Maciej Żerdziński

polski lekarz psychiatra i pisarz

Maciej Żerdziński (ur. 1967) – polski pisarz science fiction, z zawodu lekarz psychiatra.

Źrenice

edytuj
  • Doprawdy nie wiem, co oznacza ten świat – odpowiedział po dłuższej chwili kot. – Czerpię z niego tyle, ile dają mi inni, cóż więc mogę o nim powiedzieć? No, przyznaję, że czasem kogoś zachęcę, czasem zniechęcę... Przyprawiam tylko potrawę. Nigdy nie biorę się za gotowanie. To nudne.
  • Kiedy tylko usiadła za ich domowym barem, poczuła się stara, samotna i zmęczona. Goście – większość z nich znała lepiej niż własne ubrania – kolorowe tartinki, sałatki i owoce ułożone w misterne formy, bardziej przypominające średniowieczne fortyfikacje niż potrawy przeznaczone ludzkiemu ciału, długie, wyczerpujące rozmowy... Wszystko to sprawiło, że od razu chciała być sama. Nie mogła patrzeć na Quadretta Juniora, uwodzącego jakąś młodą damę, i na jego ojca, uparcie mizdrzącego się do Quadrett Żony. I na tych wszystkich podstarzałych dziwaków, zapamiętale pulsujących w rytmie techno i niemiarowego bicia własnych serc.
  • Kot Lisy na jedną chwilę spojrzał w jego oczy. W zielonych tęczówkach Heineman dostrzegł śmiech. Kot rzadko pozwalał sobie na taką szczerość.
  • Kot potarł pyskiem o jego prawą nogę, przeciągnął się i zamruczał. Uznał widać temat za skończony.
  • Lisa była jego ulubioną używką i ta sama Lisa była jedynym środkiem detoksykacyjnym. Odtruwała go z obrazów cieknących gęstymi emocjami. Pozwalała na chwilę o tych obrazach zapomnieć.
  • Mężczyzna nie zostawi dla siebie nawet jej szeptu, odda także szelest opadającej bielizny. Zachowa w pamięci pieniądze i rozmowę na temat ceny, bo tamten nie był tym zainteresowany. Jeśli przypadkiem dostawał i te szczegóły, wracały nieoczekiwanie niczym piekielny bumerang. To bolało.
  • Nie mogę mieć dzieci, a więc nie będę już nigdy żył.
  • Oddychała razem z dogasającą muzyką aż do chwili, kiedy jeden z kafelków oderwał się i wpadł do wanny, iskrząc nadpalonymi półprzewodnikami. Cienki, spiralnie skręcony przewód nadal łączył płytkę ze źródłem sygnału. Kobieta nie zdążyła pomyśleć, że umiera. Widziała tylko, jak para z sykiem gęstnieje pod kryształowym sufitem, oplatając białym uściskiem dwa kółka marihuan owego dymu. Zdawały się obserwować jej agonię. Na białawym tle zamigotały dwie zielone tęczówki z wyciętymi pośrodku pionowymi źrenicami, zgłodniałymi każdej nanosekundy jej śmierci.
  • Te kobiety giną w parku, nad jeziorem, w bogatych dzielnicach miasta i jak ta ostatnia, w tanich, mało romantycznych motelach. Giną wszędzie. Gdzie popadnie. Cóż z tego, że łapią sprawcę? Nic. One wychodzą z domów i idą prosto w paszczę mroku. Jeśli nawet zostają w domach, mrok przychodzi po nie.
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
  • Wypełznął zza bidetu; czarny cień w niebieskiej łazience, atramentowy kleks na gładkiej bibule. Nie żywił się światłem. Odpychał je, jak olej odpędza wodę, pozostawiał gdzieś obok swej gładkiej sierści.
    – No? Musiałeś narzygać na płaszcz tego dupka? I kapelusz?
    Kot Lisy otarł się o jego nogi. Heineman poczuł strach. I nagłe podniecenie spodziewaną projekcją.
    – Mogłeś jeszcze narzygać mu na buty. Wtedy byłbym już zupełnie kontent.
    Kot Lisy przesunął się pod umywalkę, pochylił swą okrągłą czaszkę i zwymiotował raz jeszcze. Tym razem wprost na klapki własnej pani.