Zbrodnia w Wawrze: Różnice pomiędzy wersjami

egzekucja mieszkańców miejscowości Wawer dokonana przez niemieckich nazistów (Generalne Gubernatorstwo / Polska; II wojna światowa, 1939)
Usunięta treść Dodana treść
'''Zbrodnia w Wawrze''' – egzekucja 107 cywilnych mieszkańców podwarszawskiej miejscowości Wawer (niebędącej wówczas dzielnicą Warszawy), dokonana przez okupanta niemieckiego w nocy z 26 na 27 grudnia]] 1939 podczas II wojny światowej
(Brak różnic)

Wersja z 23:56, 28 kwi 2018

Zbrodnia w Wawrze – egzekucja 107 cywilnych mieszkańców podwarszawskiej miejscowości Wawer (niebędącej wówczas dzielnicą Warszawy), dokonana przez okupanta niemieckiego w nocy z 26 na 27 grudnia]] 1939 podczas II wojny światowej.

  • Leżeli obok siebie. Twarz męża była zmasakrowana nie do poznania. Oko wybite, nos spłaszczony. Kołnierz futrzany od palta podarty w strzępy. Leżał skurczony, jak w okropnym bólu. Był już zimny. Wiedziałam, że nie żyje. Za to syn leżał wyprostowany, z czapką na głowie, oczy otwarte, jakby za chwilę miał wstać. Zdawało mi się, że żyje. Rozpięłam mu koszulę, ciało było jeszcze ciepłe i spocone. Zaczęłam je wycierać i rozcierać. Chciałam za wszelką cenę przywrócić go życiu. Czekałam na cud Zaczęli schodzić się ludzie. Niewypowiedziana rozpacz ogarnęła wszystkich. Ludzie biegali, jak obłąkani. Płakali, wyli z bólu i bezradności, przysięgali odwet Chcieli zabierać zabitych do domu. Stawiali ich na nogi, zaklinali, by ożyli, by się odezwali Twarda konieczność jednak kazała opanować się. Ktoś powiedział, że na razie nie można zabierać zwłok, trzeba pochować na miejscu. Składaliśmy więc do dołu mężów, synów, ojców, jednego obok drugiego. Przykrywaliśmy im twarze - czym kto mógł - kapeluszami, szalikami, chustkami, aby im się do oczu piasku nie nasypało Zostałam sama. Zbolała i zrozpaczona, skrzywdzona w sposób, którego żadna mowa ludzka nie jest w stanie wyrazić.
Egzekucja Polaków w Wawrze 27 grudnia 1939
  • Obydwie kompanie policyjne liczące około 300 ludzi dotarły do Wawra przed godziną 22.30. Samochody zatrzymały się przy stacji kolejki wąskotorowej. Stąd kompanie udały się marszem do komendy placu w Aninie przy ulicy Drugiej Poprzecznej nr 3. Tutaj dowódca batalionu wysłuchał meldunku Oberleutnanta Stephana, po czym wydał rozkaz dowódcom kompanii: „Aresztować wszystkich mężczyzn i sprowadzić do komendy placu”.
  • Około północy obudziło mnie walenie w drzwi. Usłyszałem krzyk po niemiecku, więc wstałem i otworzyłem drzwi. Wpadło kilku żołnierzy, splądrowali dom i zabrali mnie do komendy placu. Na ulicy przed komendą stało już kilkadziesiąt osób w trzech szeregach. Noc była jasna. Pełnia księżyca. Mróz koło 20 st. Co pewien czas brano po kilka osób do domu na przesłuchanie. Szło to bardzo szybko. Po obydwu stronach schodków prowadzących do domu stali żołnierze. Każdy wychodzący z przesłuchania był kopniakiem wyrzucany na schodki, a stojący obok żołnierze bili go kolbami, kopali. Na podwórzu, z boku, a nie razem z nami, stał jakiś człowiek bez czapki i bez butów. Ktoś powiedział mi, że to właściciel kawiarni.
  • Oświadczyłem im, że zebrani tu ludzie są niewinni, że tak jak ja wszyscy zostali z łóżka i z domu zerwani i nie wiedzą nawet o co chodzi, że przecież Wawer jest wlotowym osiedlem do Warszawy, że są różne elementy i mógł zajść po prostu jakiś tragiczny wypadek, ale w żadnym razie ci ludzie nie brali w tym udziału i o niczym nie wiedzą.
  • VI batalion policji, wysłany przez administrację na wiadomość o morderstwie, kazał powiesić właściciela szynku przed jego lokalem, gdzie miało miejsce morderstwo oraz rozstrzelać 114 Polaków z willowej kolonii Anin, którzy ze zbrodnią nie mieli nic wspólnego. (...) To rozstrzelanie wzburzyło bardzo Polaków, ponieważ morderstwo nie miało żadnego związku z ludnością, była to zbrodnia dokonana z motywów wyłącznie kryminalnych. Poza tym ludność wskazała sama tych zbrodniarzy batalionowi budowlanemu 538, usiłowała więc pomóc przy ich ujęciu.
  • Wprowadzili nas na nie zabudowany plac, na którym obecnie jest krzyż. Tam ustawiono nas w szeregu, kazano zdjąć kapelusze i uklęknąć. (...) Na dworze było jeszcze ciemno. Oświetlono nas reflektorami samochodowymi. Gdy w pewnym momencie posłyszałem strzały z karabinu maszynowego i zobaczyłem, że mój sąsiad, Wieszczyk, pada naprzód, upadłem i ja twarzą na ziemię. Posłyszałem z obu stron rzężenie. Po chwili zorientowałem się wciągając powietrze głębiej, że nic mnie nie boli. Nie ruszyłem się jednak i leżałem dalej spokojnie. Po chwili usłyszałem, że ktoś idzie, i usłyszałem pojedyncze strzały. Zorientowałem się, że ktoś idzie i dobija strzałami rannych. (...) Nadmieniam, że w tym momencie, kiedy nas wprowadzono na ten plac, to już była sprowadzona następna dziesiątka i ona także uklękła niedaleko od nas. Słyszałem, że następnie strzelano z karabinu maszynowego do nich. I my, i oni - klęczeliśmy twarzą zwróceni w kierunku Zastowa. Co kilka minut słyszałem serie z karabinu maszynowego, pomiędzy zaś seriami pojedyncze strzały. Tak trwało chyba ze dwie godziny.