchania Varese'a. Uważałem to za najlepszy test na inteligencję. W rezultacie nie tylko moja matka myślała, że mi odpierdoliło.
**Źródło: ''Takiego mnie nie znacie''
 
*Pewnego razu weszło do nas na próbę trzech marines w pełnym umundurowaniu i bez słowa usiadło w pierwszym rzędzie.<br>Spytałem ich, jak się mają i czy nie chcą się przyłączyć. Zapytałem ich, czy znają jakieś piosenki i jeden z nich powiedział, że taaa, znają "House of the Rising Sun" i "Everybody Must Get Stoned". "To byczo - powiedziałem. - Zaśpiewalibyście z nami dziś wieczorem? Bardzo byśmy chcieli, żeby zaśpiewali z nami marines". Powiedzieli, że taaa, zaśpiewają.<br>Kiedy wrócili, wprowadziłem ich na scenę, choć pewnie nie wolno im było na nią wchodzić w mundurach. Zaśpiewali "Everybody Must Get Stoned". Mieli już nieźle w czubie, więc powiedziałem: "Chłopcy, może pokażecie publiczności, jak zarabiacie na życie?"<br>Wręczyłem im dużą lalkę i dodałem: "Wyobraźcie sobie, że to jakiś żółty szczeniak". My zagraliśmy, a tymczasem oni zabrali się do maltretowania lalki. Porozrywali ją na strzępy. To było naprawdę straszne. Kiedy już skończyli, podziękowałem im i przy spokojnym akompaniamencie pokazałem widzom zmaltretowane fragmenty. Nikt się nie śmiał.
**Źródło: ''Takiego mnie nie znacie''
 
Linia 21:
**Źródło: ''Takiego mnie nie znacie''
 
*Innym stałym bywalcem naszych koncertów był facet, którego z powodu jego śmiechu zwaliśmy "Lusio Indyk". Naprawdę nazywał się Louis Cuneo. Wystąpił na Lumpy Gravy jako jeden z ludzi, którzy siedząc w pianinie rozmawiają o rzeczach niepojętych<br>Zawsze wiedzieliśmy, czy Lusio jest na sali, czy nie. Słychać go było już z daleka. Zapraszałem go na scenę, dawałem mu mikrofon i stołek, żeby sobie usiadł. Przestawaliśmy grać. Przez pięć minut Lusio siedział i śmiał się - z niczego - a cała publiczność śmiała się razem z nim. Potem mu dziękowaliśmy, a on wychodził.
**Źródło: ''Takiego mnie nie znacie''
 
Linia 27:
**Źródło: ''Takiego mnie nie znacie''
 
*Jedną z zasług lat 60-tych. jest to, że nagrano i wydano wówczas trochę muzyki o niezwykłym czy też eksperymentalnym charakterze. Kim byli ci mądrzy, niezwykle światli menadżerowie, którym zawdzięczamy Złotą Erę Amerykańskiej Muzyki? Idący z duchem czasu młodzieńcy o kwiatowym oddechu? Nie - starzy, żujący cygaro faceci, którzy słuchali taśm i mówili: " Bo ja wiem..., Co to, kurwa, jest? Dobra wypuść to, wiadomo? Nie wiadomo."<br>Takie podejście do muzyki przynosiło znacznie więcej dobrego niż postawa dzisiejszych bosów. "Młodzi z głową na karku" są o wiele bardziej zachowawczy, a także o wiele bardziej niebezpieczni od swych poprzedników. Skąd się wzięli? Paru wylądowało w branży dlatego, że ich ojcami byli niektórzy z owych staruszków, od których jechało tytoniem. Inni sami utorowali sobie drogę na szczyty - pewnego dnia gość z cygarem mówił: "Posłuchaj Sherman. Zaryzykowałem, wypuściliśmy to i ani się obejrzałem, gdy sprzedaliśmy kilka milionów egzemplarzy. Ja wciąż nie mam pojęcia, co to, kurwa było, ale trzeba nam zrobić tak jeszcze raz. Posłuchaj, co ci powiem, Sherm. Ktoś nam musi dać cynk, co teraz wypuścić. Dlaczego nie przyjmiemy do roboty jakiegoś z tych hipisowskich skurwieli?"<br>Tak więc przyjmują do pracy jednego z hipisowskich skurwieli - nie żeby miał robić coś poważnego - przynosi kawę, listy, stoi z boku i patrzy, co się dzieje - wyrabia się. Pewnego dnia staruszek z cygarem mówi: "Posłuchaj Sherman, myślę, że możemy mu zaufać - wygląda na to, że się powoli otrzaskał. Zrobimy go naszym przedstawicielem - niech ON gada z tymi pojebami od tamburynu i kadzideł. On rozumie to całe gówno, przecież ma takie same włosy jak oni".<br>Od tej chwili młodzian pnie się i pnie, nie mija wiele czasu, jak trzyma nogi na biurku i mówi: "Niech pan wywali Shermana panie Maxwell. Aha, ten nowy zespół...Nie możemy ryzykować...to po prostu nie to, czego chcą dzieciaki. Wiem, bo przecież mam takie same włosy
**Źródło: ''Takiego mnie nie znacie''
 
Linia 36:
---------------------------------------------------------------
 
"*Nie zażywaj prochów. Prochy zmieniają cię w twoich rodziców".
 
"*ZAWSZE ZDOBĄDŹ DRUGĄ OPINIĘ".
 
"*Piszę taką muzykę jaką lubię. Jeśli podoba się innym ludziom, to w porządku, mogą iść do sklepu i kupić sobie płyty. A jeśli im się nie podoba, to zawsze mają MichealaMichaela Jacksona do posłuchania".
 
"*Nie ustawaj aż to co dobre stanie się lepsze a to co lepsze będzie twoim najlepszym".
 
"*Jeśli skończysz prowadząc beznadziejne życie dlatego że słuchałeś swojej mamy, swojego taty, księdza i jakiegoś gościa z telewizji, to w pełni na nie sobie zasłużyłeś".
 
"*Bez odchyleń od normy niemożliwy jest postęp".
 
"*Głupota ma pewien urok, ignorancja nie".
 
"*Najpierw tę głupią rzecz zrobię ja, a potem wy nieśmiali powtórzycie to po mnie".
 
"*Typowy fan rocka nie jest na tyle inteligentny by zorientować się kiedy robią go w wała".
 
"*Sztuka to robienie czegoś z niczego i sprzedawanie tego".
 
"*Pisanie na temat muzyki jest jak tańczenie na temat architektury".
 
"*Jeśli nie możemy być wolni, to przynajmniej możemy być tani".
 
"*Kompozytor to człowiek, który wmusza swą wolę w nic nie podejrzewające molekuły powietrza, często z pomocą też nic nie podejrzewających muzyków."
 
"*Bez muzyki, która go ozdabia, czas jest tylko nudną produkcją terminów i dat, za które trzeba płacić rachunki".
 
"*Większość ludzi nie poznałaby dobrej muzyki nawet gdyby podeszła ona do nich i ugryzła ich w dupę".
 
"*Złudzenie wolności będzie trwało tak długo jak długo będzie przynosiło zyski trwanie tej iluzji. Kiedy stanie się ona zbyt droga do utrzymania, po prostu zdejmą scenografię, rozsuną zasłony, poprzesuwają stoły i krzesła, i zobaczysz ceglaną ścianę z tyłu teatru" .
**Źródło: cytowane przez Jima Ladd, "Zappa na żywo," Nuggets, numer 7, kwiecień/maj, 1977
 
"*Nigdy nie wyciągałem chuja na scenie, ani nikt z zespołu tego nie robił. Mieliśmy na scenie wypchaną żyrafę, uzbrojoną w wąż i przemysłową maszynę do robienia piany. Pod tym mieliśmy bombę wiśniową. Tak właśnie świętowaliśmy Czwarty Lipca 1967. Ktoś machał flagą, zapalał wiśniową bombę. Ona rozrywała dupę żyrafy. Ktoś inny sięgał pod żyrafę i naciskał guzik i wtedy to wszystko srało pianą po całej scenie. To z jakiegoś powodu bawiło ludzi".
**Źródło: Wywiad dla Playboya, 1993
 
"*Kiedy w końcu dostaliśmy kontrakt nagraniowy z MGM, jakieś półgłówki stamtąd zdecydowały, że The Mothers było złą nazwą dla grupy i że żadna stacja radiowa nigdy nie zagra naszej płyty ponieważ nazwa jest zbyt ryzykowna. W tamtym czasie, jeśli byłeś dobrym muzykiem, byłeś a motherfucker, i Mothers to był taki skrót od motherfuckers. Tak naprawdę, było to trochę aroganckie aby tak nazwać naszą grupę, bo wcale nie byliśmy dobrymi muzykami. Wedle standardów zespołów barowych w naszym obszarze, byliśmy całe lata świetlne przed naszą konkurencją, ale jeśli chodzi o prawdziwą muzykę, to sądzę, że byliśmy dokładnie w bagnie."
**Źródło: Audycja dokumentalna o FZ w BBC, 1993
 
"*Może najbardziej unikalnym aspektem dokonań The Mothers jest myślowa ciągłość całości produkcji zespołu. Jest, i zawsze była, świadoma kontrola tematycznych i strukturalnych elementów pojawiających się w każdym albumie, koncercie, czy też wywiadzie. Słyszałeś o urbanistyce? Wyobraź sobie te dekady czasu i stosy prac na temat koncepcji długoterminowego zagospodarowania terenu. Domy, Biura, Ludzie tam żyjący i pracujący. Wyobraź sobie, że mógłbyś tam mieszkać i pracować i nawet o tym nie wiedzieć. Ale czy możesz to sobie wyobrazić, czy też nie, tak właśnie jest."
**Źródło: International Times, numer 115, 1971, cytowane przez Bena Watsona w "Muzyka jest najbardziej fizycznie inspirującą ze wszystkich sztuk."
 
"Niektórzy naukowcy twierdzą, że wodór, ponieważ jest go takie mnóstwo, jest głównym budulcem wszechświata. Nie zgadzam się z tym. Twierdzę, że głupoty jest więcej niż wodoru, i że ona jest głównym budulcem wszechświata."
Linia 85:
Wywiad dla Playboya, maj 02, 1993
 
"*Dlaczego koniecznie nie możesz mieć racji tylko dlatego, że kilka milionów ludzi sądzi, że jej nie masz?"
 
"*Piekła nie ma. Jest tylko Francja."
 
"*Niebo byłoby miejscem gdzie brednie istniałyby tylko w telewizji. (Alleluja! Jesteśmy już w połowie drogi!)"
 
"*Sądzę, że wymyślasz swe własne ograniczenia dla osobistej wygody. Są ludzie, którzy chcą mieć ograniczenia i wymyślają sobie tak wiele małych pudełeczek ile jest im potrzebne. Chcą chronić się przed razami i strzałami ślepego losu i tak dalej. Robią to w sferze psychicznej. Budują swą własną zbroję. Kopią sobie szczurzą norę, cokolwiek to jest. Wybierają sposób w jaki żyją. Czy robią to świadomie, czy z pomocą rządu, czy systemu edukacyjnego, to ktoś wciąż pomaga przy budowie tego wyobrażonego pudełka w którym żyjesz, ale jego wcale nie musi tam być."
 
"*Jeśli to, co mówią ci prorocy cenzury jest prawdą, czyli że słuchanie pewnych rodzajów muzyki może prowadzić do niewłaściwych zachowań, albo nawet do samobójstwa, to w takim razie każdy kto kiedykolwiek słuchał Beatlesów i Beach Boys jest potencjalnym zabójcą, ponieważ były to ulubione zespoły wielokrotnego mordercy Charles'aCharlesa Mansona. A jaki rodzaj piosenki jest najbardziej powszechny? Piosenki o miłości. Gdyby więc piosenki miały jakikolwiek wpływ na nasze zachowanie, to wszyscy byśmy się kochali."
**Źródło: Humo, 1993
 
"Pamiętam jak krytykowano mnie za to co powiedziałem na koncercie w Londynie, że studenci powinni się lepiej skoncentrować na swoich studiach zamiast marnować czas na marsze protestacyjne i strajki. Z tej prostej przyczyny, że gdy już zostaną prawnikami, lekarzami czy politykami, to będą mogli o wiele skuteczniej walczyć o zmiany w świecie, niż teraz, będą długowłosymi studentami." j.w.
 
"Nie biorę narkotyków, wstaję wcześnie rano, jestem pracoholikiem, prowadzę własną firmę... Fałszywym założeniem jest, że trzeba wieść szalone życie by mieć oryginalne pomysły, i także fałszywe jest założenie, że prowadzenie normalnego życia oznacza dostosowanie się do większości." j.w.
Linia 104:
"Nie widzę siebie jako członka jakiejś partii. Nadal popieram Groucho Marxa, który powiedział: "Nie chcę należeć do klubu, który miałby takiego członka jak ja." j.w.
 
"*O moich solówkach mogę powiedzieć tylko to, że zawsze wymyślałem je na poczekaniu. Myślę, że mam talent do melodyjnych improwizacji. Dzisiejsi 'wielcy' gitarzyści grają solówki, które mogą być nuta po nucie przećwiczone na próbach i są potem wiernie odtwarzane w czasie koncertu. Nawet jeśli brzmi to jak wersja studyjna, to nikogo to już nie razi. Ja uważam, że jest to nudne. Jeśli jednak gra jest bardzo szybka, to każdy myśli, że tak jest dobrze. I uważam, że to również jest nudne." j.w.
 
"*Z graniem na gitarze jest jak z jebaniem - nigdy się tego nie zapomina".
 
"*Nowoczesna muzyka to chory, zepsuty szczeniak".
 
"*Jeśli ktoś wstaje i mówi, że coś jest głupie - to albo prosi się go aby się zachowywał, albo, co gorsze, odpowiada mu się - tak, wiemy, czyż to nie wspaniałe?!"
 
"*Gail w swoich wywiadach mówi, że tym co sprawia, że nasze małżeństwo tak dobrze funkcjonuje jest to, że mało kiedy mamy okazję by ze sobą porozmawiać."
 
"*Łatwiej byłoby spłacić nasz narodowy dług niż zneutralizować dalekosiężne skutki naszej narodowej głupoty."