Pigułka wolności
Pigułka wolności – polska powieść Piotra Czerwińskiego z 2012 roku.
- Była z siebie dumna. Wydymała resztę świata jeden do zera, a w jej świecie wydymanie kogoś na taką skalę było synonimem największego sukcesu.
- – Całe życie to taka szamotanina – powiedział później, patrząc na nią z ojcowskim uwielbieniem. – Szamoczemy się z duperelami, a to, co święte, nam umyka. Nie szanujemy świętości.
– Co jest święte, tato?
– Najmniejsze rzeczy, córuś, najmniejsze, niepozorne. Zdrowie jest święte. Drugi człowiek jest święty. Miłość do człowieka.
- Chodzi o to, żeby na Twitterze pisać o tym, co się robi na Facebooku, a na Facebooku pisać o tym, co się robi na blogu, a na blogu pisać o tym, co się robi na swojej stronie internetowej. Tam z kolei pisze się o tym, co się robi w realu, a o realu pisze się na Twitterze.
- Ich świat nie był przesadnie ułożony. Zakręcał jak wąż, słuchający fletu zaklinacza.
- Jeśli będziesz obok tego czegoś, tak perfekcyjnie obok tego, że przestanie cię dotyczyć, to wygrałeś tę walkę bez walki. Jest wiele takich rzeczy, mnóstwo takich wiatraków, z którymi walczymy, albo których pragniemy. Są takie potężne, bo mają powód do istnienia w postaci naszego gniewu albo pożądania.
- Kliknięcie wprawia w ruch kulę ziemską, kliknięcie ją zatrzymuje.
- Miłość nigdy nie była warta zbyt wiele. Zwłaszcza teraz, kiedy z litości ludzie dawali jej już tylko kciuka.
- Nic tak nie rozprasza jak world wide web.
- Nic tak nie zabija postępu, jak sentymenty.
- Nie napisała niczego od czterech miesięcy. Miała nową oś czasu.
- Oprócz miejsca zamieszkania jej profil nie wskazywał na żadne dalsze szczegóły, przez co od razu wydała mu się niegodna zaufania.
- Pomiędzy nim i najbliższą cywilizacją rozpościerała się ziemia niczyja w postaci byłych ogródków działkowych, które teraz wyglądały jak pole uprawne, zaorane przez buldożery pod uprawę następnych wieżowców.
- Poszła z nim do łóżka. Rzuciła się na łóżko, myśląc, że jest polem uprawnym, na którym zaraz dojdzie do zasiania jakiejś ogromnej plantacji.
- Teraz siedziała przed nim na złotym tarasie Złotych Tarasów. Nie miał pojęcia, gdzie indziej można zaprosić kobietę, dla której pisze się poematy. Była to pierwsza żywa osoba od trzech tygodni, z którą rozmawiał bez użycia żadnej technologii. Widział ją na własne oczy, była na wyciągnięcie ręki. Tak blisko, że nawet samoopalone łanie, przemykające obok nich regularnie, przestały robić na nim wrażenie. W normalnych warunkach to było genialne miejsce do chick-spottingu, ale teraz Roleks widział tylko pustkę, w środku niej Ultra Marynę. Przy bliskości jej życia inne życie mimowolnie gasło. Było nieforemnymi odbiciami ludzi w fałdach szklanego sklepienia galerii. Nikt już wtedy nie używał słowa „galeria” w dosłownym znaczeniu.
- – Wiesz, co mnie denerwuje na tym całym Facebooku? Że od skurwysynów też dzieli cię tylko jedno kliknięcie.
- W tej branży ludzie mówią sobie „fuck off”, mówiąc sobie „I love you”.
- W Warszawie obowiązywała zasada, że im więcej potrafisz, tym szybciej cię zadepczą.
- Żyjemy w zamkniętym obiegu, wracamy, uciekając, zaprzeczamy, zgadzając się, kochamy, nienawidząc, dajemy, biorąc. Jesteśmy walutą i towarem jednocześnie. Kupują nami nas samych po to, żeby nas sprzedać nam samym po wyższej cenie.