Barbara Rosiek: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
Jos. (dyskusja | edycje)
przniesione
Linia 1:
'''[[w:Barbara Rosiek|Barbara Rosiek]]''' (ur. 1959) – polska pisarka i poetka.
==''Pamiętnik narkomanki''==
{{Osobne|Pamiętnik narkomanki}}
* A my chodzimy tu i tam,<br />i jeszcze tam,<br />i nie ma wiele chat z otwartymi drzwiami.<br />Można pukać,<br />ale nie wierząc już w nic.
* Ach, te bezsenne noce, kiedy w ciemnościach na wyciągnięcie dłoni dotykam swego lęku.
 
* Bo jaki jesteś ty, mój świecie? Niby wszystko takie proste, wszystko ma swoje określone miejsce. Tylko, że ja nic z tego nie rozumiem albo rozumiem, kiedy jest już za późno.
 
* Ból istnienia jest do wytrzymania. Nie do wytrzymania jest ból nieistnienia.
* Jasność bez światła,<br />Ciemność bez mroku.<br />Każdy z nas nosi w sobie niespełnioną<br />miłość.
 
* Choruję na śmierć. W żyłach lęk krąży zamiast krwi.
* Kto wierzy w nieprawdopodobieństwo?<br />Kto ma w sobie taką moc, by powstrzymać ciosy?<br />Kto skutecznie obroni się przed złoczyńcą?<br />Kto, pytam się<br />kto, no kto –<br />to zrobi moimi rękoma?
 
* Ciągle mi brakuje odwagi do życia lub samobójstwa.
* Leżę na wklęsłym dnie i nikt nie chce nawet zapukać z drugiej strony.
 
* Gdy robiłeś mi pierwszy zastrzyk wierzyłam, że dajesz mi szczęście. Ale ty już wiedziałeś, że mnie zabijasz. I cieszyłeś się, że kiedyś nie będziesz umierał sam.
* Ludzie w małym miasteczku żywią się plotkami jak planktonem. Konsumują, przeżuwają i trawią w majestacie. Smakują mnie. Jak mnie przetrawią i zatrują się, będę mogła zaistnieć w ich świadomości jako swoja. Na razie usiłują mną manipulować by załatwić swoje stare porachunki.
 
* Miłość to fizjologiczna psychoza. Całkowite zawężenie procesów poznawczych i intelektualnych. Zaburzenie świadomości. Rozszczepienie emocji i działania. Bywa nieuleczalna.
 
* Noszę w kieszeni śmierć, pieszczę ją między palcami, wygładzam, naciskam czułe punkty.
* Miłość niesie w sobie ogromny ładunek tajemnej siły, mocy, które wynosi poświęcenie ponad majestat Boga, prawa, społeczeństwa. To za jej sprawą jesteśmy pokorni, wytrwali, silni i ulegli, upadamy ipodnosimy się, żyjemy, przebaczamy.
 
* Może,<br />gdy drgnie ta wielka siła,<br />co nie we mnie już,<br />lecz ponad waszą niemożliwość – wtedy odejdę na zawsze.
 
* Nie chcę być znowu ciekawym przypadkiem, beznadziejnym przypadkiem rokującym poprawę, przypadkiem w ogóle. Nie chcę być czubkiem, psychotropkiem, stukniętą wariatką. I nie chcę być normalna w waszym nienormalnym świecie.
** Źródło: Pamiętnik narkomanki
 
* Ocal mnie Panie<br />Już czas.<br />Dokąd? Kiedy?<br />Już wielki czas<br />W drogę, przed siebie. Wiem tuż, tuż.<br />Oddaj mi stopy<br />Pluton egzekucyjny<br />czeka, madame<br />za zdradę człowieczeństwa
 
* Sposób na przetrwanie – milczenie.<br />Sposób na życie – przetrwanie.<br />Sposób na milczenie – śmierć.
 
* Tak już ma być zawsze: poranek, gdy nie chce się wstawać, zmierzch, kiedy nie chce się jeszcze umierać, wieczór pełen obaw, niekończące się noce udręk. Już płakać nie potrafię, chyba nie potrafię. A kochać? Gdzie podziało się moje uczucie miłości? Boże, co ja z sobą zrobiłam.
 
* Skąd się bierze w człowieku tyle siły, kiedy wydaje się zupełnie przegrany, stracony, omotany tysiącami sprzeczności, nasłuchuje i wyłapuje jedną dźwięczna nutę, która go prowadzi w życie, trochę po omacku, lecz dobrą drogą.
 
* W narkomani nie ma miejsca na przyjaźń – są tylko układy.
* Na ile można poznać drugiego człowieka? Na tyle ile on sam pozwala.
 
* Słowa – rany nie gojące sie.<br />Kiedyś nadchodzi rozpacz, niepojęta i wszechogarniająca, życie staje sie bezużyteczną rzeczą, pozbawioną istotnego sensu panującego nad całością.
 
* Nigdy nie można odkryć się do końca. Im wiecej wiem tym więcej nie wiem. Nadmiar wiadomości budzi tysiace wątpliwości, które nigdy by nie powstały, gdybym milczała.
 
* W narkomani nie ma miejsca na przyjaźn – są tylko układy.
 
* Gdy robiłeś mi pierwszy zastrzyk wierzyłam, że dajesz mi szczęście. Ale ty już wiedziałeś, że mnie zabijasz. I cieszyłeś się, że kiedyś nie będziesz umierał sam
 
* życie jest nam dane. Mamy żyć dla samego życia. Dla cierpienia. śmierć ma zakończyć nasze cierpienie, więc dlaczego tak się jej boimy? Jesteśmy niczym, a ciągle wmawiamy sobie, że jesteśmy kimś.
 
* To marzenia, które na kształt urojeń wypełniają moje życie.
 
* Ach, te bezsenne noce, kiedy w ciemnościach na wyciągnięcie dłoni dotykam swego lęku.
 
* to czas wielkich pytań i wątpliwości.
 
* Są to strome schody do nieba, wąskie i bez oparcia. Możesz iść prosto w górę, nie oglądając się za siebie. Kiedy utracisz równowagę, zranisz się boleśnie lecąc w dół. I zaczynasz wędrować od nowa, jeżeli masz jeszcze siły. Nie możesz się zatrzymać – nie da się żyć ani ustać na żadnej krawędzi, trzeba kroczyć lub spaść. I tak do końca życia.
 
* Gubię się w moim lęku.
 
* Zaczyna się powolne mijanie codzienności.
 
* Znowu zadaję pytania na które nie znam odpowiedzi.
 
* Im bardziej pęd ku życiu zostaje zablokowany, tym silniejszy jest pęd ku zniszczeniu
 
* Nadal nakładam nowe szaleństwa na każdą świeża myśl. Nasłuchuję świata z głową położoną na torach.
 
* Jakie są granice samotności?
 
* Budzi sie we mnie tyle emocji nie znanych wcześniej, które trzeba oswoić w różnych konfiguracjach i które trzeba zderzają się ze sobą jak nieobliczalne cząstki atomu. Tysiące nieprzewidzianych eksplozji o różnej sile.
 
* Świata nie da sie zmienić, ale zawsze można zmienić siebie.
 
* Czy modlitwy bywają wysłuchane?
 
* Czuję pustkę, jakby nic nie było przede mną i poza mną. Nie rozumiem swego JA.
 
* W te cudowne noce rozbudzają się wieczne tęsknoty za miłością. Lękam się bliskości. Jestem jeszcze zagubionym dzieckiem.
 
* Ciągle mi brakuje odwagi do życia lub samobójstwa.
 
* Serce buntuje się przeciwko nadmiarowi niezdrowych emocji. Wtedy czuję, że to już blisko. To takie niepojęte, poznanie tajemnicy wiecznego snu, na który tylu wokoło zapada. Myślę, że ktoś poprowadzi mnie za rękę w pierwszą otchłań i odnajdę światło.
 
* Moje oczy nareszcie nabrały blasku i nie są szklaną taflą, pustymi oczami lalki.
 
* Muszę się sama wyzwolić. Może wtedy uwierzę, że istnieję.
 
* Nadal nie ma ludzi wokół mnie. Milczenie staje się moją częścią.
 
* Nie ma koloru, na który reaguję przyjaznym gestem.
 
* Jak nie dać się sobie, jak walczyć ze sobą, co w sobie zabić, by inne żyło?
 
* Czy wytrzymam swoją samotność z wyboru?
 
* Trzeba tylko pokochać siebie, wyzbyć się nienawiści do świata.
 
* Udoskonalić ciało i umysł. To takie realne. To takie namacalne.
 
* Cena jest nie do zapłacenia.
 
* Będą mi zabierać spokój w chwilach szczęścia, przypominać koszmary w snach.
 
* Wystarczy gest, słowo by zranić tak boleśnie, zniszczyć szansę, cienką nić porozumienia. Skąd w ludziach tyle zawiści? A może to lęk wyrażony agresją?
 
* Jaka bywa cena spokoju? Rozmowy ze śmiercią? Następnym razem zapytaj siebie w bezpieczniejszy sposób.
 
* Choruję na śmierć. W żyłach lęk krąży zamiast krwi.
 
* Tyle we mnie niepokoju, można z nim chyba coś zrobić – zniszczyć lub zbudować.
 
* Wybrałam życie więc trzeba być konsekwentnym.
 
* Pogubiłam się we wszystkim jak małe dziecko, nieświadome jeszcze tylu spraw.
 
* Narasta we mnie coś co wybucha w zaskakujący sposób.
 
* Mam „trzęsienie ziemi” w skroniach.
 
* Chcę wyjść poza siebie.
 
* Na ile można poznać drugiego człowieka? Na tyle, ile on sam pozwala.
 
* Uśmiecham się do siebie. Czuję, że jest mnie więcej we mnie.
 
* Chciałabym sobie odciąć język. Wtedy nie trzeba odpowiadać na pytania,
tłumaczyć się, mówić tylu zbędnych słów, porozumiewać się.
 
* Czas zatrzymał się w zniszczonym mózgu i tworzy fałszywą wizję prawdy.
 
* Dużo tu nas, jeszcze mylą mi się imiona. Ludzie jak ludzie, trochę hipów, ale większość to narkomani z przekonania. Bez życia, zmarnowani, smutni. Rozmowy tylko o ćpaniu, wspomnienia. Rzadko się mówi o planach na przyszłość. Tutaj nie ma przyszłości. Trzeba przetrwać teraźniejszość na odwyku, by później znowu iść w Polskę i zatracić się w ćpaniu, w narkotycznym śnie.
 
* [...]Wydaje mi się, że nie mogę istnieć. Zgubiłam się na drodze do życia. Co było wcześniej? Kawałek dzieciństwa, wolno – nie wolno, zakazy, nakazy. I wielki bunt. I całkowita przegrana. A w końcu triumf dorosłych: „a nie mówiłem?” Pozostał zapach sal szpitalnych, twarze chorych psychicznie i nienawiść do świata, ludzi, życia. I chęć samounicestwienia.
 
* Nie myślę o niczym. Ani o przeszłości, ani o tym, co będzie. Nie myślę nawet o tym, co teraz. Chyba nie dociera do mnie, że mnie zamknęli. Tylko czasami chwyta mnie straszny lęk, boję się panicznie, tylko nie wiem czego. Wtedy wydaje mi się, że zaraz umrę albo zwariuję. Rzeczywistość jest bańką mydlaną. Gdy mocniej odetchnę, wszystko zniknie. Prawdziwą zmorą jest brudna, pokrwawiona strzykawka. To, co po nas zostaje. I jakiś żal w sercach najbliższych. Po wielkiej pustce, jaką im stworzyliśmy.
 
*Ból istnienia jest do wytrzymania. Nie do wytrzymania jest ból nieistnienia.
 
*Wydaje mi się, że byłam szczęśliwym małym dzieckiem. Dlaczego później tak się wszystko potoczyło?
 
*Noszę w kieszeni śmierć, pieszczę ją między palcami, wygładzam, naciskam czułe punkty.
 
==Inne==
* A przecież kochałam tak mocno, że byłam gotowa umrzeć dla idei.