Ngałang Sangdrol
mniszka tybetańska, działaczka praw człowieka
Ngałang Sangdrol (ur. 1977) – mniszka tybetańska, chińska więźniarka polityczna, działaczka na rzecz praw człowieka.
- Ból? – Ból, cierpienie to sprawa karmy. Skoro cierpi cały naród, cierpię i ja. To oczywiste. Ja mogłam swoje cierpienie ofiarować Tybetowi i byłam z tego dumna. Zdecydowałam, że tak będzie, i trzymałam się tego zawsze, w każdej sytuacji.
- Chińczycy chcieli, żebyśmy się czuli poniżeni. Mówili: „Wy, Tybetańczycy, jesteście śmieciami”. Ale ja w każdej sytuacji byłam dumna, że jestem Tybetanką. Starałam się wobec strażników nie podnosić głosu, zachować spokój, nie dać się wyprowadzić z równowagi. A kiedy mnie bito – możliwie najdłużej utrzymać się na nogach. To wszystko jeszcze bardziej ich złościło.
- Nie sądziłam, że wyjdę żywa. W ogóle nie przewidywałam takiej możliwości. Wiedziałam tylko jedno: więzienie to kolejne miejsce, gdzie mogę robić coś dla Tybetu. I robiłam, dopóki fizycznie mogłam.
- Powiedziano, że jeśli napiszę dobry raport o tym, jak mi było w więzieniu, to mam szanse na zwolnienie ze względu na stan zdrowia. Opisałam więc, co prawda bez szczegółów, tortury, bicie, głodzenie. Oni to przekreślili. „Było, minęło, nie ma znaczenia” – powiedzieli. I kazali napisać: „Tybet jest częścią Chin”. Odmówiłam i pomyślałam, że już po sprawie.
- W więzieniu najgorsze jest to, że nigdy nie wiesz, co się stanie: czy cię będą bili, jak, kiedy. Nie wiadomo, co strażnikom przyjdzie do głowy. Tych pomysłów więźniowie boją się najbardziej. Poza tym – codzienna praca. Normy są tak wyśrubowane, że praktycznie zaharowujesz się na śmierć. W Drapczi pracowałyśmy w szklarni. Jest tam tak koszmarnie gorąco, że pocisz się, zanim wejdziesz. Stosuje się środki owadobójcze, przed którymi więźniowie w żaden sposób nie są chronieni. Mamy je w gardle, w nosie, w oczach. Do tego koszmarny smród. Nawozi się ludzkim kałem, który trzeba wybierać z dołów kloacznych. Jedna więźniarka wchodzi do takiego dołu, wybiera kał rękami, napełnia wiadro i podaje drugiej. Ma go wszędzie: na twarzy, we włosach, w ustach.