Szósta klepka: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
poprawa literówki
Rinfanaiel (dyskusja | edycje)
m formatowanie automatyczne
Linia 1:
'''''[[w:Szósta klepka|Szósta klepka]]''''' -, pierwsza część [[Jeżycjada|Jeżycjady]], powstała w roku 1977.
* Wejścia Cesi prawie nie zauważono.<br />- ... i moje najlepsze, angielskie kalki! - ojciec Cesi kończył właśnie akt oskarżenia. - Co ty sobie właściwie myślałeś, Bobek?<br />- Myślałem sobie właściwie, że fajnie się palą - odpowiedział chłopczyk prawdomównie.<br />- Ale dlaczego właśnie kalki?<br />- Sam je palisz - wytknął Bobcio wujowi.<br />- Ale zużyte! Rozumiesz?<br />- Rozumiem - zgodził się Bobcio wpijając w wuja wierne i uczciwe spojrzenie.<br />- A firanki, firanki, panie tego?! - wtrącił ochryple dziadek. - Od firanek zazwyczaj zaczyna się...<br />- Pożar! - krzyknął Bobcio, który był dzieckiem mądrym i domyślnym.<br />Dziadek irytował się, kiedy mu przerywano lub, co gorsza, pozbawiano jego wypowiedzi puenty.<br />- Cicho bądź, smarkaczu! Czegoś to taki wesoły, hę?<br />- Bobeczku - wtrąciła mama Żakowa swoim ciepłym altem. - Czy ty się wcale nie boisz?<br />- A czego?<br />- Kary. Za ten pożar.<br />Bobcio zastanowił się głęboko, starając się wniknąć w samego siebie.<br />- Nie za bardzo - wyznał wreszcie.<br />- On sobie z nas bimba! - warknął dziadek.<br />- Hi, hi! - wyrwało się Bobciowi.<br />Cesia usiadła ze znużeniem przy wielkim stole.<br />- A co się właściwie stało?<br />- Bobcio usiłował w nocy podpalić dom - rąbnął ojciec.<br />- Aha - mruknęła Celestyna bez zdziwienia.
 
* - Ja nie jestem głodny! - zawiadomił świat Bobcio, mrugając oczkami i wydymając różowe usteczka. - Zjem tylko trochę marchewki, w marchewce jest witamina M.<br />- A w kotlecie witamina K - powiedziała przebiegle ciocia Wiesia. Bobcio miał chysia na temat witamin, co należało inteligentnie wykorzystać.<br />- Co za mania jakaś - naigrywał się ojciec Cesi. - Czy kto widział kiedy witaminę?<br />- Ja widziałem! - ofuknął go Bobcio, srogo marszcząc jasne brewki. - Była zielona i łaziła po talerzu.<br />- Duża była, mniej więcej? - dopytywał się Żaczek, zachowując całkowitą powagę.<br />- O, taka - pokazał Bobcio. - Tu miała takie kropki. Wyglądała bardzo zdrowo.<br />- Nie może być.<br />- Powiedziała mi, że jak nie zjem sałaty, to nigdy nie zostanę strażakiem pożarnym.<br />- O Boże - powiedział Żaczek. - To byłoby tragiczne.<br />- Tragiczne - powtórzyło dziecko, lubując się nowym słowem. - Tragiczne, psiakrew.
* Wejścia Cesi prawie nie zauważono.<br>- ...i moje najlepsze, angielskie kalki! - ojciec Cesi kończył właśnie akt oskarżenia. - Co ty sobie właściwie myślałeś, Bobek?<br>- Myślałem sobie właściwie, że fajnie się palą - odpowiedział chłopczyk prawdomównie.<br>- Ale dlaczego właśnie kalki?<br>- Sam je palisz - wytknął Bobcio wujowi.<br>- Ale zużyte! Rozumiesz?<br>- Rozumiem - zgodził się Bobcio wpijając w wuja wierne i uczciwe spojrzenie.<br>- A firanki, firanki, panie tego?! - wtrącił ochryple dziadek. - Od firanek zazwyczaj zaczyna się...<br>- Pożar! - krzyknął Bobcio, który był dzieckiem mądrym i domyślnym.<br>Dziadek irytował się, kiedy mu przerywano lub, co gorsza, pozbawiano jego wypowiedzi puenty.<br>- Cicho bądź, smarkaczu! Czegoś to taki wesoły, hę?<br>- Bobeczku - wtrąciła mama Żakowa swoim ciepłym altem. - Czy ty się wcale nie boisz?<br>- A czego?<br>- Kary. Za ten pożar.<br>Bobcio zastanowił się głęboko, starając się wniknąć w samego siebie.<br>- Nie za bardzo - wyznał wreszcie.<br>- On sobie z nas bimba! - warknął dziadek.<br>- Hi, hi! - wyrwało się Bobciowi.<br>Cesia usiadła ze znużeniem przy wielkim stole.<br>- A co się właściwie stało?<br>- Bobcio usiłował w nocy podpalić dom - rąbnął ojciec.<br>- Aha - mruknęła Celestyna bez zdziwienia.
 
* Los puka do drzwi na różne sposoby. Niekiedy odbywa się to rozgłośnie w pełni dramatycznie - niekiedy zaś cicho i podstępnie.
* - Ja nie jestem głodny! - zawiadomił świat Bobcio, mrugając oczkami i wydymając różowe usteczka. - Zjem tylko trochę marchewki, w marchewce jest witamina M.<br>- A w kotlecie witamina K - powiedziała przebiegle ciocia Wiesia. Bobcio miał chysia na temat witamin, co należało inteligentnie wykorzystać.<br>- Co za mania jakaś - naigrywał się ojciec Cesi. - Czy kto widział kiedy witaminę?<br>- Ja widziałem! - ofuknął go Bobcio, srogo marszcząc jasne brewki. - Była zielona i łaziła po talerzu.<br>- Duża była, mniej więcej? - dopytywał się Żaczek, zachowując całkowitą powagę.<br>- O, taka - pokazał Bobcio. - Tu miała takie kropki. Wyglądała bardzo zdrowo.<br>- Nie może być.<br>- Powiedziała mi, że jak nie zjem sałaty, to nigdy nie zostanę strażakiem pożarnym.<br>- O Boże - powiedział Żaczek. - To byłoby tragiczne.<br>- Tragiczne - powtórzyło dziecko, lubując się nowym słowem. - Tragiczne, psiakrew.
 
* Los puka do drzwi na różne sposoby. Niekiedy odbywa się to rozgłośnie w pełni dramatycznie - niekiedy zaś cicho i podstępnie.
** Zobacz też: [[los]]