Stanisław Lem: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
→‎Głos Pana: Nowe cytaty
m →‎Głos Pana: Szablon Osobne
Linia 4:
==Z utworów==
===''Głos Pana''===
{{osobne|Głos Pana}}
 
* Ale nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle tylko postępować cierpliwie i powoli.
 
* Była to jedna z typowych sytuacji uczonego naszych czasów [...] Najłatwiej jest, dla zachowania czystych rąk, metodą strusi – piłatową nie mieszać się do niczego, co – choćby w odległych konsekwencjach – zahacza o potęgowanie środków zagłady. Lecz to, czego nie chcemy robić, zawsze zrobią za nas inni. Powiada się, że nie jest to moralnym argumentem – zgoda. Można odpowiedzieć przypuszczeniem, że ten, kto zgodził się na udział w takiej pracy, będąc pełnym skrupułów, zdoła je w krytycznej chwili uruchomić, a jeśli nawet mu się nie uda, to i szansy podobnej nie będzie, gdy zastąpi go człowiek pozbawiony skrupułów.
** Opis: rozmyślania Hogartha przed zgodą na wzięcie udziału w Projekcie.
 
* Co by się z nami stało, gdybyśmy naprawdę mogli współczuć innym, z nimi czuć, za nich cierpieć? To, że ludzkie boleści, strachy, cierpienia rozpadają się ze śmiercią osobni­czą, że nic nie pozostaje po wzlotach, upadkach, orgaz­mach i torturach, jest godnym pochwały darem ewolu­cji, która upodobniła nas do zwierząt. Gdyby po każ­dym nieszczęśliwym, umęczonym pozostawał choć jeden atom jego uczuć, gdyby tak rosło dziedzictwo po­koleń, gdyby choć skra mogła przeniknąć z człowieka do człowieka, świat byłby pełen ryku przemocą wy­dartego z kiszek.
 
* [...] jakiś wybitny prawnik z FBI uznał, że Kosmos, jako leżący poza granicami Stanów, w kompetencje Biura Federalnego nie wchodzi, podlega natomiast CIA, bo ta właśnie poświęca się problemom zagranicznym.
 
* Jednakowoż wiemy teraz na pewno, że gdy po planetach będą się przechadzali pierwsi wysłannicy Ziemi, inni jej synowie nie o wyprawach takich będą marzyć, lecz o kawałku chleba.
 
* Każde zdanie książki znaczy coś, także wyrwane z kontekstu, ale w jego obrębie zespala się ze znaczeniami innych zdań, tych, co je poprzedziły, i tych, co nastąpią. Z takiego przesiąkania, narastania i kumulowania ogniskowego wynika w końcu owa znieruchomiała w czasie myśl, jaką jest dzieło.
 
* Nauczyłem się sto­sować jako rodzaj testu - lekturę moich własnych prac, tych, które uważam za najlepsze. Jeśli dostrze­gam w nich potknięcia, luki, jeśli widzę, że można by­ło rzecz przeprowadzić lepiej, próba wypada pomyślnie. Jeżeli jednak odczytuję własny tekst nie bez po­dziwu, oznacza to, że jest ze mną niedobrze.
 
* Nie jestem w stanie pojąć, czemu na drogi publiczne nie wpuszcza się ludzi pozbawionych prawa jazdy, natomiast na półki księgarskie mogą się dostawać w dowolnej ilości książki osób pozbawionych przyzwoitości – że nawet nie wspomnę o wiedzy.
 
* [Rappaport] Przeczytał mi raz fragment dziewiętnastowiecznej księgi, opisu­jącej sposoby hodowania wieprzy tresowanych do szu­kania trufli; był to bardzo ładny ustęp, opowiadający podniosłym stylem, właściwym temu wiekowi, o tym, jak to rozum człowieka wykorzystuje zgodnie ze swym posłannictwem pożądliwą żarłoczność świń, którym rzuca się żołędzie, kiedy wykopią trufle.<br />Taka racjonalna hodowla miała, według Rappapor­ta, oczekiwać uczonych, i już ją właśnie wdrażano w życie, jak to pokazywał nasz przypadek. Wyłożył mi ten prognostyk zupełnie serio. Handlarz-grosista nie interesuje się światem duchowych przeżyć wy­tresowanego wieprza, który ugania się za truflami: ów świat dla niego nie istnieje poza rezultatami dzia­łalności świń i nie inaczej ma się rzecz z nami i na­szymi mocodawcami.<br />Racjonalizację hodowli uczonych utrudniały co prawda relikty tradycji, owych zapatrywań nieprzytomnych, rodem z francuskiej rewolucji, lecz można się było spodziewać, że jest to stan przejściowy. Oprócz doskonale urządzonych chlewni, to jest laboratoriów lśniących, należało przygotować jeszcze inne urządze­nia, które wyzwoliłyby nas od wszelkiej możliwości frustracji. Na przykład pracownik nauki zaspokajał­by swoje instynkty agresji, w sali pełnej kukieł gene­rałów i innych wielkorządców, doskonale nadających się do bicia, jak również znajdowałby specjalne miej­sca, będące pochłaniaczami energii seksualnej, itp. Wyładowawszy się należycie tu i tam, będzie mógł, powiadał Rappaport, wieprz uczony bez wszelkich już zakłóceń oddawać się polowaniu na trufle, z żytkiem władców, a ku zgubie ludzkości, jak odeń tego wymaga nowy okres historyczny.
 
* Przed dwudziestu laty podróż z Europy do Stanów trwała siedem godzin; kosztem osiemnastu miliardów dolarów skrócono ten czas do pięćdziesięciu minut. Wiadomo już, że dzięki dalszym miliardom ten czas lotu uda się skrócić o połowę. Pasażer, wysterylizowany na ciele i umyśle (żeby nie zawlókł do nas ani azjatyckiej grypy, ani azjatyckich myśli), naładowany witaminami i widowiskiem filmowym z puszki, będzie mógł przenosić się z miasta do miasta, z kontynentu na kontynent, z planety na planetę – coraz pewniej i szybciej, a wizja takiej fenomenalnej sprawności instrumentów opiekuńczych ma zatkać nam usta, byś­my nie zdołali spytać, do czego właściwie te błyskawiczne peregrynacje służą.