Powstanie na Żoliborzu
Powstanie na Żoliborzu – dziennik Leopolda Buczkowskiego.
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
- A nocą, kiedy zamilknie na chwilę (kilkanaście sekund) walka – w pogodną noc, ciepłą noc – nasyconą księżycem – jest parno i duszno od bliskich pożarów. Skroś poświaty słońca szeleści wiatr, taki podjesienny wiatr i wolno sypią się na liście, na tarasy, popioły naszych biednych muzeów, bibliotek i kościołów.
- Opis: 20 sierpnia 1944.
- Chłopcy wychodzą na działki każdego wieczora z sygnalizacją; oczekują zrzutów. Noc za nocą mija, nikt nie nadlatuje, a noce są gwiaździste i bez wiatru. Szkoda, szkoda pięknych serc naszej młodzieży, mości panowie zbankrutowani!
- Opis: 20 sierpnia 1944.
- Jaskółki wczoraj odleciały. Wróble przepłoszone, a gołębie, te nasze gołębie ze Starego Miasta, rozbite na drobne rodzynki, gonią przestraszone tu nad naszym zadymionym niebem żoliborskim, zapuszczają się nad Wisłę, dochodzą nad Żerań i wracają w dym i żar polichromii staromiastowej; tam, też nad dymami, krążą bombowce szwabskie, bombardują i pyrkoczą do uciekinierów z „broni pokładowej”. To się ładnie nazywa, ta „broń pokładowa” – z niej to rudy wyjebek niemiecki zabija, wirażuje wśród gołębi – gołębie zwinniejsze – już są znowu tu, pojedynczo, trójkami, a tam nowe pożary, pali się Warszawa od Gdańskiej po Mokotów. Sława śmierci stunogiej. Brawo narodzie europejski!
- Już nie ma nic, z ojczyzny naszej dym.
- Naród błogosławi was wszystkich, mości panowie – wszystkich wspaniałych tego świata, wszystkich świętych, wszystkich z pełną mordą mądrych haseł, cieknącego frazesu, powłóczystej w krwi pięknej melancholii i watykanostwa, grandikomedii tzw. Czerwonego Krzyża. Jak przykro, jak strasznie przykro jest – patrzysz na trupki dziecięce. i trzeba było aż tyle lat – aż rozbabrał się człowiek w dynamicie.
- Opis: 31 sierpnia 1944.
- Widzę tych naszych żołnierzy – dzieciaki – to biedactwo drobne, głodne, w niemieckich hełmach.
- Opis: 20 sierpnia 1944.
Zobacz też: