Marzec 1968: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
cytaty Jerzego Hoffmana i Magdaleny Łazarkiewicz
m drobne redakcyjne
Linia 69:
* Moja mama, Irena Rybczyńska, która była redaktorką naczelną czasopisma „Nowa Wieś”, odmówiła zamieszczania jakichś antysemickich treści. Została zwolniona, a w dodatku wpisano jej w papiery, że może podjąć pracę jedynie za połowę dotychczasowego uposażenia, a więc dostała klasyczny „wilczy bilet”. Zaczęliśmy żyć dużo skromniej, ale nie to okazało się najtrudniejsze. Najgorsza wtedy była atmosfera, ciągłe szczucie, potworna niechęć ze strony otoczenia. Do tego dochodziły wyjazdy wielu bliskich i znajomych, pożegnania na Dworcu Gdańskim. Do emigracji zmuszona została na przykład rodzina mojej najbliższej przyjaciółki, która musiała zostawić tu znajomych, chłopaka, cały świat. Pamiętam jej rozpacz i nasz strach, czy jeszcze kiedyś się spotkamy.
** Autor: [[Magdalena Łazarkiewicz]]
** Źródło: Piotr Czerkawski, ''Drżące kadry. Rozmowy o życiu filmowym w PRL-u'', Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019, 978-83-8049-917-1, s. 193.
 
* Momentem, który najbardziej zapadł mi w pamięć, były słowa Zawieyskiego, że te pięści, które spadły na Stefana Kisielewskiego – pobitego kilka tygodni wcześniej przez „nieznanych sprawców” – spadły na przedstawiciela kultury polskiej. Władysław Gomułka w odpowiedzi na to zarechotał. To nie był śmiech, ale właśnie rechot. I po chwili cała sala sejmowa rechotała, a jeszcze chwilę później rechotała galeria. To była obrzydliwa twarz Polski Ludowej.
Linia 118:
** Autor: [[Jerzy Hoffman]]
** Opis: o pracy nad filmem ''Pan Wołodyjowski'', która przypadła na okres antysemickiej nagonki.
** Źródło: Piotr Czerkawski, ''Drżące kadry. Rozmowy o życiu filmowym w PRL-u'', Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019, 978-83-8049-917-1, s. 21-22.
 
* W marcu poszedłem na wiec pod bibliotekę Uniwersytetu Łódzkiego, a tam tłum młodzieży krzyczy, ktoś czyta odezwy, ktoś rozdaje ulotki. Nagle podjechały autobusy z aktywem robotniczym zwiezionym z fabryk, z pałami, z kijami. Ojcowie tych, którzy stali na tym placu. Nie doszło do jakiejś masakry, bo wiec się zakończył. Ale później zaczęli znikać profesorowie.