Mała apokalipsa
Mała apokalipsa – powieść Tadeusza Konwickiego.
- Było życie przed nami, będzie życie po nas. Raz lepsze, raz gorsze. Może jutro lepsze. Wystarczy jeden niedostrzegalny wstrząs, drobne tąpnięcie w misternym wszechświecie psychologii współczesnych, w tym gigantycznym banku zbiorowej wrażliwości. Epidemia złego samopoczucia, powszechnej depresji, totalnej niewiary – nagle przychodzą i nagle znikają jakby zmiecione życiodajnym wiatrem słonecznym.
- Charakter to brak wątpliwości, charakter to uporczywość trwania przy swoim zamiarze choćby nie wiem jak bezsensownym, charakter to brak wyobraźni, charakter to wrodzona tępota, charakter to nieszczęście ludzkości.
- Zobacz też: wątpliwości
- Ciało mamy zwierzęce, lecz aspiracje boskie.
- Człowiek to dziwna, niezwykła, wspaniała istota.
- Gdzieś tam na trzęsawiskach, na rozstajach małej jak atom ziemi, umierają ludzie i konają przedwcześnie nieszczęśliwe narody... Serce kosmosu bije na alarm.
- Zobacz też: alarm
- Grzech przybrał ciało cnoty. Imponderabilia moralności spłowiały, a spod ich rysunku wyłoniły się (…) impoderabilia amoralności (…). Zło włączyło się w nasze kody etyczne i stało się dobrem. Fatalnym, rakowatym dobrem.
- Hormony nasze produkują enzymy głodów nie do zaspokojenia, marzeń nie do zrealizowania, tęsknot nie do zagłuszenia.
- Im gorzej, tym więcej filozofów. Im oczywistszy bezsens, tym głębsze myśli. Im więcej bezprawia, tym obfitsze prawa. Im powszechniejszy chaos, tym uporczywsze zamiłowanie do symetrii.
- Zobacz też: bezprawie
- Ja jestem kroplą białka w oceanie chaosu, który nazywa się wszechświatem.
- Jesteśmy tylko drobinami białka w okrutnym krzemowo-ognistym wszechświecie.
- Moje życie, albo cudze. Najpewniej jakieś wymyślone. Ulepione z lektur, niespełnień, starych filmów, niedokończonych wojen, zasłyszanych legend, niewyśnionych snów. Moje życie. Kotlet z białka i kosmicznego pyłu.
- Może grzechem jest ta zaciekła ciekawość, straszna żądza poznania niepoznawalnego, zdrożna pokusa zdarcia czarnej zasłony okrywającej Najdoskonalsze Istnienie albo martwą nicość? Może grzechem jest wszechświat z miliardami galaktyk, bilionami słońc, trylionami rodzących się w bólu i w bólu konających gwiazd?
- Nie ma złych i dobrych. Jest wielki nieszczęsny tłum depczący sobie po nogach. Wyschły, wsiąkły w piasek zapomnienia, źródła odżywcze niegdysiejszej moralności. Nie ma tego miejsca, gdzie można się orzeźwić. Nie ma przykładu, nie ma natchnienia. Jest noc. Noc obojętności, noc apatii, noc chaosu.
- Oto nadchodzi koniec świata. Oto nadciąga, zbliża się czy raczej przypełza mój własny koniec świata. Koniec mego osobistego świata. Ale zanim mój wszechświat rozpadnie się w gruzy, rozsypie na atomy, eksploduje w próżnię, czeka mnie jeszcze ostatni kilometr mojej Golgoty, ostatnie okrążenie w tym maratonie, ostatnie kilka szczebli w dół albo w górę po drabinie bezsensu.
- Ściany spękane, rdzewieją ze złocenia. Zdefektowane, mrugające oświetlenie. Nowoczesność umierająca na zawał. Niebiesko-czerwony półmrok pełen występnych twarzy. Każda gęba to grzech śmiertelny. Każdy pysk to świętokradztwo. Dudnienie w murach, łomot w głowie, wycie na poddaszach. Głos gniewu bożego.
- Świat nie może umrzeć. Wielu już pokoleniom zdawało się, że świat umiera. Ale to tylko ich własny świat umierał.
- Tak widzę (...) Raptowną, wszechogarniającą pewność, że to my ludzie, ta płynąca znikąd rzeka materii biologicznej, że to my stworzyliśmy Boga (...) mozolnie z bólem, z męką naszego Boga, Boga miłosierdzia i dobra, aby czas uchronił przed złem wszechświata, kosmosu (...) Żeby nas uchronił przed nami (...) Bóg przeciw innym Bogom (...) Bóg miłosierdzia. Bóg ludzi.
- (...) to my, ludzie, ta płynąca znikąd donikąd rzeka materii biologicznej, że to my stworzyliśmy Boga. Nie w siedem dni, ale przez wieki lodowców i tropików, przez wieki rodzących się kontynentów i wysychających mórz, przez wieki rozwoju półkuli mózgowych i zamierania skrzeli, przez wieki złe i dobre, przez ery ujawnione i okryte dotąd tajemnicą, przez całą naszą człowieczą wieczność stworzyliśmy mozolnie, z bólem, z męką, naszego Boga, Boga miłosierdzia i dobra, aby nas uchronił przez złem wszechświata, kosmosu, albo choćby tego niebieskiego nieba, które razi nas piorunami. Żeby nas uchronił przez nami. Bóg istnieje ulepiony z naszych fal elektromagnetycznych albo jakiś innych, fal rozedrganych naszym cierpieniem, naszą rozpaczą, naszym gniewem.
- W ciągu dwunastu godzin rodziły się fortuny i ulegały zgładzeniu dynastie. W ciągu dwunastu godzin powstawały i ginęły imperia.
- Ziemia, totalny rozpad. Nieustanna wieczna agonia. Rozwlekła śmierć.Planeta śmierci.
- Zobacz też: agonia
- Zło jak ciemność. trwa wiecznie. A dobro to rozbłysk, to nietrwałe zwycięstwo nad ciemnością. Dobro jest śmiertelne.