Opowieści Ivy
Opowieści Ivy (ang. The Ivy Chronicles) – powieść autorstwa Karen Quinn z 2005 roku; tłum. Katarzyna Pietecka-Jurek.
- Brakowało mi mamy i wściekałam się na nią, że umarła przed rokiem. Kompletny brak wyczucia czasu.
- Cadmon rozdarł mi serce, ale prędzej zatańczę z gołym tyłkiem na Madison Avenue, niż mu to okażę.
- Miałam czterdzieści lat na karku i chciałam tylko do mamusi.
- Na koniec wspomniał, jak wspaniale wyrażałam się o każdym z nich i że bardzo się cieszy, mogąc współpracować z tak utalentowanymi graczami. Nawet gdyby się zesrał na samym środku stołu konferencyjnego, to i tak nie zdołałby tym przebić bzdur, które naplótł.
- – Piękna jesteś, wiesz? – powiedział.
– Nie. Wcale nie jestem piękna. Można o mnie wszystko powiedzieć, tylko nie to, że jestem piękna.
– Tak uważasz?
– Tak właśnie uważam.
– Cóż, na pewno jesteś ładna. Z tym się chyba zgodzisz?
Roześmiałam się.- Opis: rozmowa Ivy z Michaelem.
- – Skyler, daj rękę, kiedy będziemy przechodzić przez ulicę.
– Żebyśmy razem zginęły, kiedy przejedzie nas samochód, mamusiu?
– Bardzo zabawne.
- Tak! Podglądał nas. Był świadkiem mojej jedynej, niepowtarzalnej chwili z George'em Clooneyem. Bóg ISTNIEJE.
- Opis: myśli Ivy po rozmowie z Philipem, który był świadkiem pocałunku bohaterki ze sławnym aktorem.
- Z jakiegoś powodu otrzymałaś dar od losu, i to właśnie w chwili, gdy potrzebowałaś go najbardziej. Przyjmij go. I bądź wdzięczna.
- Postać: Philip
- Zamiast płakać, byłam wściekła. I słusznie. Tych dwoje kłamliwych podleców zasługiwało na mój gniew.
- Opis: myśli Ivy po przyłapaniu Cadmona na zdradzie.
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
- Drayton w swój lizusowski sposób podziękował Konradowi. Brakowało tylko, żeby obciągnął mu fiuta za odwagę, jaką ten wykazał, pozwalając mi odejść.
- Opis: konferencja dotycząca zwolnienia Ivy.
- W tej chwili naprawdę marzyłam, żeby zrobić temu facetowi jakąś krzywdę. Kopnąć go w jaja. Walnąć w gębę. Wepchnąć mu moje wielkie pióro Montblanc do nosa, przebić mózg, doprowadzając jego ciało do paraliżu, żeby resztę życia spędził jako warzywo. Ale strażnik nie spuszczał mnie z oka, poza tym dopuszczając się aktu przemocy, złamałabym kardynalną zasadę zwalnianych pracowników – nie pal za sobą mostów. Powstrzymałam się więc.