Imieniny: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
Alessia (dyskusja | edycje)
m formatowanie automatyczne
Alessia (dyskusja | edycje)
m int., formatowanie automatyczne
Linia 2:
* Teraz do pokoju wkroczyła twardym krokiem ciotka Ida, prowadząc obu malców za wywijające się rączki. – Siadać, panowie – zakomenderowała, sadowiąc chłopców na kanapce. – Jest tylko jeden sposób na to, żebyście mogli wziąć udział w uroczystości rodzinnej: wzorowe zachowanie. Od tej chwili, powtarzam, od tej chwili będziecie się zachowywać jak dwa alabastrowe anioły cmentarne, czyli będziecie sobie kulturalnie gwarzyć z dziadkiem i ciocią, zresztą, róbcie sobie, co tam chcecie, byle na siedząco i po cichu. Zrozumiano?<br />– Zrozumiano – padła karna, podwójna odpowiedź. Ida powiedziała „Nnno!”, i odeszła, stukając z impetem obcasami. Natychmiast potem Józinek – rumiany osiłek o zamglonych oczkach i ryżej czuprynce uczesanej na jeża – wyrżnął kuzyna w bok z taką siłą, że solenizant sfrunął z krawędzi kanapki i siadł z impetem na podłodze. Tam na moment stracił dech. Kiedy wstał, podjął natychmiastową próbę odwetu. Ponieważ jednak z natury był łagodniejszy i zapewne mniej zdeterminowany niż syn Idy, zamach mu się nie powiódł: Józinek, stabilnie wparty ciężkim tyłeczkiem w tapicerkę, ani drgnął.<br />Wobec tego Ignacy Grzegorz z całą rozwagą dał mu w ucho.<br />Józinek wystrzelił w powietrze jak pocisk i zaatakował kuzyna bykiem w brzuch.<br />– Dużym błędem jest – zauważył spokojnie dziadek Borejko, wpatrując się z zachwytem w dwa krzepkie ciałka wnuków, tarzających się po podłodze jak małe niedźwiadki – sadzanie ich w tak bliskiej odległości od siebie. Na miejscu Idy raczej bym ich rozdzielał możliwie znaczną przestrzenią. Chłopcy, uspokójcie się w tej chwili!<br />Ignacy Grzegorz natychmiast posłuchał rozkazu dziadka i zamarł w bezruchu, wskutek czego Józinek bez trudu powalił go na łopatki i usiadł mu okrakiem na głowie.<br />(...) Właśnie wtedy przytłoczony i upokorzony Ignacy Grzegorz, w poczuciu bezgranicznej krzywdy, ugryzł go dotkliwie w pośladek.
 
* -Pyzuniu, co się stało? Gdzie jesteś? Jak przeżyłaś tę burzę?<br />-posypały się z Gabrieli pytania, zgodnie ze specyfiką serca matki.<br />-Burzę? – powtórzyła Pyza. – Ach, burzę... w stogu siana, z Fryderykiem... nie to była słoma.<br />Och właściwie to nawet nie pamiętam.<br />No a teraz suszymy spodnie, pijemy szampana i jemy tort z bitą śmietaną.<br />I, mamusiu nie mów nikomu, no, chyba że dopiero za pięć lat... więc ja mamusiu, przed chwilą się zaręczyłam.