Tadeusz Dołęga-Mostowicz: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
wydzielono do Ostatnia brygada
Linia 8:
 
==''Ostatnia brygada'' (1930)==
* – A trzeba twardym być ― ciągnął Michał ― twardym, bo cię ludzie rozdepczą w tłoku. Nie dość mieć ostre zęby i mocne pazury. Musisz czekać, aż ci skóra zgrubieje, jak u hipopotama, aż łeb stwardnieje na żelazo, byś mógł nim trykać w mur. No i cały niepotrzebny balast z tej głowy ― na śmietnik. Wstążeczki, chorągiewki, faramuszki, hasełka, zasadki, mrzonki, fidrygałki, skrupuły ― na śmietnik.<br />– No, no, Michale, nie przesadzaj. Jakaś żółć cię podlała i sam nie wierzysz w to, co mówisz.<br />– Wierzę. Musiałem uwierzyć. Alboż to mi mało boków naobijali? O każdy ochłap, o każdy kawał chleba. Alboż to mi raz podbijali koturny? Walił się człowiek nosem wprost w śmierdzące błoto, a jak sobie pysk otarł, to widział wkoło tylko śmiech. Cacki ideałów, bracie, to wszystko malowanki. Sztandary, bracie, tylko w dzień wiszą dostojnie nad głowami. W nocy zdziera się je bez ceremonii i czyści się nimi buty. (...)<br />– To tak ci ciężko w życiu?<br />Żegota roześmiał się sarkastycznie.<br />– Było ciężko. Było, dopóki nie przestałem łazić na szczudłach. Po ziemi, bracie, trzeba pełzać na brzuchu. A dostrzeżesz, że ten, co pełznie przed tobą, słabnie ― skocz i za gardziel, i w błoto! Było ciężko, póki nie zmądrzałem, póki pierwszego pięknego dnia nie wyrzuciłem na śmietnik wszystkich fatałaszków. Póki nie rozumiałem, że trzeba ściągnąć z pleców całą tę nakrochmaloną koszulę, którą nazywają duszą, i póty prać, aż ją można będzie w jednej garści ścisnąć, wsadzić do portmonetki albo wytrzeć w nią nos.(...)<br />― Nie wierzę ci, Michale ― powtórzył ― nie wierzę, byś mógł tak łatwo wyzbyć się całego piękna swoich dawnych poglądów.<br />― Wcale nie łatwo. Właśnie ciężko, bardzo ciężko. Co zaś do przekonań, bracie, to pluj na przekonania. Mogę dziś być socjalistą, jutro faszystą, pojutrze kamelotą królewskim, a od tego się nic nie zmieni. Kiedyś nie dziwiłem się Kmicicowi, że go szlag trafił, gdy książę Bogusław Radziwiłł przedstawiał Polskę jako kawał sukna, który kilku magnatów rozrywa między sobą. Dziś tu się wyciągnie niteczkę, tu niteczkę, a z jakiej strony to się robi, z prawej czy z lewej, to już ganc pomada. Sukno mocne jest, i tak wytrzyma, a ostatecznie znajdą się i tacy, co większe dziury pocerują, połatają.<br />Andrzej wbił oczy w ziemię i spytał:<br />– A cóż będzie z suknem, gdy wszyscy zaczną tak po niteczce wyciągać?<br />― O, widzisz, tutaj jest cały sekret. Nie wszyscy mają dostęp do niteczek. Chcieliby wszyscy, ale przy suknie tłok. Reszta stoi z dala od koryta i oblizuje się. A ci, najbliżsi, jak się naćpają, a utuczą się, a nie będą mieli sił odganiać tamtych, to tamci przejdą im po brzuchach i stratują. Ocaleje tylko ten, co w porę się odsunie. I tak dokoła Wojtek.
** Opis: wypowiedź posła Żegoty w rozmowie Dowmuntem
 
*Zobacz osobny artykuł: [[Ostatnia brygada]]
* Czy u nas jest taki stan ekonomiczeskij jak w Ameryce? Czy u nas pieniądz jest taki tani jak w Ameryce?... Nie, u nas wszystko jest zupełnie inaczej niż w Ameryce.(...) Nas, w Polsce, proszę pana, nie stać na amerykański system, my jeszcze przy łojówce musimy pracować, a nie przy elektryczności. I Żydzi to wiedzą. A co kładzie najlepsze interesy Polaków? ― Kładzie to, że oni nie wiedzą. Oni pół kapitału pakują w założenie interesu, drugie pół zjadają koszty administracji, a na obrót to pożyczać trzeba na lichwiarski procent. I za przeproszeniem, niech się pan rozejrzy, a zobaczy pan, że u nas wszyscy żyją nad stan. Może pan powie, dlaczego ja jadę pierwszą klasą, kiedy taniej byłoby trzecią? To ja panu powiem, że to tylko kalkulacja. Jak ja pojadę trzecią, to tam tłok i zaduch i ja potem przez dwa dni cierpię na astmę i nie mogę nic robić. Gdybym był zdrów, na pewno nie byłoby mnie stać na pierwszą. Bo „stać” to nie to, ile kto może na coś wydać. Może pan zna to żydowskie powiedzenie, że jak Żyd je kurę, to albo kura była chora, albo Żyd jest chory. Bo kura kosztuje sześć―siedem złotych, a śledź tylko pięćdziesiąt groszy. I to jest nasza psichołogia. (...) My, Żydzi, mamy taką psichołogię, że nieprawdę zawsze znajdziemy, a nowej prawdy dać nie umiemy, bo nasz mózg jest kryticzny i negatiwny. Żaden prawdziwy Żyd nic nowego nie wymyśli, ale za to Żyd najlepiej każdą nową myśl rozwinie i wykorzysta. (...) Handel to jest taka rzecz, gdzie trzeba mieć psichołogię krityczną i trzeba mieć wielką wytrzymałość, a nie trzeba nic nowego stwarzać. To znaczy, że handel jest akuratnie dla Żydów. Inne nacje, na przykład Słowianie, mogą dobre interesy robić na przemyśle, na rolnictwie, ale w handlu zawsze stracą, bo taka ich psichołogia.
** Opis: wypowiedź żydowskiego kupca zbożowego Jakuba Klajnadela w rozmowie Dowmuntem.
 
* – Duszę się, rozumiesz? Duszę się! Tchu mi brak! Nie mogę, nie mam sił patrzeć!...(...)<br />– Na co?<br />– Na co? ― wybuchnął Andrzej. ― Na co? Na to wszystko, na was, na wasze miedziane czoła, na wasze brudne łapy, na wasze oschłe serca, na to, coście z tej Polski zrobili! Żeście ją zapluli, żeście jej...<br />– Dobrze ― przerwał Żegota ― ale co ma znaczyć to „wy”? To niby kto?<br />– Wy wszyscy! Całe wasze społeczeństwo, całe wasze pokolenie! Wy, coście wyprali swoje dusze z czci i wiary, coście obsiedli jak robactwo tę naszą niepodległość, coście Polskę zmienili w koryto, w żerowisko!... Myślisz, że nie pamiętam, coś mówił o sztandarach, którymi w nocy buty się czyści?!<br />– Ach, więc mówisz o augurach?<br />– Nie, nie tylko o augurach! O wszystkich. Każdy z was ciągnie jakąś niteczkę z tego sukna. Spodleliście tak, że łotry spod ciemnej gwiazdy, że ostatnie szuje bez krzty sumienia, ludzie, którym przed wojną nikt ręki nie podałby ― dziś stoją na świeczniku... Powiedz! Czy jakikolwiek naród mógłby to znieść? Nie, po trzykroć nie! Chybaby spodlał do szczętu, chyba skarlałby w tchórzostwie o parszywy kęs chleba! Czy jakikolwiek naród nie chwyciłby takich augurów za gardziel?<br />– Trzeba mieć czym chwycić. A naród, bracie, ma zajęte ręce tą, tą ― niteczką.<br />– Gdzież są wasze ideały? Gdzie cele? Do czego dążycie? Co jest motorem waszego życia? Zbydleliście, spoganieli, maksimum, na co zdobyć się umiecie, to albo jałowy pesymizm, albo bałwochwalczy kult!<br />Andrzej uderzył pięścią w stół i czekał obrony Michała, lecz ten trwał w ironicznym uśmiechu.<br />– A nędza? Wszyscy narzekacie na nędzę. A któż tu w Polsce, na miły Bóg, pracuje? Gdzie jest ten „wyścig pracy”? Kpiny. Takiego nieróbstwa, takiego lenistwa nie widziałem nigdzie! Tak! Nigdzie! A wszyscy żyjecie nad stan! Wszyscy ― od robotnicy, chodzącej w jedwabnych pończochach, do obszarnika, puszczającego pieniądze za granicą. Francuz wydaje połowę tego, co zarabia, a tu każdy wydaje więcej, niż zarabia. Stąd bankructwa, rozbitki życiowe...
** Opis: rozmowa Dowmunta z Żegotą.
 
* – Jest źle, no, oczywiście źle, ale kto temu winien? Pewno wszyscy, i ci z prawej, i ci z lewej, i ci z centrum. Pierwej byli u władzy ci, co twierdzili, że polityka to świństwo, a teraz są ci, co znajdują, że to fałszywa gra. A i jedni, i drudzy zapominali dodać, że to kokosowy interes. Tylko trzeba umieć brać się do tego interesu.<br />– No, a nadużycia? A kupczenie przekonaniami, a korupcja? Trylski wzruszył ramionami.<br />– Humanum est. Były i będą.<br />– A moralność, a etyka, przecież kiedyś się za to będzie ponosić odpowiedzialność?<br />Redaktor roześmiał się serdecznie.<br />– Bądźmy łagodni! Kto ma żądać sprawozdania?<br />– Choćby historia, choćby przyszłe pokolenia. A i dziś opozycja obsypuje was zarzutami bardzo ciężkimi.<br />– Myśmy pisali to samo o nich, gdy oni byli u władzy. To, przyjacielu, są fatałaszki. Przyjdą znów oni ― znowu my będziemy ciskać pioruny.
** Opis: rozmowa Dowmunta z red. Trylskim.
 
* Małżeństwo jest instytucją w samym założeniu nietrwałą. Trwałość rodzi się z wymiany myśli, uczuć i rozkoszy. Po kilku latach rozkosz nabiera smaku razowca, uczucia ziębną i czułostkowieją. Myśli wszystkie są znane jak wytarty od zużycia szeląg.
 
* My w ogóle nie znamy moralności. Nie jesteśmy ani moralne, ani niemoralne. Moralność ― to dla kobiety puste słowo, abstrakcja bez znaczenia. My podlegamy wyłącznie instynktowi płci. Zaś pojęcie moralności stworzyli mężczyźni, czy ja wiem, może dla własnej wygody, może dlatego, że dla nich życie płciowe nie stanowi pełnej treści istnienia?
** Opis: wypowiedź Iry w rozmowie Dowmuntem.
 
* Twierdzę, że kobieta jest amoralna. Jest, była i będzie.
** Opis: wypowiedź Iry w rozmowie Dowmuntem.
 
* U nas, panie, władze uważają za swój najświętszy obowiązek utrudnienie prywatnej inicjatywy.(...) Otóż (...) nasze urzędy w takiż sposób traktują obywatela. Główną ich troską jest trzymanie go za kołnierz, by broń Boże nie przekroczył żadnej formalności. W najlepszym zaś razie uważają obywatela za dziecko, którym należy się opiekować z rózgą w jednym ręku, a z orderkiem w drugim.
** Opis: wypowiedź Walasa w rozmowie Dowmuntem.
 
* Uczciwy człowiek jest to taki, którego na razie z braku dowodów przestępstwa nie można zamknąć w więzieniu.
** Opis: wypowiedź Walasa w rozmowie Dowmuntem.
 
* Wszystko zrozumieć to wszystko przebaczyć.
** Opis: wypowiedź Leny w rozmowie Dowmuntem.
 
* Z góry, z galerii, słyszało się tylko niesamowity gwar skłóconych głosów, stuk drewnianych pulpitów, klaskanie dłoni, dzwonek marszałka. Widziało się, że człowiek stojący na trybunie wymachuje rękoma i porusza wargami, lecz głosu jego niepodobna było dosłyszeć.(...)<br />W ogóle pierwsze rzędy foteli świeciły pustkami, w dalszych zaś, podczas gdy jedni posłowie gwałtownie manifestowali swój przyjazny lub wrogi stosunek do mówcy, inni odwróceni tyłem wesoło rozmawiali, czytali dzienniki lub pisali. Wreszcie mówca skończył i na trybunie ukazał się drugi. Zanim jeszcze zdołał otworzyć usta, ci, którzy pierwszemu bili brawa, powitali go oburzonymi krzykami. Gdy zaczął mówić, hałas się wzmógł i znowu zaczął dźwięczeć dzwonek marszałka. Hałas jeszcze bardziej potęgowała fatalna akustyka sali.<br />Andrzej nigdy w życiu nie widział obrad parlamentu i teraz nie mógł pojąć, jak w takich warunkach rozpatrywane być mogą najważniejsze sprawy państwowe, jak mogą sobie posłowie wyrobić zdanie o poglądach innych, gdy ich w ogóle nie są w stanie dosłyszeć?<br />Wydawało mu się rzeczą wręcz nieprawdopodobną, by nawet biuro stenograficzne, znajdujące się tuż przy trybunie, potrafiło połapać słowa mówcy. Widział jednak obok, w loży prasowej dziennikarzy, skrzętnie robiących notatki i z uwagą wsłuchujących się w hałas panujący na dole.<br />Nagle poczuł czyjąś rękę na ramieniu. Za nim stał Żegota.<br />– No cóż, jak ci się podoba nasza buda? ― zapytał, sadowiąc się przy nim.<br />– Wiesz, że nie rozumiem tego wcale. Przecież to są dorośli, poważni ludzie, dyskutują o rzeczach wielkiego znaczenia, a zachowują się, no... Doprawdy, zaczynam przyznawać rację wrogom parlamentaryzmu.
** Opis: Dowmunt obserwuje salę sejmową.
** Zobacz też: ''[http://wiersze.wikia.com/index.php?title=Ostatnia_brygada&useskin=monobook treść powieści]''
 
==Inne==