* Doktor Halyard uśmiechnął się i kiwał głową ze zrozumieniem, czekając na przetłumaczenie.<br />-– Szach -– rzekł Khashdrahr -– on chciałby wiedzieć, jeśli łaska, kto jest właścicielem tych wszystkich niewolników, których wciąż napotykamy na drodze, odkąd wyjechaliśmy z Nowego Jorku.<br />-– To nie niewolnicy -– odparł Halyard, chichocząc protekcjonalnie. -– Obywatele w służbie rządu! Mają takie same prawa jak inni: wolność słowa, wolność wyznania, prawo głosowania (...).<br />Khashdrahr przestał tłumaczyć i zmarszczył brwi w zakłopotaniu.<br />-– Przepraszam! Ten "przeciętny„przeciętny obywatel"obywatel”... Obawiam się, że w naszym języku nie mamy takiego odpowiednika...<br />-– No -– rzekł Halyard -– zwykły człowiek. Jak na przykład ci, którzy pracowali na moście, czy ten w tym starym samochodzie, który mijaliśmy. Mały człowiek, niezbyt zdolny, ale poczciwy, prosty, taki zwykły, taki, jakich się co dzień spotyka..<br />Khashdrahr przetłumaczył.<br />-– Aha! -– powiedział szach kiwając głową. -– Takaru.<br />-– Co on powiedział?<br />-– Takaru -– wyjaśnił Khashdrahr. -– Niewolnik.<br />-– Nie takaru -– zaprzeczył Halyard, mówiąc wprost do szacha. -– O-by-wa-tel!<br />-– Aaach! -– rzekł szach. -– O-by-wa-tel. Uśmiechnął się promiennie. -– Takaru -– obywatel. Obywatel -– takaru.