2001: Odyseja kosmiczna: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
Nie podano opisu zmian
Nie podano opisu zmian
Linia 5:
* Najbardziej tajemnicza okazuje się końcówka filmu, gdy jedyny ocalały kosmonauta dociera wreszcie do celu, stykając się z nowymi wymiarami życia, pozwalającymi na jednoczesne istnienie w przeszłości i przyszłości. To nieznane, co nas czeka, Kubrick przedstawia w fascynującej sekwencji plastycznej i z towarzyszeniem pięknej muzyki klasycznej. Zastosowane tu efekty specjalne wytyczyły drogę nowoczesnym obrazom science fiction, lecz Kubrickowi posłużyły w największej mierze do stworzenia filmowego eseju o tajemniczości świata.
** Autor: Jan F. Lewandowski, ''Wielkie kino. 150 filmów, które musisz zobaczyć'', wyd. Videograf II, Chorzów 2006, ISBN 83-7183-394-6, s. 148.
 
{{wulgaryzmy}}
 
* Nienawidzę tego filmu. Tak jak pisałem wcześniej, oglądanie go sprawia mi fizyczny ból. Jest po prostu nudny, ale najgorsze jest to, że poza dłużyznami (i motywem HALa, który powinien stanowić osobną produkcję) nic ze sobą nie niesie. Serio, przez pierwszy kwadrans oglądamy widoki, potem trochę małp, a potem przez kwadrans lecący statek kosmiczny. Potem słuchamy jakiejś bezsensownej rozmowy i dalej oglądamy lecący statek kosmiczny. Przez kwadrans. To wszystko jest bardzo ładne, ale ja pierdolę, miejcie jakiś umiar. Ile można? Nie widzę tu żadnej wizji, nie widzę tu żadnego przekazu. Dostanę baty za to co teraz napiszę, ale Stanley Kubrick to dla mnie taki Michael Bay dwudziestego wieku. Wykorzystuje w kółko te same, sprawdzone, wizualne sztuczki, ale brakuje mu treści i scenariusza. Różnica polega na tym, że Michael Bay nie jest uważany za wizjonera.