Wymarzony dom Ani: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
ort., notka
notka
Linia 8:
* Wciąż jest jakaś zmiana. Każda przyjemna chwila tak prędko, niestety, mija (...).
** Źródło: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 297.
 
* – Zawsze mnie dziwi powszechne mniemanie, że jeżeli dwoje ludzi należy do klasy pisarzy, to koniecznie muszą pałać ku sobie niezwykłą sympatią (...). Nikt przecież nie będzie oczekiwał, aby dwaj kowale zaczęli gorąco się miłować z tego tylko powodu, że są kowalami.
** Źródło: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 180–181.
** Zobacz też: [[pisarz]]
 
==Gilbert Blythe==
Linia 20 ⟶ 24:
* Czy to nie straszne, jak czasem ludzie nie zasługujący na to są kochani, a obok innych, stokroć bardziej godnych miłości, przechodzi się obojętnie?!
** Źródło: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 104.
 
* Czy pani już zauważyła, jak dużo niezwykle dobrych ludzi umiera? Aż żal bierze. Dziś jest dziesięć ogłoszeń, a tylko sami święci, nawet mężczyźni. Na przykład Piotr Stimson, który "pozostawił liczne rzesze przyjaciół, opłakujących jego zgon". Boże, Aniu, ten człowiek miał osiemdziesiąt lat, a każdy, kto go znał, życzył mu już trzydzieści lat temu, aby umarł.
** Źródło: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 215–216.
 
* Gdy pani będzie smutna, niech pani czyta pośmiertne wzmianki, zwłaszcza o ludziach, których pani znała. To panią rozweseli, proszę mi wierzyć.
** Źródło: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 216.
 
* – Ja mam nadzieję (...) że nikt nie zechce mnie nazwać "siostrą, która nas opuściła". Raz powiedziałam dobitnie moje zdanie na temat "braci i sióstr" pewnemu wędrownemu pastorowi, który przed pięciu laty miewał kazania w Glen. (...) Każdego nazywał bratem i siostrą. Miał doprawdy ogromną ilość krewnych. Pewnego wieczoru ni stąd, ni zowąd schwycił mnie za rękę i błagalnym tonem zapytał: "Droga siostro Bryant, czy pani jest chrześcijanką?". Zmierzyłam go od stóp do głów, a potem odpowiedziałam spokojnie: "Jedyny brat, jakiego miałam, panie Fiske, został pochowany piętnaście lat temu, a od tego czasu nie adoptowałam nikogo na jego miejsce. A co do tego, czy jestem chrześcijanką, to powiem, że byłam nią już wówczas, kiedy pan jeszcze na czworakach po ziemi się czołgał".
** Źródło: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 216–217.
 
* Polityka jest to coś takiego, do czego żaden porządny człowiek nie powinien się wtrącać.
Linia 74 ⟶ 87:
** Źródło: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 206–207.
** Zobacz też: [[ból]], [[doskonałość]], [[nieskończoność]], [[piękno]]
 
* – Jak się ma dziś nasza biedna, stara pani Mandy? – zapytała panna Kornelia.<br />Zuzanna z gestem głębokiego współczucia załamała ręce i westchnęła:<br />– Bardzo źle, bardzo źle. Boję się, że niedługo biedactwo będzie w niebie.<br /> – Ach, przecież na pewno nie jest aż tak źle! – zawołała panna Bryant.
** Źródło: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 154.
 
* – Myślę, że muszę się przebić do Glen i posiedzieć trochę ze starym Marcinem Strongiem. On niedużo ma już życia przed sobą, a jest trochę samotny, nie ma też wielu przyjaciół. Zbyt był zajęty przez całe życie, aby się o nich postarać.<br />– Myślał, że jak nie można służyć jednocześnie i Bogu, i pieniądzom, to lepiej pozostać przy pieniądzach – zauważyła zgryźliwie panna Kornelia – i wobec tego nie powinien się teraz skarżyć, że pieniądz nie jest zbyt dobrym przyjacielem.
** Opis: kapitan Jakub i Kornelia Bryant.
** Źródło: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 206–207.
** Zobacz też: [[pieniądz]], [[przyjaciel]]
 
* Natura ludzka nie ma obowiązku być konsekwentną.
Linia 79 ⟶ 100:
* – Nie bardzo mnie obchodzi świat i jego diabelskie sztuczki, ale czasami mnie irytuje – przyznała [panna Kornelia]. – (...) Czy to tylko zdaje mi się, że tu pachną ciastka z czereśniami? Moje czereśnie przepadły przez tych łobuzów, synów Gilmana z Glen.<br />– No, no, Kornelio – zaprotestował kapitan, który w kącie pokoju czytał książkę – nie powinna pani tak się wyrażać o tych dwóch biednych, osieroconych przez matkę chłopcach, chyba że pani ma poważne dowody. Nie należy ich zaraz uważać za złodziejów jedynie dlatego, że ich ojciec nie uchodzi za zbyt uczciwego człowieka. Jest o wiele prawdopodobniejsze, że drozdy zjadły panine czereśnie. Ogromnie ich dużo tego lata.<br />– Drozdy! – lekceważąco wykrzyknęła panna Kornelia. – Tak, tak, dwunożne drozdy, wierz pan mnie!<br />– Tak, tak, w Czterech Wiatrach już tak się dzieje z drozdami, że jak chodzą, to na dwóch nogach – z powagą zauważył kapitan.<br />Panna Kornelia na moment wlepiła weń wzrok, potem zaś oparłszy się o krzesło, wybuchnęła długim, serdecznym śmiechem.<br />– Nareszcie mnie pan dostał, Jakubie Boyd – zawołała – i przyznaję się do tego! Aniu droga, niech pani patrzy, jaki on zadowolony, jak się błogo uśmiecha. A co się tyczy nóg, to jeżeli drozdy mają wielkie, długie, bose nogi i chodzą w poszarpanych spodniach, jak to miałam sposobność zaobserwować pewnego dnia w zeszłym tygodniu, o wschodzie słońca, na jednym drzewie czereśniowym, to poproszę Gilmanowych chłopaków o przebaczenie. Tymczasem, nim zdołałam dojść do drzewa, już ich nie było, nie mogłam zrozumieć, jak to się stało, ale teraz kapitan sprawę wyjaśnił – po prostu odleciały.
** Źródło: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 176–177.
 
* – (...) Swoją drogą, czy to nie obrzydliwe słowo "nekrolog"? Ten sam Piotr, o którym przed chwilą wspomniałam, miał na pewno twarz podobną do nekrologu. Nigdy go nie widziałam, ale nieraz o tym myślałam. Jest jedno okropniejsze jeszcze określenie, jakie znam, to "osierocona wdowa". Aniu, kochanie, jestem wprawdzie starą panną, ale jedną mam w tym pociechę, że nigdy nie będę niczyją "osieroconą wdową".<br />– Tak, to brzydkie określenie – powiedziała, śmiejąc się Ania. – W Avonlea pełno jest starych nagrobków z napisami "poświęcone takiej to a takiej wdowie po takim to a takim". Zawsze mi to przypominało znoszone i nadjedzone przez mole suknie. Jak to się dzieje, że tyle słów mających związek ze śmiercią brzmi tak niemile? Chciałabym też, aby raz nareszcie usunięto zwyczaj nazywania ciała zmarłego "zwłokami". Zawsze zimno mi się robi, ile razy słyszę przedsiębiorcę pogrzebowego zapowiadającego: "Wszyscy ci, co jeszcze raz chcą spojrzeć na zwłoki, niechaj przejdą na tę stronę". Mam wówczas okropne wrażenie, że jeszcze chwila, a będę świadkiem uczty ludożerców.
** Opis: rozmowa Ani z Kornelią Bryant.
** Źródło: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 216.
 
* – Wie pan, panie kapitanie, że ja nie lubię iść z latarką. Zawsze mam dziwne wrażenie, że poza kręgami jej światła, na samym brzegu, gdzie zaczynają się ciemności, jestem otoczona ponurymi stworami, które spoza cienia spoglądają na mnie nieprzyjaznym wzrokiem. Od dzieciństwa zachowało się we mnie to wrażenie. Jaka jest jego przyczyna? Nigdy natomiast nie odczuwam tego, gdy idę w ciemności. Nie boję się wcale, jak mnie ona za wszech stron otacza.<br />– Ja mam po trochu to samo uczucie – przyznał kapitan. – Mam wrażenie, że ciemność jest naszym przyjacielem, jak długo nas otacza. Ale z chwilą kiedy ją oddalamy od siebie, oddzielamy się od niej, że tak powiem, światłem latarki, wówczas staje się wroga.