Lobby

zgodne z prawem wywieranie wpływu przez lobbystów na władze publiczne

Lobby – pozaparlamentarna grupa, wywierająca polityczne naciski na przedstawicieli partii lub ugrupowań w parlamencie, celem uzyskania określonych korzyści, np.decyzji, uregulowań itp.

  • Kiedy studiowałem w Rzymie w 2002 r., byłem ostrzegany, żeby nie wchodzić w drogę temu lobby. Mówiło się, że najsilniejsze lobby w rzymskich środowiskach duchownych to homoseksualiści. Słyszałem, że są to środowiska szalenie się wspierające. Nie można z nimi zadzierać. A z akt SB dowiedziałem się, że częstym motywem werbunku księży były takie skłonności seksualne.
    • Autor: Tadeusz Isakowicz-Zaleski
    • Opis: wywiad z Tomaszem Pompowskim dla gazety „Głos Wielkopolski”. Odpowiedź na pytanie: „Kościołem targają poważne problemy, jak choćby skrywana pedofilia. Przecież to pewnie z powodu sprzeciwu wobec niej odszedł ks. prof. Węcławski i wielu innych. Jak ksiądz to odbiera?”
    • Źródło: I ja chciałem odejść z kapłaństwa, „Polska Głos Wielkopolski”, 19 lutego 2008, s. 24.
  • „Lobbies” dla konszachtów w kuluarach parlamentów i gabinetach ministerialnych były stworzone i tam czuły się i były chez soi, i wraz z parlamentami tracąc zęby i moc ustalania przebiegu zdarzeń, nadwyrężają swą rację bytu. Tradycyjne „lobbies” podążały tam, gdzie posyłali je najmujący je mocodawcy – czyli tam, gdzie faktycznie lub domyślnie mieściła się moc decydowania w kwestiach dla ich mocodawców istotnych (zyskownych lub grożących skurczeniem zysków). W momentach, gdy owa moc wędruje na place miejskie i ulice, lobbies dla zachowania racji bytu muszą tamże za mocą podążyć.
    I czy tak już się nie dzieje? Wiele wskazuje na to, że uwaga ich najemców, zdalnie lobbystami zawiadujących, ogniskuje się coraz bardziej na kupnie łask, przychylności, kumoterstwa lub uległości rozgłośni radiowych i telewizyjnych, opiniotwórczej prasy, i w coraz większym stopniu internetowych portali blogowych. Elity finansowe są od porażek ubezpieczone; stać je na to, by się do nowego układu sił dostosować i wymieniać ekipy najemnych speców zależnie od fluktuacji układu sił i wpływów.
  • Lobbing ma to do siebie, że z definicji nie jest ani zły, ani dobry. To jedna z wielu, zgodna z prawem metoda wpływania na decydentów politycznych. Po korytarzach w Warszawie i Brukseli plączą się wszyscy gracze: biznesowi, pozarządowi i rządowi (bo rządy w Brukseli też muszą swoje wychodzić). Nie brakuje wśród nich nawet instytucji takich jak inspektorzy ochrony danych osobowych czy rzecznicy praw konsumenta. A że niektórzy mają większy budżet, więcej struktur reprezentujących ich interesy i większe przełożenie na ostateczne decyzje? No cóż, taki system polityczny stworzyliśmy i takie relacje władzy akceptujemy.
  • Ostatecznie decyduje nie lobbysta, ale lobbowany. Ten sam, od którego oczekujemy, że wsłucha się w głos wszystkich grup interesów (umiejętnie rozróżniając kto akurat mówi), zważy to, co usłyszał, uwzględni swoje wyborcze obietnice i podejmie racjonalną, odpowiedzialną decyzję. Gdyby polityczne rozstrzygnięcia za każdym razem przechodziły przez taki filtr, nawet poprawki przekopiowane słowo w słowo z dokumentów podsuwanych przez lobbystów można by uznać za wzorcowe. Bo przecież nie chodzi ani o źródło, ani o metodę, ale o stojącą za tą decyzją rację.
  • Światowa Organizacja Zdrowia dostaje pieniądze z Ameryki (…), co znaczy, że faworyzuje wielkie korporacje, ubóstwia zysk, i nie lubi radykalnych decyzji. Niech pan pójdzie na którekolwiek zgromadzenie WHO – i co pan zobaczy? (…) Lobbystów. Piarowców z wielkich firm farmaceutycznych. Tuzinami. Z każdej wielkiej firmy trzech albo czterech. „Chodźmy na lunch. Niech pan przyjdzie na nasze weekendowe spotkanie integracyjne. Czytał pan ten cudowny artykuł profesora takiego a takiego?” A Trzeci Świat nie jest skomplikowany. Oni nie mają pieniędzy, brakuje im doświadczenia. Posługując się dyplomatycznym językiem i intrygami, lobbyści potrafią owinąć każdego wokół palca.