Robert Rient: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
Nie podano opisu zmian
Linia 22:
 
* Czułem głód, bo szukałem. Nie szukałem dlatego, że czułem głód.
* Dopóki mama pozostaje słowem, można ją angażować w każdą historię. Ta, która mnie urodziła i wykarmiła, ta, która mnie chroni i ubiera, jest maltretowana. Mogę uznać ją za słowo i w ten sposób oddzielić się od niej, wierząc, że stanowię indywidualny, niezależny twór. Mogę też uznać, że istnieję i doświadczam wyłącznie w zależności od Ziemi.
* Od podróży z plecakiem znacznie bardziej heroiczne i wymagające uważania na siebie wydaje mi się słuchanie wiadomości, chodzenie do pracy, która zabiera osiem, a z dojazdami dziesięć godzin, płacenie rachunków, życie historią ludzi z telewizora, których nigdy nie spotkałem, ale w imię których gotów jestem znienawidzić innych ludzi, którzy wybrali historię innych ludzi z telewizora, gromadzenie rzeczy i wyposażanie domu, martwienie się, ciągłe martwienie się o to, co może się wydarzyć, jak się do tego przygotować, co powinienem mieć, osiągnąć, kim być, zwłaszcza w porównaniu z tymi, którzy – co wyraźnie potwierdzają ich osie czasu na Facebooku – już kimś są.
 
* Jestem tylko etapem w jego życiu, wiem o tym od początku. Prowadza się z rybakiem, są razem, widziałem, stąd ta obroża na szyi. Jak patrzy w morze, to wypatruje swojego rybaka. Rudy przychodzi i odchodzi, kiedy chce, uczy mnie tego. Będąc tutaj, tak daleko od tych, których kocham, i tych, których znam, tych, których lubię i nie lubię, czasami zastawiam się, na ile spotkania z ludźmi są nawykiem, a na ile odpowiedzią na realną potrzebę. I kiedy, podczas których spotkań, naprawdę wydarza się bliskość. Rudy przychodzi i odchodzi dokładnie wtedy, kiedy ma przyjść i odejść, w końcu kto oprócz niego mógłby o tym lepiej wiedzieć.
* Uczę się odgłosów morza, które brzmi jak szaleniec w manii. Orkiestra, która nigdy nie zagra, ale cały czas się stroi.
* Przestrzeń zawiera w sobie umysł i świadomość, w takim samym stopniu, w jakim zawiera piasek, fale i szum, nie utożsamiając się z umysłem, świadomością, piaskiem, falami i szumem. Im cichszy staje się świat obok mnie, im mniej słucham innych kompulsywnych umysłów, tym częściej odsłania się przestrzeń.
* Kiedyś, pod czujnym okiem mamy i taty, udało mi się postawić pierwszy krok. Czasami myślę, że to moje ostatnie samodzielne osiągnięcie, reszta jest przetwarzaniem. Moja wiedza o świecie, kosmosie, Bogu, prawie grawitacji, kolonizacji, zazdrości, miłości, wybaczaniu, a w końcu przebudzeniu jest podarunkiem od ludzi. Czuję się przepełniony. Chcę wiedzieć, kim jestem bez tych wszystkich idei, zasad i wartości, które otrzymałem w spadku.
* Przez lata pracy jako trener interpersonalny zachęcałem ludzi, by obserwowali swoje ciało, emocje, myśli, by nauczyli się je rozpoznawać i wyrażać, nieświadomy, że zachęcałem do oceniania, nie obserwacji. Przyglądanie się sobie, by znaleźć spokój, złość czy źródło smutku, stwarzało spokój, złość i źródło smutku. Kolejne lata spędziłem na praktyce medytacji vipassana. Jednak również w trakcie medytacji istniał przedmiot obserwacji, którym był oddech – naturalny wdech i naturalny wydech. Najmniej inwazyjny i niewymagający afirmacji, ale jednak przedmiot obserwacji. Gdy teraz obserwuję nic, okazuje się to najbardziej ekscytującym i przerażającym doświadczeniem. Obserwowanie z pozycji kamienia wyklucza zbieranie przydatnych informacji czy nakierowanie uwagi na cokolwiek. Bezpośrednio łączy w sobie dwie skrajności, absolutny bezruch i efemeryczność. Kamień istnieje bez oddechu.
* Jestem częścią bardzo starej pieśni, która była przede mną, która zostanie, gdy umrę, którą stwarzam.
* Staję przed lękiem, wytresowany, że muszę stanąć z nim twarzą w twarz, znaleźć jego źródło, zmierzyć się z nim – albo przejść przez lęk, przepracować go, pokonać. Lata w pracowni psychologicznej nauczyły mnie, że lęk obok złości, smutku i radości jest podstawową emocją, że jest potrzebny, o ile nie przekracza tak zwanej normy. A jeśli przekracza, trzeba wyrazić stłumiony lęk w bezpiecznej przestrzeni i przy zaufanej osobie, wtedy się zmniejszy. Ale nie zniknie, bo jest w nas wpisany. Z drugiej strony jest nowomowa psychologiczno-coachingowa, która głosi akceptację siebie jako wyjątkowej osoby. Uznać, że rodzice są odpowiedzialni za to, kim jestem, wskazać winnych, wybaczyć, spojrzeć w lustro z miłością, powtarzać afirmacje typu „kocham siebie” „jestem zwycięzcą”. Jest również trzecia strona, skonstruowana z ironii intelektualistów i cyników. Zaprzeczyć lękowi, przeszłości i temu, co czuję, kpić z duchowości, wyśmiać porażki i tych, którzy popełniają błędy, ukryć pogardę do siebie przez obdarowywanie nią innych, krytykować, być złośliwym i zabawnym, opowiadać anegdoty o ataku paniki. Lęk traci twarze. Mogę mu ją nadać, ale za każdym razem będzie to maska upiora, zwanego w zachodniej kulturze urojeniem. Bawię się z lękiem.
* Każda próba odebrania wolności innej istocie jest świadectwem snu.
* Podstawą snu jest wiara, że ja się urodziło, ja doświadcza i w końcu ja umiera. Ale tożsamość może istnieć wyłącznie w formie opowieści.
* Nie tylko Chrystus umarł za nas, Europejczyków. Umarli za nas Indianie, Inkowie, Majowie, Aztekowie, umarli za nas Aborygeni i Maorysi. Może pod krzyżem katedry w Cuzco siedzi Chrystus, którego nie potrafimy rozpoznać.
 
==Inne==