Kiedy Harry poznał Sally

Kiedy Harry poznał Sally (ang. When Harry Met Sally) – amerykański film komediowy z roku 1989 w reżyserii Roba Reinera. Autorką scenariusza jest Nora Ephron.

Wypowiedzi postaci

edytuj

Harry Burns

edytuj
  • Czytam książki od ostatniej strony, żeby znać zakończenie, na wypadek gdybym umarł.
  • Jeśli tam jesteś, odbierz. Musimy pogadać… Nie odpowiadasz, więc: A – nie ma cię w domu, B – nie chcesz rozmawiać albo C – chcesz rozmawiać, ale ugrzęzłaś pod czymś ciężkim. Jeśli to A lub C odezwij się.
    • Opis: zostawiając wiadomość na automatycznej sekretarce.
  • Miło tak sobie razem pomilczeć, prawda?
    • Opis: do Sally, czując się niezręcznie po wspólnej nocy.
  • Nazajutrz obwieściła, że chce separacji… na próbę. A na pocieszenie dodała, że możemy się spotykać. Ale nie żeniłem się po to, aby umawiać się na randki z żoną, która powinna mnie kochać.
  • To plusy depresji. Odpoczywasz.
  • Dobrze ci radzę, łap swojego faceta, zanim inna cię uprzedzi. Bo będziesz żałować, że obce babsko poślubi twojego męża.
    • Opis: do Sally, namawiając ją do umówienia się na randkę.
  • Każdy myśli, że ma dobry gust, ale z przyczyn obiektywnych to niemożliwe.

Inne postacie

edytuj
  • Dla mnie to samo, co ona miała.
    • I’ll have what she’s having. (ang.)
    • Postać: klientka
    • Opis: po tym jak Sally udaje orgazm podczas lunchu w restauracji.
  • Nie jestem nagrodą pocieszenia.
    • I am not your consolation prize, Harry. (ang.)
    • Postać: Sally Albright
    • Opis: kiedy Harry zaproponował wspólne spędzenie sylwestra, skoro oboje nie mają pary.

Dialogi

edytuj
Harry: A dlaczego wy zerwaliście?
Sally: Na początku chcieliśmy dokładnie tego samego. Żyć razem, ale bez ślubu, bo małżeństwa rujnowały związki naszych znajomych. Praktycznie ze sobą nie sypiali. To prawda, choć nikt się do tego nie przyznawał. Ale rozmawiałam z Alice, przyjaciółką która ma dzieci, skarżyła się, że ona i jej mąż w ogóle się nie kochają. Właściwie nie skarżyła się, tylko stwierdzała fakt. Narzekała, że nie dosypiali, że są wykończeni, a dzieci zabijają w nich ochotę na seks. Gadaliśmy o tym z Joe i byliśmy szczęśliwi, że my mamy taki wspaniały związek, że możemy bez skrępowania kochać się na podłodze w kuchni. Albo nagle polecieć do Rzymu. Pewnego dnia zabrałam córeczkę Alice do cyrku. Siedziałyśmy z Alice w taksówce i bawiąc się w grę „Wytęż wzrok”. Widzę latarnie, skrzynkę pocztową i tak dalej. Nagle ona zauważyła parę z dwojgiem dzieci. Ojciec niósł jedno na barana i powiedziała: „wypatrzyłam rodzinę”. A ja się rozpłakałam, zaczęłam ryczeć. Wróciłam do domu i powiedziałam: „Joe, jednak nie polecieliśmy do Rzymu”.
Harry: A co z podłogowym seksem?
Sally: Zapomnij. Mieliśmy zimną, twardą, meksykańską terakotę.

Sally: Był bardzo zazdrosny, poszło o majtki z dniami tygodnia.
Harry: Sędzia musi to rozpatrzyć. Majtki z dniami tygodnia?
Sally: Tak. Z napisami dni tygodnia. Myślałam, że to zabawne. Pewnego dnia Sheldon zapytał: „nie nosisz majtek z niedzielą, gdzie je zostawiłaś”. Wyjaśniłam mu, ale nie uwierzył.
Harry: Że co?
Sally: Że niedzieli nie było.
Harry: Dlaczego?
Sally: Ze względów religijnych
  • Opis: rozmawiając o byłym chłopaku Sally.

Harry: Ciągle śpisz po swojej stronie łóżka?
Sally: Tak było. Teraz zajmuję już całe.
Harry: Świetnie. Ja się boje dobrze wyprostować obie nogi. Tęsknię za nią.
Sally: A ja za nim nie.
Harry: Nawet trochę?
Sally: Jeśli już, to za wyobrażeniem o nim.
Harry: A ja za wyobrażeniem o Helen… Nie, za nią całą.

Kelnerka: Co podać?
Harry: Numer trzy.
Sally: Sałatka szefa, oliwa i ocet osobno. I szarlotka a la mode.
Kelnerka: Sałatka i szarlotka.
Sally: Szarlotka na ciepło z lodami obok. Truskawkowymi. A jeśli nie macie to z bitą śmietaną, ale nie w spreju. W przeciwnym razie dziękuję.
Kelnerka: Za szarlotkę?
Sally: Za dodatki, a szarlotkę proszę na zimno.

Harry: Co u niej [u Amandy]?
Sally: Nie wiem.
Harry: Nie? Byłyście kumpelkami, dlatego nam nie wyszło.
Sally: Ty z nią chodziłeś.
Harry: I warto było się poświęcać. Skoro nie utrzymujecie kontaktów.
Sally: Pewnie nie uwierzysz, ale dla mnie to nie było poświęcenie.

Sally: Często uprawiam seks i odczuwam satysfakcje.
Harry: Z kim?
Sally: Co?
Harry: Było ci tak dobrze?
Sally: Nie powiem.
Harry: Dobra, nie mów.
Sally: Z Shelem Gordonem.
Harry: Z Sheldonem? Nie mogło ci być dobrze.
Sally: A jednak.
Harry: Nie. Sheldon obliczy ci podatki, wyleczy ząb kanałowo, ale nie posunie cię, jak trzeba. To kwestia imienia. Zrób mi to Shldonie. Sheldonie, ty zwierzaku, bzyknij mnie. To nie działa.

Sally (płacząc): Dopiero co ją poznał. Miała być kimś na chwilę, a nie tą jedyną. Cały czas powtarzał, że nie chce się żenić. A prawda jest taka, że nie chciał poślubić mnie, bo mnie nie kochał.
Harry: Chciałabyś go odzyskać?
Sally: Nie, ale dlaczego się ze mną nie ożenił? Co jest ze mną nie tak?
Harry: Nic.
Sally: Jestem trudna.
Harry: Wymagająca.
Sally: Drobiazgowa, wycofana.
Harry: W sensie pozytywnym.
Sally: Nie. Irytowałam go. Skończę czterdziestkę.
Harry: Kiedy?
Sally: Kiedyś.
Harry: Za osiem lat.
Sally: Ale to się stanie. Dopadnie mnie jak śmierć. Z mężczyznami jest inaczej. Chaplin miał dzieci w wieku siedemdziesięciu trzech lat.
Harry: Ale nie miał siły ich nosić.

Sally: Harry z kimś przyjdzie?
Marie: Nie sądzę.
Sally: Spotyka się z kimś?
Marie: Był z tą antropolożką, ale…
Sally: Jak wyglądała?
Marie: Szczupła, ładna, duże cycki. Baba jak z koszmaru.

Harry: I jesteś z Joe. Nie źle. Od trzech tygodni?
Sally: Od miesiąca. Skąd wiesz?
Harry: Odprowadził cię na lotnisko, a zatem to początek związku. Chociaż ja nie robię tego nawet wtedy.
Sally: Dlaczego?
Harry: Bo związki ewaluują. I po co wysłuchiwać pretensji, dlaczego już mnie nie odprowadzasz na lotnisko.
Sally: Niesamowite. Niby wyglądasz normalnie, a jesteś aniołem śmierci.

Sally: Ja jestem szczęśliwa.
Harry: Ja też.
Sally: To nic złego.
Harry: Jesteś zbyt zajęta, żeby być szczęśliwą. Myślisz o śmierci?
Sally: Tak.
Harry: Już widzę tę twoją gonitwę myśli. Ja zgłębiałem ten problem.
Sally: I to czyni cię lepszym?
Harry: Mówię tylko, że będę przygotowany na to gówno, a ty nie.
Sally: I w ten sposób zmarnujesz sobie życie.

Jess: Jest atrakcyjna?
Harry: Jest atrakcyjna.
Jess: Ale dodałaś też, że ma dobre serce.
Harry: Bo ma. Co?
Jess: Tak się mówi o dziewczynie, która nie jest atrakcyjna.
Harry: Jeśli opisując ją wspomniałem, że jest dobra, to nie oznacza, że nie jest atrakcyjna. Po prostu o tym nie wspomniałem. Dobre mogą być zarówno nieatrakcyjne, jak i atrakcyjne laski.
Jess: A ona jest?
Harry: Atrakcyjna.
Jess: Ale nie piękna?
  • Opis: Harry umówił przyjaciela na randkę w ciemno z Sally.

Harry: Kiedy się poznaliśmy, nie spodobałaś mi się.
Sally: Ty mnie też się nie spodobałeś.
Harry: Przeciwnie. Tylko strugałaś twardzielkę.
Sally: Nie cierpię komplementów, które w istocie są zniewagami.
Harry: Nadal jesteś twardzielką.
Sally: Nie miałam ochoty się z tobą przespać, więc uznałeś, że problem tkwi we mnie, a nie w tobie.
Harry: Jaki miałem limit na przeprosiny?
Sally: Dziesięć lat.
Harry: Jakoś się wyrobiłem.
Sally: Może zjedlibyśmy czasami kolację?
Harry: Proponujesz mi przyjaźń.
Sally: Właściwie… Tak.
Harry: Świetnie. Mam przyjaciółkę. Będziesz pierwszą atrakcyjną kobietą, z której nie przelecę.
Sally: Wspaniale.

Harry: Kiedy znów będziesz dawać wykład z zachowań społecznych, daj znać. Zapiszę się.
Sally: Nie wyładowuj gniewu na mnie.
Harry: Mam do tego prawo, zwłaszcza kiedy muszę wysłuchiwać rad panny bez skazy.
Sally: A co to niby znaczy?
Harry: Nic cię nie rusza? Nie masz żadnych uczuć?
Sally: Nie bądź śmieszny.
Harry: Nie cierpisz przez Joego? Jak to możliwe? Nie masz poczucia straty?
Sally: Nie będę tego słuchać.
Harry: Dlaczego nie chodzisz na randki?
Sally: Widuję się z ludźmi.
Harry: Spałaś z kimś po rozstaniu z Joe?
Sally: A co to ma do rzeczy. Mam się bzykać, żeby coś sobie udowodnić? Wyjedź do New Jersey, bo w Nowym Jorku przeleciałeś już kogo się dało. A i tak nie zapomniałeś o Helen. Będę się kochać, kiedy się zakocham, a nie żeby brać odwet w łóżku.
Harry: Skończyłaś?
Sally: Tak.
Harry: Mogę coś powiedzieć
Sally: Tak.
Harry: Przepraszam.

Harry: Kobiety mają albo niskie, albo wysokie wymagania.
Sally: Bergman ma niskie?
Harry: Zdecydowanie.
Sally: A ja?
Harry: Ty jesteś najgorsza. Myślisz, że masz niskie, a jest odwrotnie.
Sally: Nie sądzę.
Harry: Nie? Proszę sałatkę firmową, ale z dresingiem podanym osobno i łososia w sosie musztardowym podanym osobno. To dla ciebie słowo klucz.
Sally: Wiem czego chcę.
Harry: Masz wysokie wymagania.
  • Opis: oglądając film Casablanca.

Marie: Lustruje cię gość na dziale „Rozwoju osobistego”.
Sally: Znam go. Spodobałby ci się. Jest żonaty.
  • Opis: o Harrym.

Harry: Najgorsze, że od początku żyłem złudzeniami i czułem, że dostanę kopa w tyłek.
Jess: Zdrada to nie powód rozpadu związku, tylko symptom kryzysu.
Harry: Tak? Ten symptom dyma moją żonę.

Harry: Na początku się znienawidziliśmy.
Sally: Nie, to ja cię znienawidziłam. Podczas drugiego spotkania w ogóle mnie nie poznałeś.
Harry: Poznałem. Potem się zaprzyjaźniliśmy.
Sally: Przyjaźń trwała lata.
Harry: Ale się skończyła.
Sally: Bo się zakochaliśmy. A po trzech miesiącach był ślub.
Harry: Trzy miesiące wystarczyły.
Sally: I dwanaście lat.
Harry: Ślub mieliśmy wspaniały.
Sally: Tak.
Harry: Z wielkim tortem kokosowym.
Sally: Rzeczywiście był ogromny. Z polewą czekoladową podaną osobno.
Harry: Nie każdy lubi tort z polewą, bo ciasto rozmięka.
Sally: Zwłaszcza kokosowe, dlatego polewę podaje się osobno.
  • Opis: ostatnia scena filmu.

Jess: Nie kumam tego układu.
Harry: Jakiego?
Jess: Lubisz z nią być?
Harry: Tak.
Jess: Podoba ci się?
Harry: Tak.
Jess: I nie bzykasz jej?
Harry: Nie.
Jess: Boisz się być szczęśliwy.
Harry: Nasza znajomość nie ma podtekstu seksualnego. Niewiarygodne, ale czuję, że dorastam.
Chłopiec: Skończył pan?
Harry: Mam pełno drobniaków i byłem pierwszy.
Chłopiec: Nie.
Harry: Tak.
Chłopiec: Nie.
Harry: Tak.
Chłopiec: Ramol.
Harry: Gówniarz… Na czym skończyłem?
Jess: Dorastasz.
Harry: Czuję się wolny. Rozmawiamy o wszystkim.
Jess: Nawet o tym, o czym nie rozmawiasz ze mną?
Harry: To raczej kwestia punktów widzenia. Ona opowiada mi o swoich doświadczeniach z facetami, a ja o swoich z kobietami.
Jess: Gadasz z nią o laskach?
Harry: Tak. Weźmy tę ostatnią, sprawiłem, że doznała nieziemskiej rozkoszy i zaczęła miauczeć.
Jess: Miauczała?
Harry: Tak. I mogę o tym pogadać z Sally. Przy niej nie muszę ściemniać, bo nie chcę jej zaciągnąć do łóżka. Mogę po prostu być sobą.
Jess: Naprawdę miauczała?

Harry: Nie możemy o tym zapomnieć? Będziemy się zadręczać bez końca?
Sally: Bez końca?
Harry: To było trzy tygodnie temu. Dla psa ludzki rok oznacza siedem lat.
Sally: Tak? Czyżby, któreś z nas zamieniło się w psa?
Harry: Tak.
Sally: Które?
Harry: Ty.
Sally: Ja? Stałam się psem?… To ty jesteś psem, bo udajesz, że nic się nie stało.
Harry: Nie mówię, że nic, ale z pewnością nie wszystko.
Sally: Owszem i wiesz to najlepiej, bo od razu się wymiksowałeś.
Harry: Nieprawda.
Sally: Błyskawicznie dałeś nogę.
Harry: To był błąd.
Sally: Życiowy.
Harry: Czego ty chcesz?
Sally: Niczego.
Harry: Świetnie, bądźmy szczerzy. Nie przyszedłem do ciebie, żeby cię bzyknąć. To ty szlochałaś, nie odchodź, przytul mnie. Więc co miałem robić?
Sally: Zrobiłeś to z litości?
Harry: Nie…
Sally: Wal się. (Uderza Harry'ego w policzek).

Harry: Nigdy nie będziemy przyjaciółmi.
Sally: A to dlaczego?
Harry: Uważam, i nie myśl, że się do ciebie przystawiam, że mężczyzna i kobieta nie mogą się przyjaźnić, bo w grę wchodzi podtekst seksualny.
Sally: Nie prawda. Przyjaźnię się z facetami i obywamy się bez seksu.
Harry: Bujda.
Sally: Nie.
Harry: Tak.
Sally: Nie
Harry: Łudzisz się.
Sally: Czyżby kochali się ze mną bez mojej wiedzy?
Harry: Nie, ale chcą się kochać.
Sally: Nie.
Harry: Tak.
Sally: Nie.
Harry: Tak
Sally: Skąd wiesz?
Harry: Facet nie zaprzyjaźni się z atrakcyjną kobietą, bo chcę ją przelecieć.
Sally: Czyli z nieatrakcyjną mógłby się zaprzyjaźnić?
Harry: Nie. Też woli ją bzykać.
Sally: A jeśli ona tego nie chce?
Harry: Nieważne, w tle zawsze jest seks. Koniec i kropka.
Sally: Nici z przyjaźni.
Harry: Raczej tak.
Sally: Szkoda, bo jesteś jedyną osobą, którą znam w Nowym Jorku.

Harry: On wcale nie chce, żeby ona została.
Sally: To ona nie chce zostać.
Harry: Jasne, że chce. A ty nie wolałabyś zostać z Bogartem?
Sally: Nie chciałabym utknąć w Casablance z mężczyzną, który prowadzi bar. Choć pewnie uznasz mnie za snobkę.
Harry: Wolałabyś drętwego męża i bycie prezydentową Czechosłowacji? Zostawiłabyś super kochanka, dlatego że prowadzi bar?
Sally: Jak każda rozsądna kobieta. Jesteśmy praktyczne. Nawet Ingrid Bergman, dlatego pod koniec filmu wsiadła do samolotu.
Harry: Rozumiem.
Sally: Co? Co?
Harry: Nic.
Sally: Co?
Harry: Zapomnij.
Sally: O czym?
Harry: Nieważne
Sally: Powiedz.
Harry: Nie masz pojęcia, co to dobry seks.

Marie: Powiedz, że nie będę już przez to przechodzić.
Jess: Nie będziesz już przez to przechodzić.
  • Opis: po rozmowach telefonicznych ze swoimi przyjaciółmi o ich problemach miłosnych.

Marie: Przypadkowo znalazłam pokwitowanie.
Sally: Co znaczy przypadkowo?
Marie: On się golił, a ja przetrząsnęłam mu teczkę.
Sally: A gdyby cię nakrył?
Marie: Nie w tym rzecz. Mówię, co znalazłam. Wydał 120 dolarów na nocną koszulę dla żony. Nigdy jej nie zostawi.
Sally: To akurat jest jasne.
Marie: Masz świętą rację.

Sally: Szczęście, że z tobą nie sypiam. Zwiałbyś o trzeciej nad ranem, żeby wypucować kominek, którego o ile wiem, nie posiadasz.
Harry: Po co te nerwy? To nie dotyczy ciebie.
Sally: Przeciwnie, obrażasz wszystkie kobiety.
Harry: Póki co, nie słyszałem narzekań.
Sally: Bo za wcześnie dajesz nogę.
Harry: Myślę, że nie mają powodów.
Sally: Skąd wiesz?
Harry: Po prostu wiem.
Sally: Bo one…
Harry: Tak, właśnie…
Sally: A skąd wiesz, że one naprawdę…
Harry: Sugerujesz, że udają orgazm?
Sally: To możliwe.
Harry: Przestań.
Sally: Większość kobiet czasami udaje.
Harry: Ale nie ze mną.
Sally: Skąd wiesz?
Harry: Po prostu.
Sally: No, tak. Jasne. Zapomniałam, że jesteś facetem.
Harry: I co z tego?
Sally: Nic. Większość mężczyzn w to nie wierzy, a większość kobiet udaje. Rachunek jest prosty.
Harry: Nie kapnął bym się?
Sally: Nie.
Harry: Bez jaj. Dobrze się czujesz? (Sally zaczyna udawać orgazm).

Harry: Wszystko przemyślałem, kocham cię.
Sally: Co?
Harry: Kocham cię.
Sally: I co ja mam teraz powiedzieć?
Harry: Że ty mnie też.
Sally: Raczej: wychodzę.
Harry: Czy to nic dla ciebie nie znaczy?
Sally: Wybacz. Wiem, że jest Sylwester. I czujesz się samotny, ale nie myśl, że jak wyznacz mi miłość, wszystko nagle się odmieni. Tak się tego nie załatwia.
Harry: A jak?
Sally: Nie wiem, ale nie tak.
Harry: A co powiesz na to? Kocham twoje przeziębienia, gdy z nieba leje się żar. Gdy zamawiamy kanapki. Sposób w jaki marszczysz czoło, kiedy jesteś na mnie zła. I zapach twoich perfum, który czuję na ubraniach. Kocham cię za to, jak twój głos kołyszę mnie do snu. Nie ważne, że czuję się samotny i mamy Nowy Rok. Przyszedłem tu żeby być z tobą, z którą pragnę spędzić resztę życia i chcę je zacząć natychmiast. Od razu.
Sally: Widzisz? Cały ty, ubrałeś wszystko w takie słowa, żebym nie mogła cię znienawidzić. Ale nienawidzę cię. Nie cierpię cię. (Całują się).

Harry: Zabawne, ja i Helen zaczynaliśmy podobnie. Gołe ściany, ozdoby, kafelki. I jak skończyłem? Po sześciu latach zbłaźniłem się wyjąc pieśń na oczach Iry.
Sally: Musimy teraz o tym mówić?
Harry: Tak, to idealny moment. Niech nasi przyjaciele korzystają z moich doświadczeń. Na razie jest cacy. Jesteście szczęśliwi, zakochani i bardzo dobrze. Ale kiedyś poszarpiecie się, kto zabierze ten talerz. Kosztował osiem dolców, a wydacie tysiące, żeby ktoś rozsądził do kogo powinien należeć.
Sally: Harry.
Harry: Jess. Marie, podpiszcie swoje książki zanim się pomieszają i stracicie nad tym kontrolę. Bo kiedyś dojdzie do tego, że stoczycie piętnastorundową walkę o ten stolik do kawy. O głupi, tandetny stolik, rodem z saloonu.
Jess: Mówiłeś, że jest ładny?
Harry: Chciałem być miły. (Wychodzi).
Sally: Wpadł dzisiaj na Helen.

Harry: Zjemy kolację?… Jako przyjaciele.
Sally: Nie wierzyłeś w taką przyjaźń.
Harry: Kiedy?
Sally: W drodze do Nowego Jorku.
Harry: Nie możliwe… No, tak, racja. Nie możemy się przyjaźnić, chyba że jesteśmy w innych związkach. To zmienia reguły gry. Skoro jesteśmy w związkach, nie angażujemy się w nowy. Chociaż nie do końca. Bo osoba, z którą jestem, może nie rozumieć, dlaczego przyjaźnię się z kimś innym i myśli, że w naszym związku czegoś brakuje. Ja oczywiście zapewniam ją, że nie, ale ona podejrzewa, że skrycie pożądam przyjaciółki. I w gruncie rzeczy tak jest, więc wracamy do reguły, mężczyzna i kobieta nie mogą się przyjaźnić. Więc co dalej?
Sally: Harry, do widzenia.

Harry: Znowu mi się śniło, że kocham się na oczach sędziów olimpijskich. Dochodzę do finału. Kanadyjczyk daje mi 9,8, Amerykanin 10, a moja matka, sędzina z NRD, 5,6. Popisała się.
Sally: Mnie śni się to od dwunastego roku życia.
Harry: Co?
Sally: Wstydzę się.
Harry: No, to nie mów.
Sally: Śni mi się facet…
Harry: Jak wygląda?
Sally: Nie ma twarzy.
Harry: Anonim. I co robi?
Sally: Zrywa zemnie ubranie.
Harry: A potem?
Sally: Nic.
Harry: Nic? Nieznajomy zdziera z ciebie ciuchy i śnisz tę samą fantazję do dwunastego roku życia?
Sally: Czasami coś zmieniam.
Harry: Co.
Sally: Ubranie.

Sally: Zostało mi mieszkanie.
Harry: Mi też to powtarzają, ale czy tak trudno je znaleźć? Czytasz nekrologi, znajdujesz adres umarlaka i przekupujesz stróża. Nekrologi powinno się łączyć z ogłoszeniami o nieruchomościach. Pan Kline odszedł, zostawił żonę i dzieci oraz apartament z trzema sypialniami i kominkiem.

Sally: Żenisz się? (Śmieje się).
Harry: Co w tym śmiesznego?
Sally: Jednak jesteś optymistą.
Harry: Szaleńcze uczucie zmienia człowieka.
Sally: Cudowne, że zmodyfikowałeś podejście do życia.
Harry: Przychodzi taka chwila, kiedy ma się w końcu dość.
Sally: Czego?
Harry: Samotnego życia. Poznaję kogoś, umawiamy się na lunch, potem na kolacyjkę. Idziemy potańczyć, ślę jej uśmiechy, lądujemy w łóżku i co mnie nurtuje? Jak długo mam ją przytulać, zanim mogę wyjść. Pół minuty?
Sally: Naprawdę o tym myślisz?
Harry: Jak wszyscy faceci. A ciebie ile trzeba przytulać? Całą noc? Twój problem zawiesza się między połową minuty, a cała nocą.
Sally: Nie mam problemu.
Harry: Masz.