Charles Bukowski: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
Nie podano opisu zmian
m format
Linia 4:
[[Plik:CharlesBukowski-2.jpg|mały|<center>Charles Bukowski, 1990</center>]]
<small>(tłum. Jan Krzysztof Kelus)</small>
* - Coś z nim jest nie tak. Za kogo on się ma? Nie odzywa się do nikogo. Cały czas trzyma się na osobności. - Poczekajta, aż zaczniemy robić na tych torach. Wtedy go, skurwysyna, dorwiemy
 
* Dworzec autobusowy w Nowym Jorku znajdował się w pobliżu Times Square. Wyszedłem ze swą starą walizką na ulicę. Był wieczór. Z metra wysypywały się roje ludzi. Ludzkie postacie o nierozróżnialnych twarzach, opętane zbiorowym szaleństwem, jak chmary insektów, pędziły obok mnie, wprost na mnie i wokół mnie z niezwykłą wprost intensywnością. Wirowały, potrącały się nawzajem i wydawały z siebie jakieś potworne dźwięki.
 
* Nareszcie sam, po raz pierwszy od pięciu dni. Byłem człowiekiem, któremu świetnie służy samotność. Rozkwitałem dzięki niej, a jej brak był dla mnie czymś tak uciążliwym, jak dla innych brak wody czy pożywienia. Każdy dzień, w którym nie było mi dane jej zaznać, osłabiał mnie. Nie traktowałem tego jako powód do dumy; raczej jako formę uzależnienia. Panująca w pokoju ciemność była dla mnie jak słoneczny blask. Wypiłem łyk wina.
 
* Nagle pokój napełnił się światłem. Usłyszałem turkot i huk. Tory przechodziły dokładnie na poziomie mojego okna. Był to nadziemny odcinek metra i pociąg właśnie się zatrzymał. Za oknem zobaczyłem rząd nowojorskich twarzy. Wpatrywałem się w nie, a one wpatrywały się we mnie. Pociąg postał chwilę, po czym odjechał. Wróciła ciemność. Ale po chwili pokój znowu zalała fala światła. I znowu zobaczyłem te twarze. Była to istna wizja piekła, która raz po raz się pojawiała. Każdy kolejny pociąg przywoził ładunek twarzy jeszcze obrzydliwszych, bardziej zdemenciałych i okrutnych niż poprzedni. Piłem wino.
 
* Przy takich pracach ludzie czują zmęczenie. Nawet więcej. Doświadczają czegoś, co przekracza granice zmęczenia. Wygadują jakieś szalone, błyskotliwe rzeczy. Bez zastanowienia i opamiętania zaczynałem nagle kląć, gawędzić, opowiadać kawały, śpiewać. Na dnie piekła bulgocze śmiech.
 
* Do pokoju weszły dwie dziewczyny. Jedna trochę przygruba, ale za to wypucowana, lśniąca czystością, w sukience w różowe kwiaty. Miła, sympatyczna twarz. Druga, ściśnięta w talii szerokim pasem, podkreślającym jej wspaniałą figurę, miała długie ciemne włosy, śliczny nos, szpilki, cudowne nogi i białą bluzkę z głębokim dekoltem. A także ciemnopiwne, bardzo ciemnopiwne oczy, które wpatrywały się we mnie z rozbawieniem, z wielkim rozbawieniem.
 
* Tak się jakoś dziwnie składało, że ilekroć wychodziłem z mego pokoju na korytarz, stała tam Gertruda. Wspaniała była. Emanowała czystym, skondensowanym seksem, prowokowała aż do bólu - i wiedziała, że to robi, grała tym, dawkowała kropla po kropli, przyzwalając łaskawie, żebym trochę pocierpiał. Najwyraźniej sprawiało jej to radość. A ja znowu tak strasznie z tego powodu nie cierpiałem. Spokojnie mogła mnie przecież odstawić na boczny tor i nie pozwolić mi - nawet z dala, w przelocie - tym się ekscytować. Jak większość mężczyzn, którzy znaleźliby się na moim miejscu, wiedziałem doskonale, że nie dostanę od niej nic - że nie będzie intymnych rozmów, ekscytujących jazd kolejką górską w lunaparku, długich spacerów w niedzielne popołudnia - póki nie złożę jej pewnych dziwacznych obietnic.
* - Niesamowity z ciebie facet. Dużo czasu spędzasz samotnie, prawda?
 
- Owszem.
* – Niesamowity z ciebie facet. Dużo czasu spędzasz samotnie, prawda?<br /> – Owszem.<br /> – Co się złego zdarzyło?<br /> – Byłem już chory na długo przedtem, nim mnie poznałaś.<br /> – A teraz też jesteś?<br /> – Nie.<br /> – No to co się stało?<br /> – Nie lubię ludzi.<br /> – Myślisz, że to jest w porządku?<br /> – Pewnie nie.<br /> – A zaprosisz mnie któregoś wieczoru do kina?<br /> – Może.
- Co się złego zdarzyło?
 
- Byłem już chory na długo przedtem, nim mnie poznałaś.
- A teraz też jesteś?
- Nie.
- No to co się stało?
- Nie lubię ludzi.
- Myślisz, że to jest w porządku?
- Pewnie nie.
- A zaprosisz mnie któregoś wieczoru do kina?
- Może.
* Gertruda chwiała się przede mną. Balansowała na wysokich szpilkach. Zrobiła krok do przodu i poczułem nagle, że jakieś fragmenty jej ciała mnie dotykają. Nie byłem w stanie wykrzesać z siebie żadnej reakcji. Dzielił nas dystans nie do przekroczenia. Miałem wrażenie, jakby ta kobieta próbowała rozmawiać z kimś nieobecnym, z kimś, kogo już od dawna nie ma wśród żywych. Jej wzrok zdawał się przenikać przeze mnie jak przez powietrze. Nie potrafiłem nawiązać z nią kontaktu. Ale nie czułem z tego powodu wstydu; raczej zażenowanie i bezradność.
 
* Przypominałem sobie te ich cygara, wykwintne garnitury. Myślałem o dużych porcjach steków, jazdach długimi krętymi alejami wiodącymi do pięknych domostw. Beztroskie życie. Podróże do Europy. Piękne kobiety...kobiety… Czy oni są ode mnie aż o tyle mądrzejsi? Jedyne, co nas różni, to pieniądze i pragnienie ich gromadzenia.
 
* Była śliczna. Porażająco piękna. Istne wyładowanie elektryczne. Przez chwilę miałem ochotę przeciąć dzielący nas trawnik i dobrać się do niej.
 
* Piłem, nie wychodząc nawet z łóżka, przez jakieś trzy czy cztery dni. Nie mogłem się przemóc, by wziąć do ręki gazetę z ofertami. Sama myśl o tym, że znowu znajdę się naprzeciw jakiegoś siedzącego za biurkiem faceta i będę mu musiał opowiadać, jak mi zależy na pracy, jakie mam nadzwyczajne kwalifikacje, była dla mnie nie do zniesienia. Powiem szczerze: byłem przerażony życiem, tym wszystkim, co człowiek zmuszony jest robić, tylko po to, by mieć na jakąś strawę, kąt i odzienie. Dlatego właśnie nie wstawałem z łóżka i piłem. Kiedy pijesz, to świat nadal gdzieś tam sobie istnieje, ale przynajmniej na chwilę zdejmuje ci nogę z gardła.
 
* Mnie tam na moich porannych kacach seks specjalnie nie rajcował. Wolałem to robić na nocną zmianę. Ale w nocy zawsze było to samo - ta wariatka wrzeszczała i rzucała we mnie czym popadło: telefonami, książkami telefonicznymi, butelkami, szklankami (pustymi i pełnymi), radioodbiornikami, torebkami, gitarami, popielniczkami, słownikami, pękniętymi paskami od zegarków, budzikami...budzikami… Niezwykła z niej była kobieta.
* - Żonaty jesteś, Manny?
 
- Co ty!
* – Żonaty jesteś, Manny?<br /> – Co ty!<br /> – Kobitki?<br /> – Czasami. Ale nigdy na dłużej.<br /> – W czym problem?<br /> – Kobieta to zajęcie na cały etat. Każdy musi wybrać sobie fach i się go trzymać.<br /> – Rzeczywiście. Jest to jakiś emocjonalny drenaż.<br /> – Fizyczny również. Przecież one się chcą na okrągło pierdolić.<br /> – Znajdź sobie taką, z którą byś to lubił robić.<br /> – Akurat. Wystarczy, że pijesz albo grasz. Zaraz ci powie, że to „niszczy miłość”.<br /> – To znajdź sobie taką, która lubi gorzałę, hazard i ruchanko.<br /> – A po co komu taka kobieta?
- Kobitki?
- Czasami. Ale nigdy na dłużej.
- W czym problem?
- Kobieta to zajęcie na cały etat. Każdy musi wybrać sobie fach i się go trzymać.
- Rzeczywiście. Jest to jakiś emocjonalny drenaż.
- Fizyczny również. Przecież one się chcą na okrągło pierdolić.
- Znajdź sobie taką, z którą byś to lubił robić.
- Akurat. Wystarczy, że pijesz albo grasz. Zaraz ci powie, że to „niszczy miłość”.
- To znajdź sobie taką, która lubi gorzałę, hazard i ruchanko.
- A po co komu taka kobieta?
==''Kobiety''==
<small>(tłum. Lesław Ludwig)</small>
 
* Facet potrzebuje wielu kobiet tylko wtedy, kiedy żadna z nich nie jest nic warta. Można utracić tożsamość, pieprząc się na prawo i lewo.
 
Linia 102 ⟶ 94:
 
* Gdy duch słabnie pojawia się forma.
** Źródło: tom poezji ''Play the Piano Drunk / Like a Percussion Instrument / Until the Fingers Begin to Bleed a Bit'' (1979)
 
* każdy facet musi zdać sobie sprawę<br />że to wszystko może zniknąć w<br />jednej chwili:<br />kot, kobieta, praca,<br />przednia opona,<br />łóżko, ściany, pokój;<br />wszystkie rzeczy<br />najpotrzebniejsze do życia,<br />łącznie z miłością,<br />spoczywają na fundamentach z piasku (...)
** Źródło: Charles Bukowski, pociągnij za sznurek, a poruszy się kukiełka, Płonąc w wodzie, tonąc w ogniu wyd. Noir sur Blanc, Warszawa 2004, tłum. [[Piotr Madej]]<br />[http://www.newsweek.pl/bukowski---o-wszystkim--co-moze-zniknac,45931,1,1.html newsweek.pl]
 
* każdy facet musi zdać sobie sprawę<br>że to wszystko może zniknąć w<br>jednej chwili:<br>kot, kobieta, praca,<br>przednia opona,<br>łóżko, ściany, pokój;<br>wszystkie rzeczy<br>najpotrzebniejsze do życia,<br>łącznie z miłością,<br>spoczywają na fundamentach z piasku(...)
** Źródło: Charles Bukowski, pociągnij za sznurek,a poruszy się kukiełka, Płonąc w wodzie,tonąc w ogniu wyd. Noir sur Blanc, Warszawa 2004, tłum. [[Piotr Madej]]
[http://www.newsweek.pl/bukowski---o-wszystkim--co-moze-zniknac,45931,1,1.html newsweek.pl]
* Na lotnisku czekał na mnie z żoną. Ponieważ miałem ze sobą bagaż, poszliśmy od razu do samochodu.<br />– Mój Boże, nigdy nie widziałem nikogo, kto by tak wyglądał, wychodząc z samolotu – zauważył Keesing.<br />Miałem na sobie płaszcz mojego nieżyjącego ojca, o wiele za duży. Spodnie były za długie, mankiety całkiem zakrywały buty, co zresztą bardzo mi odpowiadało, ponieważ skarpetki nie pasowały do spodni, a buty miały zupełnie ścięte obcasy. Nie przepadałem za fryzjerami, więc sam obcinałem sobie włosy, jeśli akurat nie miałem pod ręką kobiety, która zrobiłaby to za mnie. Nie lubiłem się golić, toteż co kilka tygodni przystrzygałem brodę nożyczkami. Mimo kiepskiego wzroku nie lubiłem nosić okularów i zakładałem je tylko do czytania. Miałem własne zęby, ale nie było ich zbyt wiele. Moja twarz była przekrwiona od picia, zwłaszcza wielki czerwony nochal. Światło raziło mnie w oczy i mrużyłem je, spoglądając niepewnie spomiędzy zapuchniętych powiek. Pasowałbym do każdej dzielnicy mętów na świecie.<br />Ruszyliśmy.<br />– Spodziewaliśmy się kogoś zupełnie innego – powiedziała Cecylia.<br />– Tak?<br />– Chodzi mi o to, że mówisz tak cicho i wyglądasz na łagodnego człowieka. Bill spodziewał się, że wysiądziesz z samolotu zalany w trupa, z przekleństwami na ustach i będziesz się dobierał do każdej napotkanej kobiety.<br />– Nigdy nie silę się na wulgarność. Czekam, aż przyjdzie sama.<br />– Twój występ zaplanowano na jutrzejszy wieczór – poinformował mnie Bill.<br />– Świetnie, w takim razie dziś możemy się zabawić i zapomnieć o wszystkim.<br />Pojechaliśmy dalej.
 
Linia 115 ⟶ 107:
 
* Miłość, to jakby zobaczyć mgłę o poranku, kiedy się przebudzisz a słońce jeszcze nie wzeszło. To trwa właśnie tę krótką chwilę a potem się wypala. Miłość jest mgłą, która się spala wraz z pierwszym brzaskiem rzeczywistości.
** Źródło: film ''Bukowski: Born into this'' (Film, 2003)
 
 
Linia 125 ⟶ 117:
 
[[az:Çarlz Bukovski]]
[[bs:Charles Bukowski]]
[[bg:Чарлз Буковски]]
[[bs:Charles Bukowski]]
[[ca:Charles Bukowski]]
[[cs:Charles Bukowski]]