Pokolenie Ikea
Pokolenie Ikea – powieść autobiograficzna autorstwa Piotra C., będąca „szczerą spowiedzią pracownika warszawskiej szklanej korporacji”.
- Gdybym mógł wybrać, kim chcę być, chciałbym być Petroniuszem. Titus Petronius Niger. Rzymski wyczynowiec. Petroniusz miał stado niewolników (i, co ważniejsze, niewolnic), całymi dniami pił wino ze swojej winnicy i był masowany. Uprawiał seks. Pisał ironiczne i złośliwe traktaty o moralności, co sprawiało mu przyjemność. Wozili go w lektyce. Miał Eunice, która dla niego popełniła samobójstwo. Sam popełnił samobójstwo, bo uznał, że ktoś musi to zrobić w imię idei. Nikt inny się do tego nie nadawał. Zorganizował ucztę. Otworzył sobie żyły. Słuchał wierszy. I rozdzielał majątek. Myślę, że dzisiejszy Petroniusz to senior copywriter z agencji reklamowej z początku lat dziewięćdziesiątych, który, kiedy na początku XXI wieku wyrzucają go z pracy, wyprowadza się na wieś i prowadzi gospodarstwo agroturystyczne.
- Postać: Czarny
- Mężczyzna jest mężczyzną, jak wstanie z łóżka. Ale kobieta, powiedzmy sobie szczerze, potrzebuje z godzinę, zanim będzie jako tako zrobiona na swoją płeć. Skrobanie, tynkowanie, malowanie, golenie.
- Postać: Czarny
- Podjechałem najważniejszą kobietą swojego życia. Jest czarna. Na imię ma Honda. A na nazwisko Civic Type R VTEC. Jej znak zodiaku to dwa litry pojemności, a ulubionym dniem tygodnia jest 201 koni pod maską (teoretycznie mógłbym się ścigać z porsche, ale jakoś nie było okazji).
- Postać: Czarny
- Olga poderwała leniwie do góry jedną szesnastą pośladka, obrazując tym samym niecną praktykę warszawskich prawników, którzy przynosili do sądu papiery zrobione przez aplikantów, a ich cała działalność polegała na tym, że na pytanie sądu, co strona ma do powiedzenia, odpowiadali dumnie: „Jak we wniosku, wysoki sądzie”. Raczyli przy tym podnieść właśnie jedną szesnastą pośladka. Bo podniesienie całej dupy zbyt wielkim byłoby wysiłkiem.
- Postać: Czarny
- Generalnie prawo wydaje się ludziom trudne, bo używa się wielu trudnych słów, jak: komandytariusz, posesor, prius quam exaudias ne iudices.
- Postać: Czarny
- Był sobie sędzia. Wybitny praktyk i teoretyk. Wiele dla tego poziomu poświęcił. W wieku młodym, zamiast obmacywać panny i zrywać z nich majtki, macał jeno skórzane okładki prawniczych komentarzy. Garb mu od schylania się nad książkami rósł, a zimą szkliwo na zębach w chałupie pękało. Z zimna, bo go stać na ogrzewanie nie było. Nic to. Nadal się uczył. Pewnego dnia pan sędzia dostał awans do Sądu Najwyższego. Na jego ostatnią rozprawę w starym sądzie przyszli prawnicy z całej okolicy. Posłuchać mistrza. Traf chciał, że dwóch chłopów kłóciło się o miedzę. Sprawa była ciekawa dla teoretyków z różnych względów, które są trudne albo nieistotne, więc na jedno wychodzi. Pan sędzia zaczął czytać uzasadnienie. Czytał bardzo mądrze i uczenie, aż wszyscy obecni na sali mecenasi, radcy i ich z deczka przygłupi praktykanci stwierdzili: tak, to wielki talent. Mozart paragrafów, Paganini uzasadnień, Michael Schumacher wykładni. Czytał dziesięć minut, pół godziny, godzinę. Skończył. Chłop numer jeden spojrzał na chłopa numer dwa z wyrazem twarzy wyrażającym: kapujesz coś, kurwa, z tego? Numer dwa podrapał się po głowie. Sędzia wtedy spojrzał na chłopów, wskazał ręką i stwierdził: – Pan wygrał, pan przegrał, dziękuję bardzo. W tym momencie dowiódł, że jest godzien bycia sędzią Sądu Najwyższego.
- Postać: Czarny
- Praca w korporacji przypomina głupi dowcip o Brutusie pedale. Otóż dawno, dawno temu w dalekim Rzymie był sobie Cezar. Cezar miał na utrzymaniu lud, który pyskował i domagał się rozrywki. Władca postanowił więc zamknąć niewdzięcznemu ludowi mordę. Innymi słowy – zorganizował igrzyska. Główną atrakcją imprezy miał być gladiator deflorujący sto dziewic. Cezar długo się wahał, komu powierzyć ten zaszczytny obowiązek. W końcu wybrał Brutusa. Brutus był chłop na schwał. Miał dwa metry wzrostu, twarz jak połączenie młodego Leonarda Cohena z Alem Pacino oraz naganiacza grubości dziecięcej ręki, którym potrafił chwacko wywijać. Skłonił się więc tylko przed Cezarem, kiedy usłyszał radosną nowinę, a jego naganiacz wzniósł się aż po klatkę piersiową, czując, jak jego właściciel, powagę sytuacji. Nadszedł wielki dzień. Brutus przelazł przez bramę Koloseum. Tłum zaczął ekstatycznie klaskać. Przed Brutusem rozpościerał się zadziwiający widok: sto dziewcząt przecudnej urody rozłożonych na ginekologicznych helikopterach. Oczywiście to, że wszystkie były dziewicami, nie budziło wątpliwości. Cezar sam sprawdzał i to wielokrotnie. Tłum, widząc Brutusa, zawył. Kiedy Brutus zdjął odzienie, tłum zawył powtórnie. Panie z zachwytu. Część panów także z zachwytu. Brutus przystąpił do akcji. Dziesięć dziewic, dwadzieścia, trzydzieści, pięćdziesiąt, osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt. Brutus szedł naprawdę jak burza. Dziewięćdziesiąt jeden, dziewięćdziesiąt dwa, dziewięćdziesiąt pięć. Na jego czole pojawiła się pierwsza kropla potu. Dziewięćdziesiąta szósta dziewica i Brutus zacisnął zęby. I nie tylko zęby. Przy dziewięćdziesiątej siódmej dziewicy Brutus oklapł i rzekł: „Nie mogę jużżż”. A tłum zaczął skandować głośno, tak, że Koloseum zatrząsało się od tego krzyku: „BRUTUS PEDAŁ, BRUTUS PEDAŁ, BRUTUS PEDAŁ!!!”.
- Postać: Czarny
- SŁOIK – element napływowy z mniejszego miasta do Warszawy. Zapytany, skąd jest, odpowiada, że z Płocka, Radomia czy Słupska. Po krótszej bądź dłuższej rozmowie okazuje się, że chodzi o jakieś dziury pod Płockiem, Radomiem czy Słupskiem. Nazwa SŁOIK bierze się od przywożonych z dziury spod Płocka, Radomia czy Słupska wiktuałów. Słoików jest tyle, aby wystarczyło do następnych odwiedzin w domu. Sprawdza się bigos. Słoik zazwyczaj robi dużą karierę, zostając np. menadżerem w sieci sprzedającej buty. Raczej bezwzględny.
- Stefan spotkał Gustawa przypadkiem na korytarzu, w windzie bądź zwyczajnie po niego zadzwonił (wstawić właściwe). Oczywiście poprosił Gustawa o pomoc. Oczywiście Gustaw nie mógł mu odmówić. Oczywiście prośba Stefana była mu nie na rękę. Oczywista oczywistość, postanowił znaleźć frajera, który zrobi to za niego. Wmawiając mu jednocześnie, jak wielki to zaszczyt na niego nadciągnął. W sumie to chyba powinienem z tej wdzięczności Gustawowi laskę zrobić. Oto Gustaw. Gustaw jest bardzo grzeczny dziś. Może państwu łapę poda? Nie chce podać? A to szkoda.
- Postać: Czarny
- – A to co? No, normalnie jesteś ubrana jak dziwka.
Olga spojrzała ze zdumieniem na swoją spódniczkę kończącą się przed kolanami, i bluzkę, z której wystawała, tak na oko, połowa cycka. I zakipiała.
– Gustaw, to że ci niby-prawnicy z wyższym ponoć wykształceniem zachowują się jak żule pod budką z piwem, znoszę z trudem. To, że używają słowa „kurwa” jako przecinka, również. To, że ty bierzesz w tym udział, jest dla mnie skrajnie szokujące. Ode mnie się odwal! Albo powiem inaczej, tak, aby istniała stuprocentowa szansa, że mnie zrozumiesz: ODPIERDOL SIĘ Z TAKIMI TEKSTAMI! NIE ŻYCZĘ SOBIE TEGO!!! ROZUMIESZ?!- Opis: rozmowa Gustawa i Olgi.