Ljubomir Kanow (ur. 1944) – bułgarski pisarz, autor opowiadań, z wykształcenia lekarz.

Człowiek kukułka

edytuj

Tłum. Celina Juda

  • Nadszedł czas prawdy. Już czas, by wam powiedzieć, kim jesteście. To nie jest miasto, to nie może być miasto. Wszyscy, spójrzcie na siebie – wraz w waszą obłudą, źle funkcjonującą kanalizacją i domami z sekretnymi wejściami, wszyscy szpiedzy i mordercy jesteście jedną wielką ptasią kupą i niczym więcej!...
  • W centrum miasta (...) wznosiła się wieża zegarowa, (...) być może jedyna rzecz, która jednoczyła wszystkich (...). Powód, dla którego ją zbudowano przyczynił się do podziałów między nimi... Mimo to, aby istnieć, miastu było potrzebne coś, co wszystkich zdołałoby połączyć, jakiś wspólny symbol. Symbolem tym stała się miejska wieża. Jej wierzchołek zwieńczony był domkiem, z którego co godzinę wychodziła olbrzymia kukułka i wołała ludzkim głosem: „Szanowni państwo, zaraz powiem, która godzina!”... Najdziwniejsze, że zawsze kukała nie mniej niż dziewiętnaście razy, ale nie więcej niż dwadzieścia cztery. Z tego powodu w mieście ciągle było późne popołudnie lub noc, nigdy nie świtało, o południu nie było mowy, zresztą nikt nawet nie podejrzewał, że taka pora mogłaby nadejść.(...)
    Nie ma sensu ukrywać, że wspomniana kukułka właściwie nie była żadną kukułką, lecz Gedeonem Schmerzem – budowniczym wieży. W trakcie jej wznoszenia zapomniał o schodach, którymi można by zejść, więc skończywszy budować wieżę schował się w domku na górze nie chcąc narażać na szwank krążącej o nim opinii zdolnego architekta... Uznano go za zaginionego... Gedeon żywił się wróblami, które łapał w pułapkę zrobioną z solidnej dachówki, kija i swoich starych szelek. Pił deszczówkę zbieraną do butów... Nie miał łatwego życia. Z czasem zaczęło go to złościć i postanowił używając do tego piór po zjedzonych wróblach przebrać się za kukułkę, co pozwoliło mu bałamutnie mieszać pory dnia i zemścić się za swoje uwięzienie.
  • Wszyscy bez wyjątku kradli i podejrzewali też o to innych, przekupywali się wzajemnie, po czym słali na siebie donosy do burmistrza, kochali pieniądze i nienawidzili pracy, ale o dziwo, że niezależnie od okoliczności zawsze wyrażali się nadzwyczaj wykwintnie, byli szarmanccy i otaczali opieką sztuki.