Mieczysław Słowikowski

Mieczysław Słowikowski, ps. „Rygor” (1896–1989) – podpułkownik dyplomowany Polskich Sił Zbrojnych II RP, awansowany na generała brygady, oficer polskiego wywiadu i kontrwywiadu, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej.

  • Batalion nasz stanowili ochotnicy z Warszawy i najbliższych okolic. To była młodzież harcerska, uczniowie i studenci, profesorowie wyższych uczelni, rzemieślnicy, robotnicy obok urzędników i ludzi zawodów wyzwolonych. Wszyscy bez różnicy wieku i stanu tworzyli oddział przeniknięty jedną tylko myślą walki o wolność dopiero co odzyskanej ojczyzny. Kapelan, ks. Ignacy Skorupka, swoją codzienną, niestrudzoną pracą budził w nich wiarę w nasze zwycięstwo.
Mieczysław Słowikowski
  • Był on przeniknięty głęboką wiarą w zwycięstwo, w słuszność naszej świętej sprawy. Wierzył, iż Bóg jest po naszej stronie, a przede wszystkim ufał w opiekę Królowej Polski Matki Boskiej Częstochowskiej. Upewniał mnie, iż dzień naszego zwycięstwa jest bliski. Według jego przeczucia będzie to dzień święta Matki Bożej (…) Jutro – powiedział ks. Skorupka – przyniesie nam zwycięstwo, bo Maryja, Matka Boża jest z nami.
  • O świcie 14 sierpnia zostaliśmy obudzeni odgłosem karabinowych wystrzałów. To wróg atakował nasze pozycje. Wydałem batalionowi rozkaz pogotowia bojowego. Wiedziałem przecież, że weźmiemy udział w tej walce. Oddziały nasze na pozycji, zmęczone długotrwałą walką odwrotową. Zaczęły wycofywać się. Dostałem wówczas rozkaz zatrzymania nieprzyjaciela i odrzucenia go.
  • Wydałem rozkaz kompaniom. W czasie przechodzenia przez ogrody i sady wsi dopadł mnie zdyszany ks. Skorupka. „Poruczniku, pozwólcie mi iść ze sobą, to będzie nasze zwycięstwo” powiedział. Spojrzałem na niego, twarz jego i oczy wyrażały nieziemską ekstazę. Na sobie miał płaszcz koloru ochronnego, nałożony na sutannę. Odpowiedziałem krótko: „Dobrze, niech ksiądz idzie”. Ks. Skorupka szedł obok mnie na czele oddziału. Była to ostatnia nasza rozmowa. Zaczęli do nas strzelać z pobliskich zarośli. Chłopcy mimo woli kulili się do ziemi. Świst kul słyszeli po raz pierwszy.

O Mieczysławie Słowikowskim

edytuj
  • Słowikowski podaje alianckim dowódcom Francuską Afrykę Północną „na talerzu”: mając agentów od Tunisu po Casablankę i Agadir, dostarcza im „mapę” wojskową i polityczną regionu. Gdyby nie on, zajęcie tych terenów nie odbyłoby się niemal bezboleśnie, a cała francuska armia stacjonująca w Algierii i Maroku oraz francuska administracja nie przeszłyby tak łatwo na stronę aliancką. Można bez przesady powiedzieć, że Słowikowski i jego ludzie ocalili życie co najmniej kilkudziesięciu tysiącom żołnierzy, alianckich i francuskich. Operacja „Torch” to – obok Stalingradu i El-Alamein – jeden z punktów zwrotnych wojny.
  • W 1943 r. Słowikowski leci do Londynu; odbiera gratulacje od Anglików i Amerykanów. Jeden z brytyjskich generałów mówi mu – chyba nie zdając sobie sprawy, jak zabrzmi taka pochwała – że gdyby „Rygor” był Brytyjczykiem, nie musiałby pracować do końca życia, bo za swe zasługi otrzymałby od rządu dożywotnią emeryturę. Dostaje podziękowanie i medale: Order Imperium Brytyjskiego i amerykański Legion of Merit.
  • Zorganizowana przez niego w 1941 r. Ekspozytura „Afryka”, obejmująca Francuską Afrykę Północną, to w ocenie alianckich dowódców jedna z najlepszych siatek wywiadu, jakie działały podczas wojny.