Komancze – koczownicze plemię indiańskie zamieszkujące obszar Wielkich Równin Ameryki Północnej.

  • Hiszpanie byli w Teksasie przez stulecia, ale nic z tego nie wyszło. (…) Apacze ze szczepu Lipan powstrzymali starych konkwistadorów. Potem nadeszli Komancze. Ziemia nie widziała nikogo takiego od czasów Mongołów: zepchnęli Apaczów do morza, rozbili hiszpańską armię i zamienili Meksyk w targ niewolników. Kiedyś widziałem, jak Komancze pędzili wieśniaków wzdłuż Pecos – setki za jednym zamachem, zupełnie tak, jak pędzi się bydło.
    Rząd meksykański, pobity przez dzikich, opracował rozpaczliwy plan zasiedlenia Teksasu. Gwarantowano w nim, że każdy, kto przeniesie się na zachód od rzeki Sabine, dostanie za darmo cztery tysiące akrów ziemi [blisko tysiąc siedemset hektarów]. Drobny druk zapisano krwią. Stosunek Komanczów do obcych był niemal papieski w swej skrupulatności: katować i zabijać mężczyzn, gwałcić i zabijać kobiety, uprowadzać dzieci do niewoli albo do przysposobienia.
    • Postać: pułkownik Eli McCullough
    • Źródło: Philipp Meyer, Syn, przeł. Jędrzej Polak, Wydawnictwo Poznańskie 2016, s. 14–15.
    • Zobacz też: Teksas, Apacze, Meksyk
Komancze
Terytorium Komanczów ok. 1850
  • Toshaway nie wiedział, ile ma lat, choć wyglądał na mężczyznę czterdziestoletniego. Jak inni pełnokrwiści Komancze miał pokaźne czoło, duży nos i ciężką kwadratową głowę. Przypominał parobka i poruszał się wolno jak stary kowboj, ale wystarczyło, że dosiadł konia, a przestawały go obowiązywać prawa fizyki. Wszyscy Komancze jeździli tak dobrze, choć nie wszyscy przypominali Toshawaya: byli ciemniejsi i jaśniejsi, smukli jak Karankawowie i grubi jak bankierzy, mieli twarze jak topory albo jak hiszpańscy królowie, słowem tworzyli demokratyczną mieszaninę. W krwi niemal każdego z nich płynęła krew jeńców – z innych indiańskich plemion, z Hiszpanii, a od jakiegoś czasu z Anglii i Niemiec.
    • Postać: pułkownik Eli McCullough
    • Źródło: Philipp Meyer, Syn, przeł. Jędrzej Polak, Wydawnictwo Poznańskie 2016, s. 115–116.