Małgorzata Glinka-Mogentale

siatkarka polska

Małgorzata Glinka-Mogentale (ur. 1978) – polska siatkarka.

  • Jeżeli będę chciała wrócić to tylko i wyłącznie dlatego, że będzie mi brakowało siatkówki, czyli tego co kochałam przez wiele, wiele lat i do tej pory kocham.
Małgorzata Glinka-Mogentale
  • Już samo uczestnictwo w igrzyskach jest czymś bardzo pozytywnym. Wizja igrzysk powodowała u mnie dodatkową mobilizację na treningach. Motywacja była tym większa, że była to pierwsza taka impreza w mojej karierze. Nie wiem, czy mistrzostwa Europy lub mistrzostwa świata byłyby w stanie mnie tak zmobilizować jak ta olimpiada. Poza tym mam poczucie, że na igrzyskach dałam z siebie wszystko, co miałam najlepszego. Nie gryzę się myślami: „Dlaczego tak? Mogło być lepiej”… Uważam, że nie można mieć wszystkiego.
  • Siatkówka to jest moje życie i zależy mi na tym, żeby się rozwijała. Kiedyś moja córka też może zostanie siatkarką i chciałabym mieć pewność, że trafi w dobre ręce.
  • Siatkówka opiera się nie na jednej zawodniczce, lecz na całej drużynie. Chcę dążyć do tego, że jeżeli wygrywamy, to wygrywamy razem. Wiadomo, że zdarzają się lepsze i gorsze mecze. Nie chcę, by mówiono o nas, że drużyna gra dobrze, bo ja gram dobrze. W karierze do tej pory wszystko wygrałam dzięki temu, że miałam silny zespół.
  • I ten niesamowity półfinał z Niemkami, w którym zdobyłam 41 punktów. W pewnym momencie Magda Śliwa zorientowała się, że wszystko mi wychodzi i niemal każdą piłkę grała do mnie. Taki mecz potem już mi się chyba nie zdarzył.
  • Gdybym była sama, zostałabym w Stambule aż do czterdziestki, bo czuję się tutaj wspaniale. Odchodzę nie dlatego, że coś jest nie tak, ale doszłam do momentu, w którym najważniejsza stała się dla mnie rodzina. W pewnym wieku siatkówka schodzi na drugi plan. Oczywiście wciąż ją kocham, ale jest jeszcze moja córeczka Michelle i mój mąż.
  • Gdy na świat przyszła Michelle, stałam się zupełnie innym człowiekiem. W 2003 roku, gdy zdobyłyśmy mistrzostwo Europy, byłam inną Gośką Glinką. Młodą i pazerną na sukcesy. Chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę, jak wielki sukces wtedy osiągnęłyśmy. Kiedyś miałam chore ambicje, bardzo chciałam wygrywać i bardzo się spinałam. Nie zawsze mi to służyło. Teraz nabrałam doświadczenia i dystansu do wszystkiego.
  • Córeczka zachorowała i przez miesiąc musiałyśmy zostać w szpitalu. Sytuacja była naprawdę bardzo trudna. Padłam wtedy na kolana i błagałam Pana Boga, żeby dał Michelle zdrowie. Byłam gotowa oddać wszystko, byleby tylko moje maleństwo pokonało chorobę. (…) Na szczęście wszystko potoczyło się dobrze i dzisiaj jestem najszczęśliwszą mamą świata. Przez te kilka miesięcy dojrzałam jako kobieta, przewartościowałam wiele spraw i zrozumiałam, że najważniejsza na świecie jest rodzina.
  • Aniołkiem nie byłam i trochę dałam w kość rodzicom. Byłam królową trzepaka i trzymałam sztamę z chłopakami. Grałam z nimi w kapsle i w kosza, kradłam jabłka i czereśnie. I wcale się tego nie wstydzę. Takie to były czasy, że wszystkiego brakowało. Nie pochodzę z bogatej rodziny i w naszym domu nigdy się nie przelewało, ale miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo. Czułam miłość rodziców i miałam poczucie bezpieczeństwa. To samo chcę przekazać Michelle, bo dobre warunki materialne, które wspólnie z Roberto zapewniamy córeczce, to nie wszystko.
  • Nie biję rekordów i nie kolekcjonuję pucharów. Kolekcjonuję emocje i wspomnienia. Z pucharów trzeba ścierać kurz, a najpiękniejsze chwile na zawsze pozostaną w moim sercu. (…) Czuję się spełniona jako matka, żona i siatkarka. I to wszystko u schyłku kariery.