Jedyny i jego własność
Jedyny i jego własność (niem. Der Einzige und sein Eigentum) – publikacja Maksa Stirnera z 1844 roku wydana w Polsce w 1995 przez PWN. Tłumaczenie – Joanna i Adam Gajlewiczowie.
A B C Ć D E F G H I J K L Ł M N O Ó P Q R S Ś T U V W X Y Z Ź Ż |
A
- A więc egoista nigdy nie mógłby wstąpić do partii czy też wziąć czyjąś stronę? Ależ tak, tylko nie może pozwolić na to, by partia go zniewoliła i wchłonęła. Dla niego partia (Partei) zawsze będzie jedynie zabawą (Partie), w której partycypuje, wyłącznie bierze udział.
- A więc twój majątek to to, co możesz!
B
- Boga i Ludzkości, poza nimi samymi, nie obchodzi Nic. Toteż i Mnie Nic już nie obchodzi, Mnie, który niczym Bóg jestem Nicością, Nicością wszystkich Innych Rzeczy; Mnie, który jest sobie Wszystkim, który jestem – Jedyny.
- Bo jak „czynić dobro dla samego dobra”, bez widoków na nagrodę? Jakby w zadowoleniu, które dobro winno przynieść, nie była zawarta nagroda. Tak więc i religia opiera się na egoizmie i robi z niego użytek; prowadzi rejestr naszych żądz i wiele z nich dławi w imię Jednej. Jest to przypadek oszukanego egoizmu, gdzie zaspokajam nie Siebie, lecz tylko jedną z moich żądz, np. pragnienie szczęśliwości. Religia obiecuje Mi „najwyższe dobro”: i tak, chcąc je zdobyć, nie dbam o inne żądze i ich zaspokojenie. Całe wasze zachowanie to niewyznany egoizm, skryty i utajony.
- Byt nie stanowi o niczym, albowiem rzecz pomyślana nie różni się od rzeczy niepomyślanej: istnieje wszak kamień leżący na drodze, jak i moje o nim wyobrażenie. Jedyne, co je różni, to miejsce: tamto na ulicy, to – w mej głowie, we Mnie; jako miejsce nie różnię się tu od ulicy.
C
- Cała nasza romantyczna miłość sprowadza się zawsze do jednego i tego samego: do obłudy, bądź raczej do oszukiwania samego siebie co do „bezinteresownej miłości”; do zainteresowania obiektem dla samego obiektu, a nie ze względu na Mnie, a nawet wyłącznie na Mnie.
- Cały ten nasz spór o przekonania wynika z przeświadczenia, iż jesteśmy w stanie przekonać przeciwnika o naszej racji. Wszelako to, co czynię nieświadomie, czynię jedynie połowicznie, toteż po każdym zwycięstwie nad wiarą, ponownie staję się jej więźniem (opętanym), a wówczas znów zaprzęga ona w swą służbę całe me Ja, czyniąc ze Mnie fanatyka rozumu, po tym jak przestałem entuzjazmować się Biblią; bądź też – fanatyka idei ludzkości, po tym jak miałem dość walki o ideę chrześcijaństwa.
- Charakterystyczną cechą „świętości” jest obcość. We wszelkiej świętości tkwi „coś, co budzi grozę”, tzn. coś obcego, co sprawia, że nie czujemy się całkiem swobodnie, nie czujemy się sobą. To, co jest dla Mnie święte, nie jest Mi właściwe. Gdyby np. własność innych nie była dla Mnie święta, to uważałbym za Moje to, co przy pierwszej sposobności udałoby Mi się zagarnąć. Czy też na odwrót: gdy oblicze chińskiego cesarza i stanowi dla Mnie świętość, to pozostaje „obce” mym oczom, które zamykam, gdy się pojawia.
- Chrześcijaństwo osiągnęło swą pełnię dzięki „władzy myśli”; myśl jest ową głębią, w której gasną wszystkie światła świata, gdzie wszelki byt przestaje być bytem, gdzie człowiek wewnętrzny (serce, umysł) jest dla siebie Wszystkim. To królestwo myśli oczekuje zbawienia niczym Sfinks Edypowego rozwiązania zagadki, by w końcu przypłacić to życiem. To Ja niszczę jego istnienie, w królestwie twórcy bowiem nie jest ono już własnym królestwem, nie jest żadnym państwem w państwie, lecz dziełem mej twórczej – bezmyślności.
- Chwila ruchu da Mi więcej niż najwnikliwsze myślenie, rozprostowanie ramion kończy mękę myśli, jeden podskok zrzuca z piersi zmorę religijnego świata, a radosne hej-ho! strąca wieloletnie brzemię. Lecz olbrzymie znaczenie bezmyślnych, radosnych uniesień nie mogło znaleźć uznania w mrokach długiej nocy medytacji i wiary.
- Cóż Mnie wszak obchodzi dobro ogółu? Samo w sobie nie jest moim dobrem, lecz tylko najwyższą formą wyrzeczenia się samego siebie. Gdy dobro ogółu święci swe triumfy, Ja muszę „siedzieć cicho” (kuschen); państwo opływa w dostatki – Ja klepię biedę.
- Cóż to bowiem jest idee fixe? Idea, która ujarzmiła człowieka dla siebie.
- Was nennt man denn eine „fixe Idee”? Eine Idee, die den Menschen sich unterworfen hat. (niem.)
- Źródło: Der Einzige Und Sein Eigentum, Verlag von Otto Wigand, 1845, s. 57.
- Cóż owcom z tego, że nikt nie ogranicza ich wolności słowa? Wciąż tylko beczą. Gdy pozwolicie mówić, co zechce, komuś, kto w głębi duszy jest mahometaninem, żydem czy chrześcijaninem – to będzie on wyłącznie plótł bzdury.
- Czyż piszę z miłości do ludzi? Nie, piszę, by dać życie mym myślom; i choćbym przewidywał, że zakłócą one wasz spokój i ciszę, że królestwo myśli da początek najkrwawszym wojnom i zagładzie wielu pokoleń – to i tak bym je upowszechniał. Róbcie z nimi, co chcecie i potraficie – to wasza rzecz, Mnie to nie obchodzi. Być może przyniesie Wam to jedynie zmartwienie, walkę i śmierć, a tylko garstce – radość.
- Czy upór nie ustępuje wobec zmysłu porządku? Czyż nie zadowala nas to, iż gwałtem broni się porządku, tzn, dba się, by jeden drugiemu nie „wchodził w drogę”; a zatem to, iż stado jest rozumnie rozlokowane i rządzone? Ba, wszak wtedy wszystko jest „w najlepszym porządku”, a ten porządek to właśnie – Państwo!
- Człowiek obdarowany wolnością nie jest niczym innym aniżeli wyzwoleńcem, libertinusem, psem, który wlecze za sobą resztki łańcucha; jest niewolnikiem w szacie wolności – jak osioł w lwiej skórze.
D
- Dlaczego nie chcecie zebrać się na odwagę i samych siebie uczynić najważniejszą sprawą? Po cóż uganiać się za wolnością, mrzonką waszą? Czyż nie Wy sami jesteście swoim marzeniem? Nie uciekajcie się więc do marzeń, wyobrażeń czy pojęć, bo wszystko to „pusta teoria”. Pytajcie się o Siebie i Siebie pytajcie, bo to praktyczne, a Wy przecież chcecie być „praktyczni”. Lecz ponieważ jeden słucha tego, co powie jego bóg (naturalnie bogiem jest to, co sądzi on, że się kryje pod tym imieniem); a drugi – jego poczucie moralności, obowiązku lub sumienie; trzeci zastanawia się, co też ludzie o tym pomyślą; toteż, gdy każdy zapyta swego boga (a ludzie są równie dobrym, a nawet lepszym bogiem niż ten zza światów, ten wyobrażony: vox populi, vox dei), wtedy poddaje się woli Pana i nie słucha więcej tego, co on sam mógłby powiedzieć i o czym sam mógłby zadecydować. Przeto zwróćcie się raczej do Siebie, nie do swoich bogów czy bożków. Wydobądźcie z Was to, co w Was tkwi, ujawnijcie to, objawcie Siebie.
- Dla myślącego jego myślenie jest „wzniosłą pracą i świętą działalnością” i opiera się na silnej wierze, wierze w Prawdę. Zrazu świętą działalnością jest modlitwa, potem owo święte „skupienie” przechodzi w rozumne, rozumujące „myślenie”, które jednocześnie w „świętej prawdzie” ma swą nienaruszalną podstawę wiary i jest jedynie przecudną machiną, którą duch prawdy przysposabia do służby. Absorbują Mnie wolna myśl i wolna nauka, zatem nie Ja jestem wolny i nie Ja Siebie absorbuję, lecz wolna jest myśl, która absorbuje Mnie – niebem i tym, co niebiańskie, bądź „boskie”, tj. światem i doczesnością, z tym, że jedynie „innym” światem.
- Dopiero wtedy człowiek naprawdę przezwycięży szamanizm i jego widmo, gdy posiądzie sile, aby nie tylko pozbyć się wiary w upiory i duchy, lecz także wiary w Ducha.
- Dopóki widzimy w sobie tylko Ducha i całą wartość upatrujemy w tym, by być Duchem (młodzieńcowi łatwo jest poświęcić swoje życie, życie „fizyczne”, dla nic nie znaczącej sprawy lub z powodu najgłupszej obrazy), dopóty posiadamy same myśli i idee oraz nadzieję na ich urzeczywistnienie. Tymczasem pozostają nam tylko ideały, niezrealizowane idee czy wyobrażenia. Dopiero wtedy, gdy ukochamy siebie, cielesnych, i odnajdziemy przyjemność w nas samych – a dzieje się tak w wieku dojrzałym, w wieku męskim – dopiero wtedy pojawia się osobisty, egoistyczny interes, tj. interes nie tylko Naszego Ducha, lecz całkowicie zaspokajający człowieka interes sobkowski.
- Dopóki wierzysz w Prawdę, dopóty nie wierzysz w Siebie i nie przestajesz być sługą i religijnym człowiekiem. Ty jeden jesteś Prawdą, czy raczej – jesteś czymś więcej niż sama Prawda, która jest niczym wobec Ciebie. Wszelako Ty też szukasz prawdy, też „krytykujesz”, lecz nie szukasz „prawdy wyższej”, wyższej od Ciebie, nie stosujesz kryterium takiej Prawdy. Zajmujesz się myślami i wyobrażeniami, podobnie jak i światem rzeczy, jedynie w tym celu, by Sobie dogodzić, by móc się nimi rozkoszować i je Sobie przywłaszczyć; chcesz je tylko ujarzmić, stać się ich właścicielem, chcesz się w nich rozeznawać, być mistrzem. Uznajesz je za prawdziwe, bądź widzisz je w prawdziwym świetle dopiero wówczas, gdy nie mogą Ci się już więcej wymknąć, gdy mają w końcu określone miejsce, czy też, kiedy Tobie odpowiadają, są twoją własnością. Bo gdy potem staną się potężniejsze, gdy znowu wyrwą się spod twej władzy, to będzie to właśnie ich fałsz, a mianowicie – twa niemoc. Twoja bezsilność stanowi ich siłę, twoja pokora – ich wywyższenie. Zatem ich prawdą jesteś Ty sam, czy też owo Nic, którym jesteś dla nich, w którym się rozpływają; ich prawdą jest ich Nicość
- Dość tych odznaczeń, faworyzowania, różnic stanów! Niechaj wszyscy staną się równi! Niech nikt nie kieruje się partykularnym interesem, lecz powszechnym interesem Wszystkich. Państwo niech się stanie wspólnotą wolnych i równych ludzi, a każdy winien się poświęcać „dla ogółu”; w Państwie się zatracić, Państwo uczynić swym celem i ideałem. Państwo! Państwo! – zewsząd słychać wołanie. Odtąd poszukuje się „właściwego ustroju”, najlepszej konstytucji – zatem państwa w najlepszym ujęciu. Pojęcie państwa głęboko zapadło w ludzkie serca, wzbudzając powszechny entuzjazm. Służenie mu, temu doczesnemu bogu, stało się nowym nabożeństwem i kultem. Nastała właściwa polityczna epoka. Służba państwu, narodowi, stała się najwyższym ideałem; interes państwowy – naczelnym interesem; służba państwowa (do której pełnienia nie musiało się być urzędnikiem) – najwyższym zaszczytem.
- Działa sam z siebie i o nic nie pyta – oto chrześcijańskie wyobrażenie „Boga”. Postępuje „jak mu się podoba”, a głupi człek, który mógłby robić tak samo, ma zamiast tego czynić tak, „jak się podoba Bogu”. Skoro się mówi, iż Bóg działa w zgodzie z wiecznymi prawami, toteż i Jam nie gorszy; jako że nie mogę wyskoczyć ze swej skóry, więc w całej mej naturze, w Sobie, mam swe prawo.
- Działalność państwa polega na stosowaniu siły (Gewaltt"tigkeit); swoją przemoc (Gewalt) nazywa ono „prawem”, a przemoc jednostki – przestępstwem. Tak więc przemocą nazywa się władzę jednostki; jedynie przestępstwem przezwycięża ona przemoc państwa, będąc zdania, iż to nie państwo stoi ponad nią, lecz ona ponad państwem.
- Dzisiaj przykazaniu „Czcij Boga swego” odpowiada: „Czcij Człowieka!” Lecz Ja myślę zachować cześć dla Siebie.
E
- Egoizm nie zamierza niczego poświęcać, z niczego nie chce rezygnować; rozstrzyga po prostu: muszę mieć to, czego chcę, i to dostanę.
- Epoki przedchrześcijańska i chrześcijańska dążyły do przeciwstawnych sobie celów; w jednej idealizowano realia, w drugiej realizowano ideał; w tej pierwszej szukano „świętego ducha”, w drugiej – „przemienionego ciała”. Przeto jedna skończyła na obojętności wobec realiów i „pogardzie dla świata”, druga zaś skończy się dewaluacją ideału i „pogardą dla ducha”.
G
- Gdy będę go potrzebować, to zapewne porozumiem się z nim i ułożę, by przez ugodę umocnić mą władzę i wspólnymi siłami więcej osiągnąć, niż może dokonać jednostka. W tym zespoleniu widzę jedynie pomnożenie mojej siły, i dopóki jest moją powieloną siłą – zachowuję ją. Na tym właśnie polega – zrzeszanie się.
- Gdy mowa o prawie, zawsze pada pytanie: „Kto lub Co daje Mi prawo do tego?” – I odpowiedź brzmi: Bóg, miłość, rozum, natura, ludzkość, itd. Ależ skąd! Tylko twoja siła, twoja moc daje Ci prawo (np. może dać Ci je również twój rozum).
- Gdy pies widzi, że kość znajduje się we władzy innego psa, to rezygnuje z niej tylko wtedy, kiedy czuje, iż jest słabszy. Człowiek jednakże szanuje prawo drugiego do jego kości. Zatem jedno uchodzi za ludzkie, drugie zaś za dzikie czy też „egoistyczne”.
- Gdyby przyszło Wam kiedykolwiek na myśl, że Bóg, przykazania, itd., tylko Wam szkodzą, ograniczając Was i niszcząc, to z pewnością odrzucilibyście je od Siebie, tak jak niegdyś chrześcijanie, potępiając Apollona i Minerwę wraz z całą pogańską moralnością. W ich miejsce wstawili Chrystusa, a następnie Marię, ustanawiając moralność chrześcijańską; lecz czynili to dla swego zbawienia, kierowani egoizmem bądź Swojością.
- Gdy przyznaje Mi rację idiota, to zaczynam w nią wątpić; nie chcę, by przyznawał Mi rację. Lecz choć i mędrzec przyzna Mi rację, to przecież także jeszcze jej nie mam. To, czy mam rację, nie zależy od tego, czy przyznaje Mi ją głupiec czy mędrzec.
H
- Historia świata dowodzi, że jeszcze żadne więzi nie przetrwały próby czasu; że chociaż człowiek niestrudzenie opiera się wszelkiego rodzaju okowom, to jednak wciąż w zaślepieniu obmyśla nowe więzy, by w końcu trafić w te właściwe (…)
I
- I cóż będziecie mieli, gdy osiągniecie tę wolność – nie mam tu na myśli waszych okruchów wolności, czy być może całkowitą wolność? Odrzućcie więc wszystko, wszystko co Wam zawadza – wszak nie ma takiej rzeczy, która by Wam w życiu choć raz nie wadziła i była ciężarem. Dla kogo zatem chcecie się jej pozbyć? Dla siebie (um Euretwillen), przecież tylko dla siebie, gdyż Wam przeszkadza! Lecz gdyby coś nie było dla Was niewygodne, a wręcz przeciwnie, całkiem pożądane – np. łagodne, choć nieodparcie władcze spojrzenie waszych ukochanych – nie chcielibyście się tego pozbyć, uwolnić się od tego. A czemuż nie? Znowu dla Siebie! Siebie uważacie przeto za sędziego i miarę wszechrzeczy. Chętnie rezygnujecie z wolności, gdy przypadnie Wam do gustu niewola, „słodka służba miłości”. Czasami znowu sięgacie po wolność, gdy Wam zacznie bardziej smakować, tzn., gdy założycie (a w tym miejscu nie o to chodzi), że nie będziecie się bali takiego zerwania z innych (być może religijnych) powodów.
- I cóż czynię, kiedy me drogi nie są już drogami państwa, a moje myśli – jego myślami? Skupiam się na Sobie i nie przejmuję się państwem! W moich myślach – których nikt nie będzie sankcjonował, na które nikt nie będzie Mi łaskawie zezwalał – mam swoją prawdziwą własność, własność, którą mogę sam handlować. Albowiem są one mymi tworami i stać Mnie na to, by je oddać w zamian za inne: zrzekam się ich i wymieniam je na inne, które odtąd staną się mą nowonabytą własnością. Czymże jest zatem moja własność? Niczym innym, jak tylko tym, co znajduje się w mej mocy! Do jakiej własności mam prawo? Do każdej, do której sam się uprawniam. Nadaję Sobie prawo własności, biorąc dla Siebie własność, czy też zapewniam Sobie władzę posiadacza – sam daję Sobie pełnomocnictwo i pozwolenie.
- I oto rozwiało się piękne marzenie, a obudzony przeciera na wpółotwarte oczy i gapi się na pytającego. „Od czego mają ludzie być wolni?” Od ślepej wiary – woła jeden. Ej, co tam – krzyczy drugi – każda wiara jest ślepa. Ludzie muszą się uwolnić od wszelkiej wiary! – Nie, nie, na miłość boską! – woła znowu pierwszy – nie porzucajcie wiary, bo w przeciwnym razie zapanuje brutalność. Musimy – dał się słyszeć trzeci – ustanowić republikę i tym samym uwolnić się od władzy wszystkich panów. To się na nic nie zda – mówi czwarty – dostaniemy wtedy tylko nowego pana, „rządzącą większość”; wyzwólmy się raczej od strasznej nierówności. – O nieszczęsna wolności! Znowu słyszę twój chamski ryk! Jeszcze tak niedawno marzyłem o raju wolności, a jakaż zuchwałość i wyuzdanie podnoszą teraz dziki wrzask! Tak żali się pierwszy i zrywa się, by chwycić za miecz przeciw „niepohamowanej wolności”. Wkrótce nie słyszymy nic poza szczękiem mieczy zwaśnionych marzycieli o wolności.
- Idea prawa jest pierwotnie moją myślą, czy też we Mnie ma swój początek. Lecz gdy ze Mnie powstaje, gdy rodzi się „Słowo”, to „staje się Ciałem” – idée fixe. Teraz nie potrafię się już od niej uwolnić, gdziekolwiek się obrócę, ona stoi przede Mną. Ludzie więc przestają być panami pojęcia prawa, które sami stworzyli, nie panują dłużej nad tym tworem, on zaś staje się prawem absolutnym, uwolnionym i oderwanym ode Mnie. Czcząc je jako absolutne nie możemy go na powrót pochłonąć, a ono odbiera Nam moc tworzenia. Tak więc twór staje się czymś więcej niż twórca – istnieje „sam w sobie”. Zatem nie pozwól prawu zażywać swobody, skieruj je z powrotem do jego źródła – do Siebie samego – a stanie się ono twym prawem, i słusznym będzie to, co Tobie odpowiada.
- Ile znaczysz, zależy od tego, jakie Sobie nadasz znaczenie.
- Istnieje różnica pomiędzy tym, czy społeczeństwo ogranicza moją wolność czy Swojość. Jeśli mamy do czynienia z tym pierwszym, to jest to zrzeszanie się, ugoda, zrzeszenie; jeśli zagrożone zostaje to drugie, to społeczeństwo stanowi siłę dla siebie, siłę nade Mną, coś dla Mnie nieosiągalnego, co mogę wprawdzie podziwiać, ubóstwiać, czcić i szanować, ale nie mogę pokonać, ani pożreć. A nie mogę mianowicie dlatego, iż rezygnuję. Istnieje ono dzięki mej rezygnacji, dzięki memu samozaparciu, memu zwątpieniu zwanemu pokorą. Pokora moja wyzwala w nim śmiałość, moja uległość daje mu władzę.
J
- Ja uważam jednakże, iż tylko bezmyślność naprawdę ratuje Mnie od pojęć. Nie myślenie, lecz moja bezmyślność, czy też Ja, Niewyobrażalny, Niepojęty, uwalniam się od opętania.
- Ja jestem źródłem wszelkich praw i uprawnień; jestem uprawniony do wszystkiego, co jest w mej mocy. Tak więc mam prawo obalić Zeusa, Jahwe, Boga, itd., jeśli tylko potrafię; a jeśli nie – to zawsze siła i słuszność będą po ich stronie; a Ja będę drżał w obliczu ich prawa i mocy, bezsilny, „pełen bojaźni bożej”, przestrzegając ich nakazów i wierząc, iż czynię słusznie, jeśli tylko przestrzegam ich prawa.
- Jak długo panuje epoka klechów i bakałarzy, tak długo światem rządzą Myślący, a co sobie wymyślą, staje się możliwe; to zaś, co jest możliwe, należy urzeczywistniać. Wymyślili sobie ideał Człowieka, który tymczasem jest rzeczywisty wyłącznie w ich myślach; ale wyobrażają sobie również możliwość jego realizacji, a z tym już nie można się spierać; realizacja jest faktycznie do pomyślenia, jest – ideą.
- Jak długo obce prawo będzie w zgodzie z mym własnym, tak długo znajdę w nim i moje prawo.
- Jakiż jest cel mego obcowania ze światem? Chcę go używać, zdobyć, by stał się mą własnością. Nie chcę wolności i równości ludzi, chcę tylko mojej nad nimi władzy; chcę, by się stali moją własnością, bym mógł ich używać.
- Jednakże nikt nie ma wobec siebie obowiązku, aby czynić coś z siebie, ani wobec innych, by z nich coś czynić, gdyż nie jest się nic winnym istocie własnej czy też drugiego. Obcowanie oparte na jakiejś istocie, to obcowanie z upiorem, a nie czymś rzeczywistym. Przestając z najwyższą istotą, nie obcuję przecież z samym Sobą; przestając zaś z istotą Człowieka, nie obcuję z ludźmi.
- Jeśli czujesz się przywiązany do Swej przeszłości i musisz dziś paplać boś paplał wczoraj, jeśli nie możesz się w każdej chwili zmienić, to kostniejesz w niewoli swych bredni.
- Jeśli pochłoniesz to, co święte, to je sobie przywłaszczysz! Straw hostię, a uwolnisz się od niej!
- Jeśli pozwalasz, by inny przyznawał Ci rację, to tym samym godzisz się, by mógł Ci jej nie przyznać; skoro może Cię obronić i wynagrodzić, to czeka Cię z jego strony także oskarżenie i kara. Prawu towarzyszy bezprawie, praworządności – przestępstwo. A Ty czymże jesteś? Ty jesteś przestępcą!
- Jeśli dojdzie do tego, że ludzie stracą poszanowanie dla własności, to własność będzie miał każdy. Podobnie niewolnicy staną się wolnymi ludźmi, gdy przestaną uważać swego pana za pana.
- Jeśli Mi zależy na twojej osobie, to odpłacasz Mi już samym istnieniem; jeśli chodzi Mi jedynie o twe przymioty, to wartość (wartość pieniężną) ma np. twa uległość czy też wsparcie – a Ja je nabywam.
K
- Każde państwo to despotyzm, czy będzie tam jeden despota, czy też wielu, albo i wszyscy będą panami – jak ma to miejsce w republice: jeden jest dla drugiego despotą. Dzieje się tak mianowicie wtedy, kiedy każdorazowo dana ustawa – jako wyraz woli zgromadzenia ludowego – ma być odtąd dla jednostki prawem, któremu winna jest posłuszeństwo, tzn. wobec którego ma obowiązek posłuszeństwa.
- Kochacie Człowieka, więc katujecie jednostkę, egoistę; wasza miłość do Człowieka sprowadza się do dręczenia ludzi.
- Komuniści głoszą: równa praca uprawnia ludzi do równego używania. Niegdyś pytano, czy „cnotliwi” nie powinni być „szczęśliwi” tu na ziemi. Żydzi rzeczywiście tak sądzili, gdy mówili: „Oby dobrze Ci się wiodło na ziemi”. Nie, równa praca nie daje Ci tego prawa, jedynie równe używanie uprawnia Cię do równego używania. Jeśli używasz, to masz do tego prawo, a jeśliś zapracował i pozwolił odebrać Sobie przyjemność używania, to „dobrze Ci tak”
- Komunizm – przez zniesienie wszelkiej osobistej własności – staje się moim ciemiężcą, czyniąc Mnie jeszcze bardziej zależnym od Drugiego, tj. od ogółu, wspólnoty, i jakkolwiek otwarcie napada wciąż na państwo, to to, co obmyśla – samo znowu będzie państwem (status), stanem hamującym me swobodne działanie, wszechwładzą nade Mną. Przeciwko uciskowi, jakiego doznaję od pojedynczego właściciela, komunizm buntuje się słusznie, jednakże jeszcze straszniejsza jest przemoc, którą oddaje w ręce ogółu.
- Konkurencja nie tyle stawia sobie za cel, by towar był najlepszej jakości, lecz żeby przynosił jak największy zysk. Tak więc studiuje się dla urzędu (nauka dla kawałka chleba), uczy się płaszczenia, pochlebstw i „znajomości interesu”, nabiera się rutyny i pracuje „dla pozoru”. Tymczasem, gdy pozornie chodzi o „dobry efekt”, to naprawdę dba się tylko o to, by „interes szedł dobrze”, by dobrze zarobić. Pozornie wykonuje się daną rzecz dla niej samej, a w rzeczywistości – dla zysku, jaki przyniesie. Wprawdzie nikt nie jest chętny, by być cenzorem, lecz każdy marzy o awansie; chciałoby się kierować najszlachetniejszymi pobudkami i wedle nich zarządzać, itd., drży się jednakże przed przeniesieniem, a nawet zwolnieniem, bo przecież trzeba jakoś żyć.
- Krytyk boi się, by nie stać się „dogmatyczny”, boi się tworzyć dogmaty. Naturalnie stałby się przez to przeciwieństwem krytyka, dogmatykiem, nie byłby już dobrym, lecz lichym krytykiem, już nie bezinteresownym, lecz egoistą. „Żadnych dogmatów”! – jest jego dogmatem. Dla krytyka bowiem, jak i dla dogmatyka, istnieje tylko jeden obszar, obszar pojęć. Podobnie jak dogmatyk, krytyk również wychodzi od pojęć, lecz różni się tym, że próbuje zachować zasadnicze pojęcia w procesie myślowym i nie pozwolić im skostnieć. Przeciwstawia jedynie proces myślowy wierze w pojęcia, a rozwój myśli – ich zastojowi. Krytyka nie uznaje stałych pojęć, gdyż sama jest myśleniem, myślącym Duchem.
L
- Lecz tego, co myślę, nie wyrażam ani ze względu na Was, ani – na Prawdę. Nie – Śpiewam, bom śpiewak. A Was wykorzystuję, gdyż potrzebuję – uszu.
- Lecz wasza racja jest wobec racji innych wyższa, ważniejsza, silniejsza, czyż nie tak? Bynajmniej! Wasza racja nie jest silniejsza, jeśli Wy nie jesteście silniejsi.
- Lecz tak jak niegdyś Bóg, teraz czyni Człowiek. Tamten chciał cały świat zbawiać, Człowiek zaś chce go uszczęśliwiać – uczynić szczęśliwymi wszystkich ludzi. Przeto i każdy „człowiek” chce u Wszystkich obudzić rozum, o którym sądzi, iż sam go posiada: wszystko ma być bez reszty rozumne. Bóg zmaga się z diabłem, a filozof – z głupotą (Unvernunft) i przypadkiem. Bóg nie pozwala żadnej istocie iść swoją własną drogą, a i Człowiek chce, byśmy postępowali wyłącznie po ludzku.
- Liberalizm nakazuje Mi, bym przestrzegał prawa, gdyż zostało przez ludzki rozum ustanowione tak, że wobec niego mój rozum staje się „głupotą” (Unvernunft). Przedtem ganiono ułomny rozum ludzki w imię bożego; dziś w imię potężnego rozumu ludzkiego gani się egoistyczny, potępiając go jako „głupotę”. A wszakże nie ma rozumu, który byłby bardziej rzeczywisty niż właśnie owa „głupota”. I tak jak Ty i Ja istniejemy naprawdę, tak istnieje tylko twój i mój rozum, nie zaś boski czy ludzki.
- Ludzie dobrodusznie mniemają, iż prawa winny nakazywać tylko to, co w odczuciu narodu jest słuszne i sprawiedliwe. Lecz cóż Mnie obchodzą odczucia narodu? Naród będzie być może przeciwko bluźniercom, a prawo przeciwko bluźnierstwu – czy dlatego właśnie mam nie bluźnić? Czy będzie to coś więcej niźli „rozkaz”? Ja się pytam!
M
- Mężczyzna różni się od młodzieńca tym, że bierze świat takim, jaki jest, zamiast wszędzie dopatrywać się w nim zła i chcieć go ulepszać, tj. kształtować wedle swego ideału. Utwierdza się w nim przekonanie, że w życiu należy się kierować własnym interesem, nie zaś ideałami.
- Mieszczaństwo hołduje moralności, która jest w jak najściślejszym związku z jego charakterem. Pierwszym jej wymogiem jest mieć pewny interes, uczciwy zarobek oraz prowadzić się moralnie. Niemoralnym jest według niej aferzysta, kurtyzana, złodziej, rabuś i morderca, szuler, biedak bez posady i lekkoduch. Swój stosunek wobec „niemoralnych” określa poczciwy mieszczanin jako „najgłębsze oburzenie”. Toć wszystkim im brakuje stałego adresu, stałego interesu, statecznego, uczciwego życia, pewnych dochodów, itd. Słowem, jako że ich egzystencja nie spoczywa na pewnych podstawach, należą oni do grona niebezpiecznych „jednostek czy też osobników”, do niebezpiecznego proletariatu; są „pojedynczymi krzykaczami”, którzy nie dają żadnych „gwarancji”, nie mają „nic do stracenia”, przeto niczego nie ryzykują. Np. zawarcie związku małżeńskiego wiąże człowieka, związany udziela poręki, staje się uchwytny – prostytutka zaś nie. Szuler stawia wszystko na jedną kartę, rujnuje siebie i innych – żadnej gwarancji. Wszystkich, którzy mieszczaninowi wydają się podejrzani, wrodzy i niebezpieczni, można by określić wspólnym mianem „włóczęgów”. Nie podoba mu się każdy włóczęgowski styl życia, albowiem zdarzają się także duchowi włóczędzy, którym rodowa siedziba ich ojców wydaje się zbyt ciasna i męcząca, by się nią dłużej zadowolić. Zamiast trzymać się granic umiarkowanych poglądów i uznać za niepodważalną prawdę to, co tysiącom przynosi spokój i pocieszenie, wykraczają poza wszelkie granice zwyczaju i tradycji, oddając się ekstrawagancji w zuchwałej krytyce i nieokiełznanym sceptycyzmie – ci ekstrawaganccy włóczędzy. Tworzą oni klasę tułaczy, niespokojnych i niestałych, tzw. klasę proletariuszy, „wichrzycielskich głów”, jak się ich zwie, gdy do głosu dojdzie ich nieosiadła natura.
- Monarcha w osobie królewskiego władcy był nędznym monarchą w porównaniu z nowym – „suwerennym narodem”, którego monarchia była tysiąckrotnie surowsza, silniejsza i bardziej konsekwentna. Wobec nowego władcy nie istniało żadne prawo, nie istniał już żaden przywilej. Jakże bezsilny wydawał się przy nim tamten „absolutny król” ancien regime. Rewolucja przekształciła ograniczoną monarchię w monarchię absolutną. Odtąd każde prawo, nienadane przez tego monarchę, jest „uzurpacją”, a każdy przywilej, którego udziela – „prawem”. Czasy te wymagały absolutnego królestwa, monarchii absolutnej, dlatego upadło tzw. absolutne królestwo, które nie potrafiło uniknąć ograniczenia swej władzy przez tysiące pomniejszych panów.
- Możecie Mnie torturować, grozić Mi piekłem i wiecznym potępieniem; możecie złamać mój upór, Ja zaś złożę Wam fałszywą przysięgę, prawdy jednakże ze Mnie nie wyciągniecie, gdyż Ja chcę Was okłamać, nie dałem Wam bowiem żadnego prawa do mojej szczerości. I choćby sam Bóg, „który jest Prawdą”, miał na Mnie z góry spoglądać groźnym okiem, i gdybym – kłamiąc – nie mógł już znieść bólu, to wszakże miałbym odwagę dalej kłamać. Nawet gdyby zbrzydło Mi me życie, gdybym sądził, że miecz kata będzie wybawieniem, to i tak nie pozwoliłbym Wam się cieszyć, iż znaleźliście we Mnie niewolnika prawdy, którego uczyniliście zdrajcą jego własnej woli, za pomocą swych kleszych praktyk.
- Mówi się, iż idea wolności urzeczywistnia się w dziejach świata. Wręcz przeciwnie, owa idea jest realna, o ile tworzy ją człowiek i jest realna w takim stopniu, w jakim jest ideą, tzn. w jakim Ja ją tworzę, czy też mam. To nie idea wolności się rozwija, lecz ludzie, i w tym samorozwoju rozwijają też naturalnie swe myślenie.
- Mówi się o Bogu: „nie ma dla Ciebie imienia”. To jednakże odnosi się do Mnie: nie wyraża Mnie żadne pojęcie; nic, co się uważa za moją istotę, nie wystarcza, by Mnie określić – wszystko to tylko nazwy. Mówi się o Bogu, że jest doskonały, i nie ma żadnego powołania, by dążyć do doskonałości. Również i to odnosi się tylko do Mnie.
- Myśl staje się mą własną dopiero wówczas, gdy nie zawaham się narazić jej na utratę, gdy jej strata nie jest moją stratą, kiedy nie muszę się bać, że ją utracę. Myśl staje się mą własną dopiero wtedy, gdy naprawdę mogę ją ujarzmić, ona zaś nigdy nie może Mnie ujarzmić, nigdy nie zrobi ze Mnie fanatyka i narzędzia swej realizacji.
- Myśleniu, podobnie jak odczuwaniu, nie będzie końca. Lecz władza myśli i idei, rządy teorii i zasad, zwierzchnictwo ducha, słowem - hierarchia będzie trwała dopóki klechy, tj. teologowie, filozofowie, mężowie stanu, filistrzy, liberałowie, bakałarze, służący, rodzice, dzieci, małżonkowie, Proudhon, George Sand, Bluntschli, itd., itd. grać będą pierwsze skrzypce. Hierarchia będzie istnieć, jak długo wierzy się w zasady, myśli się o nich, czy tylko poddaje ocenie, albowiem nawet najostrzejsza krytyka, która podważa wszelkie obowiązujące zasady, wierzy przecież w końcu w samą zasadę.
- Myślący różni się od wierzącego tylko w tym, że o wiele bardziej wierzy niż ten drugi, który – ze swej strony – o wiele mniej myśli o swej wierze (artykułach wiary). Myślący posiada tysiące dogmatów, podczas gdy wierzący musi zadowolić się jedynie kilkoma. Tamten do swych dogmatów wprowadza spójność, traktując z kolei ową spójność, jako kryterium ich oceny; jeśli któryś z dogmatów nie pasuje do całości, to go odrzuca.
N
- Na jakąż wielką grabież zezwalałem na przestrzeni dziejów! Godziłem się wszakże, aby jako Ja czczono i słońce, i księżyc, gwiazdy oraz koty i krokodyle! A po nich przyszedł Jahwe, Allach i Ojciec Nasz, i obdarzono ich tym Ja; dalej rodziny, ludy i narody, a w końcu całą ludzkość honorowano jako Ja; a wreszcie przyszło Państwo, Kościół, ze swym roszczeniem, by stać się Ja – a Ja przyglądałem się temu wszystkiemu spokojnie.
- Należy służyć „najwyższemu dawcy wszelkiego dobra”. Lecz socjaliści zapominają o tym, że społeczeństwo nie jest żadnym Ja, które może dawać, pożyczać lub zezwalać, ale instrumentem, środkiem, który Nam służy do czerpania korzyści; o tym, że nie potrzebujemy społecznych obowiązków, a myślimy jedynie o swych interesach, do załatwienia których społeczeństwo ma Nam służyć; o tym, że nie musimy się dlań poświęcać, a jeżeli coś poświęcamy, to poświęcamy to dla siebie samych. Zapominają o tym, gdyż – podobnie jak liberałowie – są więźniami religijnej zasady i z zapałem dążą do stworzenia świętego społeczeństwa, jakim dotychczas było państwo!
- Nasi ateiści to pobożni ludzie.
- Natrudziwszy się jednak, zauważono z czasem, że „posiadanie szczęścia nie daje”; dlatego rozmyśla się, jak zdobyć to, czego potrzeba, mniejszym kosztem, zużywając tylko tyle czasu i wysiłku, ile jest niezbędne. Bogactwo spada w cenie, a zadowolona bieda, beztroski dziad staje się zwodniczym ideałem.
- Nawet najostrzejsza krytyka, która podważa wszelkie obowiązujące zasady, wierzy przecież w końcu w samą zasadę. Krytykuje Każdy, lecz kryteria są różne. Rozglądasz się zatem za „właściwym” kryterium, a takim jest pierwotne założenie. Krytyk wychodzi od twierdzenia, prawdy, wiary.
- Nie chodzi już odtąd o to, jak można by wypełnić sobie życie, ale jak je roztrwonić, jak go użyć; nie o to, jak w sobie wykształcić prawdziwe Ja, lecz jak się wyżyć i unicestwić. Cóż innego miałoby być ideałem jak nie poszukiwane, zawsze odległe Ja? Szukasz samego siebie, więc siebie jeszcze nie masz; wzdychasz do tego, czym winieneś być, a zatem wciąż tym nie jesteś. Od stuleci żyjesz tęsknotą, nadzieją. Jakże inaczej żyje się rozkoszą!
- Nie dążmy do wspólnoty, lecz do jednostronności. Nie szukajmy wszechogarniającej gminy, „ludzkiego społeczeństwa”, ale upatrujmy w innych tylko środki i narzędzia, których używamy jako naszej własności!
- Nie mam nic przeciwko wolności, lecz życzę Ci czegoś więcej. Musiałbyś nie tylko odrzucić to, czego chcesz się pozbyć, ale również mieć to, czego pragniesz: musiałbyś być nie tylko „wolny”, lecz także „właścicielem”.
- Ich habe gegen die Freiheit nicht einzuwenden, aber Ich wünsche Dir mehr als Freiheit; Du müßtest nicht bloß los sein, was Du nicht willst, Du müßtest auch haben, was Du willst, Du müßtest nicht nur ein „Freier”, Du müßtest auch ein „Eigner” sein. (niem.)
- Źródło: Der Einzige Und Sein Eigentum, Verlag von Otto Wigand, 1845, s. 205.
- Nie myśl, że to żarty czy metafora, gdy ludzi oddanych wyższym sprawom (a należy do nich przytłaczająca większość, prawie cały świat) uważam za skończonych idiotów, prosto z domu wariatów.
- Denke nicht, daß Ich scherze oder bildlich rede, wenn Ich die am Höheren hangenden Menschen, und weil die ungeheure Mehrzahl hierher gehört, fast die ganze Menschenwelt für veritable Narren, Narren im Tollhause ansehe. (niem.)
- Źródło: Der Einzige Und Sein Eigentum, Verlag von Otto Wigand, 1845, s. 57.
O
- Odkryjcie Siebie na nowo, poznajcie, czym jesteście naprawdę. Porzućcie swe obłudne dążenia, waszą kretyńską manię, aby stać się czymś innym, niż jesteście.
- O własności rozstrzyga jedynie siła, a ponieważ państwo – wszystko jedno czy będzie to państwo mieszczan, czy dziadów, czy po prostu ludzi – jest jedynym Silnym, to jest również jedynym właścicielem; Ja, Jedyny, nie mam nic i tylko rozporządza się Mną, jestem wasalem i jako taki – niewolnikiem. Pod rządami państwa nie ma miejsca na Moją własność.
P
- Państwa istnieją jedynie tak długo, jak długo starcza władczej woli, a ta władcza wola utożsamiana jest z własną wolą. Wola pana jest – prawem. Na cóż Ci twoje prawa, skoro nikt nie chce się do nich stosować? Cóż Ci po twoich rozkazach, skoro nikt nie chce ich słuchać? Państwo rości sobie prawo do tego, by móc podporządkować sobie wolę jednostki, by móc nią zarządzać i na nią liczyć. Nieodzownym jest dla niego, by nikt nie miał własnej woli: gdyby ktoś przejawiał własną wolę, wówczas państwo musiałoby go wykluczyć (uwięzić, skazać na wygnanie, itd.); gdyby przejawiali ją wszyscy, to państwo zostałoby zniesione.
- Państwo obłaskawia jednostki, obdarzając je własnością. Jednakże nie przestaje być ona jego własnością, a każdy może ją użytkować wyłącznie tak długo, jak długo nosi w sobie owo Ja państwa, czy też pozostaje „lojalnym członkiem społeczeństwa”; w przeciwnym razie własność zostaje skonfiskowana lub przepada na drodze sądowej. W konsekwencji własność jest i pozostanie własnością państwa, a nie własnością Ja.
- Państwo nie może tolerować tego, by człowiek z człowiekiem pozostawał w bezpośrednich relacjach; musi wkroczyć pomiędzy nich jako pośrednik, musi – interweniować.
- Partia to nic innego, jak tylko państwo w państwie, a w tym małym pszczelim państewku ma panować „pokój” – tak jak i w dużym. Właśnie ci, którzy najgłośniej krzyczą, że w państwie musi istnieć opozycja, występują przeciwko wszelkiej niejednomyślności w partii. Oto dowód na to, iż chcą jedynie państwa. Nie państwo, lecz jednostka rozbija wszelkie partie.
- „Pieniądz rządzi światem” – oto hasło mieszczańskiej epoki. Szlachcic bez majątku i robotnik bez mienia są biedakami bez znaczenia w politycznej grze: nie liczy się urodzenie czy też praca, lecz pieniądz. Panują posiadacze, a państwo wychowuje niemajętnych na „swe sługi”, którym daje pieniądze, w takim wymiarze, w jakim rządzą w jego imieniu (zapłata).
- Pieniądz to towar, a nawet ważny środek czy też majątek. Chroni on majątek przed skostnieniem, gdyż utrzymuje go w ciągłym ruchu i obraca nim. Jeśli znacie jakiś lepszy środek wymiany, to proszę bardzo – wszak znowu będzie to jakiś „pieniądz”. To nie pieniądz wyrządza Wam krzywdę, lecz wasza niemożność zdobycia go. Pozwólcie działać waszej możności, weźcie się w garść, a nie zabraknie pieniędzy, waszych pieniędzy w waszej monecie.
- Pobożność i moralność różnią się od siebie tym, że jedna czyni ustawodawcą Boga, a druga – Człowieka.
- Podobieństwo między myślącymi i wierzącymi uwidacznia się w ich przykazaniach. Przykazaniu: „Nie będziesz niszczył tego, co pochodzi od Boga”, odpowiada tu: „To, co wynika z Prawdy, jest prawdziwe”; zamiast: „Czcij Boga swego” – Czcij Prawdę”. Jest Mi najzupełniej obojętne, czy zwycięży Bóg czy Prawda; przede wszystkim Ja chcę zwyciężyć.
- Pogardzasz egoistą, ponieważ przeciwstawia on Duchowi swój osobisty interes i troszczy się tylko o siebie, zamiast postępować w imię idei – tak jak Ty byś tego chciał. Różnicie się tym, że Ty koncentrujesz się na Duchu, on zaś na Sobie Samym; Ty, poróżniony ze Swoim Ja, oddajesz się we władanie Twemu „właściwemu Ja”, Duchowi, czyniąc zeń Pana bezwartościowej reszty, podczas gdy on żyje ze sobą w zgodzie, dbając o duchowe i materialne interesy wedle swego widzimisię.
- Politykiem jest i pozostanie po wsze czasy ten, któremu państwo chodzi po głowie bądź leży na sercu, czy też jedno i drugie równocześnie; ten, który staje się wierzącym w państwo, przez państwo opętanym.
- Ponieważ jednak Człowiek przedstawia jedynie inny rodzaj wyższej istoty, to faktycznie uległa ona tylko metamorfozie, a bojaźń człowiecza stanowi wyłącznie zmienioną formę bojaźni bożej. Nasi ateiści to pobożni ludzie.
- Porównajcie jednak mężczyznę z młodzikiem. Czyż nie wydaje się Wam bardziej twardy, małoduszny, interesowny? Lecz jestże on przez to gorszy? Powiadacie, że nie. Jest jedynie bardziej konkretny – czy też jak to nazywacie – „praktyczny”. Rzecz w tym, iż on sam siebie czyni centrum uwagi i nie „marzy” jak młodzieniec o czymś innym, np. Bogu, ojczyźnie, itd.
- Pragnąc znieść własną wolę, upór czy też samowolę, politycy nie zauważyli, że własność stanowi azyl dla samowoli. Socjaliści, odrzucając własność, zapominają, że w dalszym ciągu trwa ona w postaci Swojości. Albowiem czyż tylko pieniądz i towar stanowią własność, czy też każde mniemanie jest Moje, moje własne?
- Prawo to kretynizm, a ten, kto je nadaje, to Widmo; siła – to Ja sam, Ja, Potężny i Władca Mocy. Prawo jest nade Mną, jest absolutne, istnieje w Wyższym i spływa na Mnie jako jego łaska: jest aktem łaski sędziego. Siła i moc istnieją tylko we Mnie – Mocnym i Silnym.
- Proudhon (a także Weitling) wierzy, iż dyskredytuje własność, określając ją mianem kradzieży (vol). Abstrahując całkowicie od podchwytliwego pytania: co konkretnie należałoby przedsięwziąć, by zapobiec kradzieży, pytamy jedynie: czy jest w ogóle możliwe pojęcie „kradzieży” bez dopuszczenia pojęcia „własności”? Jakże można kraść, gdy własność już nie istnieje? Wszak to, co nie należy do nikogo, nie może być ukradzione. Ktoś, kto czerpie wodę z morza, nie kradnie jej! Zatem sama własność nie jest kradzieżą, lecz dopiero dzięki własności kradzież staje się możliwa.
- Przecież ludzie są tacy, jacy mają być, jacy być mogą! A czymże innym mieliby być? Wszak również niczym innym niż być mogą! A czym mogą być? Też niczym więcej, niż mogą, tj., jedynie tym, na co pozwala im ich możność i siła. Tym zaś są rzeczywiście, ponieważ tym, czym nie są, tym nie są w stanie być, gdyż być w stanie oznacza – być naprawdę. Nie jest się w stanie być czymś, czym się rzeczywiście nie jest; nie jest się w stanie czynić czegoś, czego się naprawdę nie czyni.
- Prześledź choć raz swój proces myślenia, a zobaczysz, że posuwasz się do przodu jedynie dzięki temu, że cały czas pozostajesz bezmyślny i niemy. Jesteś takim nie tylko we śnie, lecz nawet w najgłębszych rozmyślaniach, ba, wówczas przede wszystkim. I jedynie dzięki tej bezmyślności, tej niedocenianej „wolności myśli”, czy raczej wolności od myśli, jesteś swój własny. Dopiero ona sprawia, że posługujesz się mową jako swoją własnością. Jeżeli myślenie nie jest moim myśleniem, to jest ono tylko stale rozwijaną myślą, jest niewolniczą pracą bądź pracą „sługi słowa”. To nie myśl jest początkiem mojego myślenia, lecz Ja sam, i dlatego jestem także jego celem; stąd też cały proces myślenia jest wyłącznie procesem mego samoużywania. Natomiast dla absolutnego czy też wolnego myślenia ono samo jest dla siebie początkiem i usiłuje uczynić ów początek ostateczną „abstrakcją” (np. bytem). Właśnie ta abstrakcja czy też myśl jest potem dalej rozwijana.
- Przed najwyższym właścicielem stajemy się wszyscy jednakimi dziadami. Na razie jest się wciąż „dziadem”, „golcem” w ocenie drugiego, lecz potem, gdy nie będzie się już tak oceniać, wszyscy staniemy się o wiele gorszymi dziadami, i jako zjednoczoną masę komunistycznego społeczeństwa można będzie Nas nazwać „dziadowską hołotą”. Gdy proletariusz rzeczywiście zrealizuje swe cele, zakładając „społeczeństwo”, w którym zaniknie różnica pomiędzy bogatym a biednym, stanie się wówczas dziadem, gdyż wie, co to znaczy nim być, a słowo „dziad” mógłby wynieść do takiej godności, do jakiej Rewolucja wyniosła „obywatela”. Dziad stanowi jego ideał, wszyscy winniśmy się stać dziadami. Ten kolejny gwałt na „tym, co osobiste”, leży w interesie „ludzkości”. Nie pozostawia się jednostce ani rozkazów, ani mienia: rozkaz przywłaszczyło sobie państwo, a mienie – społeczeństwo.
- Przypomnijcie Sobie biblijny passus: „Bądźcie jako dzieci”. Dzieci jednak nie interesują się świętością i nie wiedzą, co to „słuszna sprawa”. Tym lepiej wiedzą, czego chcą i rozważają, na miarę swych sił, jak to osiągnąć.
R
- Religijność zaczyna się od samozaparcia, a kończy – na gruntownej krytyce.
- Rewolucyjne klechy, czy też bakałarze, służąc idei Człowieka, ludziom podcinali gardła. Rewolucyjni laicy, ludzie świeccy, nie odczuwali prawdopodobnie większego strachu przed poderżnięciem gardła, skoro przecież bardziej troszczyli się o własne niż o ludzkie prawa, tj. o prawa Człowieka.
- Robotnicy mają w swych rękach przeogromną siłę, i gdyby raz się o tym przekonali i jej użyli, to nic nie stanęłoby im na przeszkodzie: mogliby tylko przerwać pracę, a jej owoce uznać za swoje i z nich korzystać. Takie jest podłoże tu i tam wybuchających robotniczych buntów. Państwo opiera się na niewolnictwie pracy. Jeśli praca stanie się wolna, wówczas państwo upadnie.
- Rewolucja nie była skierowana przeciwko porządkowi rzeczy, lecz przeciwko danemu stanowi rzeczy, przeciwko określonej sytuacji. Zniosła konkretnego władcę, lecz nie władcę w ogóle, czego doświadczyli Francuzi w latach najkrwawszego terroru. Zabijała występnych, chcąc cnotliwym zagwarantować pewny byt, tzn. wstawiała tylko cnotę w miejsce występku (a różnica pomiędzy występkiem i cnotą jest jedynie taka, jak między niesfornym chłopcem a filistrem).
- Rodzice, krewni, ojczyzna, naród, miasto rodzinne, itd., w końcu w ogóle bliźni („bracia, braterstwo”) utrzymują, że mają prawo do mojej miłości, której bezwzględnie żądają. Traktują ją jak swą własność, a Mnie – gdy się sprzeciwię – mają za rabusia, który pozbawia ich tego, co im się należy, co jest Ich. Ja winienem kochać. A skoro miłość jest nakazem i prawem, to Mnie, bym kochał, naucza się i ćwiczy; gdy przeciw niej wykroczę – czeka Mnie kara.
- „Równość wobec prawa” jest zwyczajnym złudzeniem, gdyż prawo to ni mniej, ni więcej tylko zezwolenie, tzn. akt łaski, jaki można zdobyć dzięki własnym zasługom, albowiem zasługa i łaska nie wykluczają się wzajemnie, jako że i na „łaskę” trzeba sobie „zasłużyć”, a nasz łaskawy uśmiech przypadnie tylko temu, kto będzie potrafił go na Nas wymusić. Toteż marzy się o tym, „aby wszyscy obywatele cieszyli się równymi prawami”. Zapewne jako obywatele wszyscy są dla państwa równi, jednakże mając na względzie swoje interesy dzieli ich ono – faworyzuje lub traktuje z pogardą; szczególnie musi wśród nich rozróżnić dobrych i złych obywateli.
- Również i u Nas kwestia rodziny stała się sprawą państwową, z tym, że nasze państwo obdarza rodzinę zaufaniem, nie poddając jej wnikliwej kontroli; wiąże rodziny węzłem małżeńskim, który tylko ono może rozwiązać.
S
- Siła to piękna rzecz i przydaje się w wielu sprawach, gdyż „dalej zajdziesz z garścią siły aniżeli z workiem pełnym praw”. Tęsknicie za wolnością? Wy durnie! Gdy zdobędziecie siłę, to wolność przyjdzie sama. Czyż nie widzicie, że ten, kto ma siłę, „stoi ponad prawem”?
- Socjaliści chcą położyć kres rządom przypadku i stworzyć społeczeństwo, w którym ludzie nie byliby już zależni od trafu, lecz stali się wolni. W najbardziej naturalny sposób jawi się owo dążenie jako nienawiść „pechowców” do „szczęśliwców”, tzn. tych, dla których szczęście uczyniło mało lub zgoła nic, do tych, którym dało wszystko.
- Spór o „prawo własności” ma burzliwy przebieg. Komuniści utrzymują, że „ziemia prawnie należy do tego, kto ją uprawia, a jej plony do tych, którzy je wytwarzają”. Ja zaś twierdzę, iż należy ona do tego, kto potrafi ją sobie wziąć, lub do tego, kto nie pozwoli jej sobie odebrać, nie da się jej pozbawić. Jeśli przywłaszczy ją sobie, to nie tylko ziemia, ale i prawo do niej będzie jego. Oto egoistyczne prawo: Mnie to odpowiada, a więc jest to prawem.
- Stary system feudalny wykorzeniono podczas Rewolucji tak dokładnie, że odtąd wszelkie reakcyjne wybiegi stały się bezowocne, i już bezowocne pozostaną, gdyż to, co martwe, jest – martwe. Jednakże zmartwychwstanie jako prawda chrześcijańskich dziejów przetrwało próbę czasu, albowiem w zaświatach odrodził się feudalizm w przeobrażonym ciele, nowy feudalizm pod lennym zwierzchnictwem „Człowieka”.
- Stosunek człowieka do rzeczy odzwierciedla to, czym [on] jest: „Tak jak Ty patrzysz na świat, tak z kolei on patrzy na Ciebie”. Tu zaraz można usłyszeć dobrą radę: musisz patrzeć na świat „właściwie i bezstronnie”; jak gdyby dziecko nie patrzyło na Biblię „właściwie i bezstronnie”, robiąc sobie z niej zabawkę.
- Stosunek, który istnieje pomiędzy Nami, to stosunek użytecznosći, pożyteczności, korzyści. Nie jesteśmy Sobie nawzajem nic winni, albowiem to, co wydaje się, iż jestem Tobie winien, co najwyżej jestem winien Sobie. Gdy się uśmiecham, by Cię rozweselić, to znaczy, iż zależy Mi na twej wesołości, mój uśmiech zaś wyraża tylko me pragnienie; do tysięcy innych ludzi, których nie zamierzam rozweselać – nie uśmiecham się wcale.
- Swojość jednak nie zna żadnych nakazów „wierności i przywiązania”, zezwala bowiem na wszystko, także na odszczepieństwo oraz przejście na stronę wroga. Nieświadomie nawet sami moralni kierują się tą regułą, wyrozumiale osądzając dezertującego do ich własnej partii, a nawet chętnie nawracając innych. Równocześnie winni sobie tylko uświadomić, że trzeba postępować niemoralnie, by postępować po swojemu, co znaczy tutaj, że nie ma co dochowywać wierności, a nawet należy złamać swoją przysięgę, by decydować o samym sobie, zamiast ulegać moralnym względom.
- Sytuacja nie uległaby zmianie nawet wówczas, gdy każda jednostka w narodzie wyrażałaby jednakową wolę i tym samym spełniłaby się doskonała „wola ogółu”. Czyż nie byłbym dzisiaj i jutro związany mą wczorajszą wolą? Moja wola byłaby wówczas skostniała. O przeklęta stałości! Mój twór, pewien wyraz mej woli, stałby się moim panem. A Ja zniewolony, Ja, Stwórca, zostałbym powstrzymany w mym biegu, w zatracaniu samego Siebie. Jako że wczoraj byłem głupcem, musiałbym nim pozostać do końca moich dni. Żyjąc w państwie bowiem pozostaję w najlepszym (mógłbym równie dobrze rzec – w najgorszym) razie niewolnikiem samego Siebie. Albowiem wczoraj Mi się chciało, a dzisiaj Mi się nie chce, wczoraj ochoczy, dziś niechętny.
T
- Tak jak Kościół miał swe śmiertelne grzechy, tak i państwo ma zbrodnię zasługującą na śmierć; Kościół – swych kacerzy, państwo – zdrajców stanu; Kościół – kary kościelne, państwo – kary za zbrodnie; Kościół – procesy inkwizycyjne; państwo – fiskalne; słowem: tam – grzechy, tu – przestępstwa; tam – grzesznicy, tu – przestępcy; tam – Inkwizycja i tu – Inquisition [śledztwo].
- Takie są rządy idei czy też kleru. Toteż np. Robespierre, Saint Just czy inni, to klechy do szpiku kości, entuzjaści pochłonięci ideą, bezwolne jej narzędzia, idealiści.
- Te z materialnych dóbr, których człowiek jako taki nie potrafi utrzymać, możemy mu odebrać: taki jest sens konkurencji, wolności wykonywania zawodu. Również i to, czego nie potrafi zachować z dóbr duchowych, Nam przypada w udziale: tak daleko sięga wolność dyskusji, nauki, krytyki.
- Ten, komu wpoi się należycie zasady moralne, nigdy już nie uwolni się od moralnych myśli, a kradzież, krzywoprzysięstwo, oszustwo, itd., pozostaną dlań idées fixes, przed którymi nie ustrzeże go żadna wolność myśli. Otrzymał swe myśli „z góry” i przy tym pozostanie.
- Ten, kto – aby istnieć – musi liczyć na brak woli innych, jest ich dziełem; tak jak pan jest dziełem sługi: gdyby zniknęła służalczość, przestałaby istnieć władza.
- Tęsknicie za wolnością? Wy durnie! Gdy zdobędziecie siłę, to wolność przyjdzie sama.
- To, co uda Mi się wziąć przemocą – przemocą biorę, a czego nie zdobędę siła, do tego nie mam żadnego prawa.
- Toteż krytyka powiada właściwie tak: Całkowicie uwolnij swoje Ja od wszelkiej ograniczoności, tak aby mogło stać się człowieczym Ja. Ja natomiast mówię: Jeśli wyzwolisz się na tyle, na ile możesz – to zrobiłeś swoje, gdyż nie każdemu dane jest przekroczyć wszystkie granice; czy też jaśniej: nie dla każdego przeszkodą jest to, co stanowi przeszkodę dla drugiego. Dlatego nie trudź się usuwniem przeszkód innych, wystarczy, że zburzysz swoje własne. Komuż to udało się pokonać barierę wspólną dla wszystkich ludzi?
- To, że komunista dostrzega w Tobie Człowieka, brata, jest jedynie niedzielną stroną komunizmu. Na co dzień nie bierze Cię bynajmniej za człowieka, lecz za ludzką siłę roboczą, za człowieka pracy.
- Tutaj rozstrzygać musi egoizm, samolubstwo, nie zasada miłości, czy miłosierne pobudki jak: litość, łagodność serca, dobroduszność, czy nawet sprawiedliwość i słuszność (bo nawet iustitia jest objawem miłości, produktem miłości): miłość zna tylko ofiarę i żąda „poświęcenia”.
- Tym samym niezależne państwo utrwala moją zależność: jego „naturalny rozwój”, jego organizm, żąda, by moja natura nie rozwijała się swobodnie, lecz dostosowała się do jego potrzeb. By ono mogło się rozwijać, przykłada do Mnie nożyce „kultury”, zapewniając wykształcenie i wychowanie, które nie Mnie, ale jemu służy. Wpaja mi np. poszanowanie prawa, zabrania naruszać własność państwa (tj. własność prywatną), nakazuje czcić majestat boski lub ziemski, itd., krótko mówiąc: poucza Mnie, jak być grzecznym (unstr"flich), składając na ołtarzu „świętości” moją Swojość (potencjalnie wszystko jest święte, np. własność, życie innych, itd.). Taki jest charakter kultury i wykształcenia, które państwo może Mi dać: wychowuje Mnie, bym stał się „użytecznym narzędziem”, „użytecznym członkiem społeczeństwa”.
- Tym samym wypowiedziana zostaje wojna wszystkich ze wszystkimi. Ja sam decyduję o tym, co chcę mieć. „Ależ, to żadna nowa mądrość! Wszak samoluby wszystkich czasów tak właśnie uważały!” Wcale nie jest konieczne, by sprawa była nowa; wystarczy, że świadomość tego jest wciąż żywa; i nigdy nie będzie mogła się zestarzeć, chyba że wliczy się tu także prawo spartańskie i egipskie; jak mało znane jest owo prawo, wynika już z powyższego zarzutu, w którym z pogardą mówi się o „samolubach”. Winno się jednakże zważyć, że branie nie zasługuje na pogardę, gdyż jest jedynie zwyczajnym działaniem egoisty, postępującego zgodnie z samym sobą.
U
- Ufundowałem Swoją sprawę na Nicości.
- Ich hab' mein' Sach' auf Nichts gestellt. (niem.)
- Źródło: Der Einzige Und Sein Eigentum, BiblioBazaar, LLC, 2009, s. 5.
- Ukochany stanowi obiekt, który Ja winienem kochać. Nie jest obiektem mej miłości dlatego, że go kocham, lecz jest nim sam w sobie i dla siebie samego. Nie Ja czynię zeń obiekt miłości, gdyż on jest nim z gruntu; zatem fakt, iż jest nim z mego wyboru, jak narzeczona, małżonka, itd., nie ma tu znaczenia, ponieważ on, jako raz na zawsze wybrany, otrzymał własne „prawo do mej miłości”, a Ja – ponieważ go kochałem – na zawsze zobowiązałem się go kochać. Tak więc nie jest on obiektem mej miłości, lecz miłości w ogóle – jest obiektem, który winno się kochać. Miłość mu się należy, przysługuje, stanowi jego prawo, Ja zaś jestem zobowiązany go kochać. Moja miłość, tzn. miłość, którą jestem mu dłużny, jest faktycznie jego miłością, którą ściąga ode Mnie jak należność.
- Uprawniony jestem czy nieuprawniony – to Mnie nie obchodzi; jeśli tylko jestem silny, to sam Sobie biorę władzę i nie potrzeba Mi żadnego pełnomocnictwa lub uprawnienia.
W
- Wasze myśli są moimi myślami, którymi zawiaduję jak Mi się podoba, i które bezlitośnie niszczę; stanowią mą własność, którą unicestwiam wedle mej woli. Nie czekam, aż Mi pozwolicie, bym wasze myśli pożarł i strawił. Nie obchodzi Mnie to, że i Wy nazywacie je swoimi; wszakże pozostają one moją własnością, to moja sprawa jak z nimi postępuję i nie ma tu mowy o uzurpacji. Może Mi przyjść ochota, by Wam pozostawić wasze myśli – wówczas milczę. Pewnie sądzicie, że myśli krążą wolne jak ptaki, że każdy może sobie złapać takie, które uzna – wbrew mej woli – za swą nienaruszalną własność? Wszystko, co lata dokoła, jest moje!
- W feudalizmie otrzymywaliśmy Wszystko od Boga jako lenno; w liberalizmie obowiązuje ta sama zależność lenna wobec Człowieka. Bóg był Panem, teraz Panem jest Człowiek; Bóg był pośrednikiem, teraz jest nim Człowiek; Bóg był Duchem, teraz jest nim Człowiek. W tej trojakiej relacji stosunki lenne uległy przemianie. Po pierwsze, otrzymujemy od wszechmocnego Człowieka jako lenno naszą siłę, która nie nazywa się teraz siłą ani przemocą, lecz „prawem”, „prawem Człowieka”, jako że pochodzi od kogoś wyższego. Następnie w charakterze lenna Człowiek określa nasze miejsce w świecie, gdyż będąc pośrednikiem ustala nasze relacje, które z tego powodu nie mogą być inne aniżeli „ludzkie”. W końcu dostajemy jako lenno Nas samych, mianowicie naszą wartość, bądź wszystko, czego jesteśmy warci, gdyż nie jesteśmy nic warci, jeśli on w Nas nie mieszka i jeśli nie jesteśmy „ludzcy”. Tak więc władza należy do Człowieka, świat należy do Człowieka, Ja należę do Człowieka.
- W narodzie – Wy, dobrotliwi ludzie, wyobrażacie Sobie, że jest on jakimś cudem doskonałości – powszechnie zapanowała policyjna mentalność. Jedynie ten, kto wyprze się swego Ja, kto „wypiera się” samego siebie, jest narodowi miły.
- Widzimy rzeczy właściwie właśnie wtedy, gdy robimy z nimi, co chcemy (jako rzeczy rozumie się tutaj obiekty, przedmioty takie jak: Bóg, nasi bliźni, kochanka, książka, zwierzę, itd.). Przeto najważniejsze są nie rzeczy i ich wyobrażenia, lecz Ja sam, moja wola. Chcemy z rzeczy wydobywać pojęcia, chcemy odkrywać rozum w świecie, chcemy znaleźć w nim świętość.
- Większości jednakże ich trud i troski nie przyniosą wszak nic poza „gorzkim życiem” i „gorzką nędzą”; stąd też i gorzka powaga!
- Własność – to to, co Moje!
- Własność jednak jest uwarunkowana siłą. To jest moje własne, co mam w swej mocy. Dopóty jestem właścicielem, dopóki jestem posiadaczem danej rzeczy. Jeśli natomiast ją utracę – wszystko jedno przez jaką siłę, np. przez fakt, iż uznam roszczenia innego do tej rzeczy – to własność ta przestaje istnieć. Zatem własność i posiadanie sprowadzają się do tego samego. Nie legitymuję się jakimś prawem, leżącym poza zasięgiem mej siły, lecz wyłącznie moją siłą: bo jeśli jej nie mam, to nie mam już nic.
- Własność prywatna utrzymuje się z łaski prawa. Jedynie w prawie ma ona swoją rękojmię – posiadanie nie jest przecież jeszcze własnością; „tym, co Moje”, stanie się dopiero wówczas, gdy prawo wyrazi na to zgodę; własność prywatna nie jest jeszcze żadnym faktem, nie jest un fait – jak mniema Proudhon – lecz fikcją, pojęciem. Jest prawną, legalną, zagwarantowaną własnością. Nie dzięki Mnie jest moja, ale dzięki prawu.
- Wobec świętości tracimy poczucie siły i całą pewność siebie, stajemy się bezsilni i pokorni. A przecież żadna rzecz nie jest sama przez się święta, lecz jednie przez moje jej uświęcenie, moje orzeczenie, mój wyrok, zgięcie kolan; krótko mówiąc; dzięki Memu – sumieniu.
- Wolna konkurencja nie oznacza nic innego, jak tylko to, że Każdy może występować przeciwko Drugiemu, wykazywać swą wartość i walczyć. Przeciw temu wzbraniali się naturalnie feudałowie, których istnienie zależało od braku konkurencji. Podłożem walki we Francji w okresie Restauracji było wyłącznie dążenie burżuazji do wolnej konkurencji, podczas gdy feudałowie próbowali przywrócić cechowość.
- Wolna krytyka zajmuje się ideami i dlatego pozostaje zawsze na obszarze teorii. Nawet gdyby miała zżymać się na ideę, to i tak nie mogłaby się przecież od niej uwolnić. Walczy z upiorami, ale może robić to jedynie wtedy, gdy uzna je za upiory. Idee, z którymi ma do czynienia, nie znikają całkowicie, nie odstrasza ich poranne tchnienie nowego dnia. Krytyk może wprawdzie osiągnąć stan ataraksji względem idej, ale nigdy się ich nie pozbędzie, tzn., nigdy nie pojmie, że nie istnieje nic wyższego nad jego cielesność, mianowicie jego człowieczeństwo, wolność, itd. Nadal pozostaje mu „powołanie człowieka”, „ludzkość”, która wciąż nie przestaje być nieurzeczywistniona, a to właśnie dlatego, iż jest ideą, i taką musi pozostać.
- Wolności chcecie Wszyscy, chcecie Wolności. Dlaczego więc targujecie się o jakieś więcej czy mnie. Wolność może istnieć tylko jako całkowita wolność – częściowa wolność nie jest Wolnością.
- „Wolność” wzbudza wasz gniew wobec wszystkiego, czym nie jesteście; „egoizm” każe radować się samym sobą, samych siebie zadowalać. „Wolność” jest i pozostaje tęsknotą, romantycznym głosem skargi, chrześcijańską nadzieją na tamten świat i przyszłość; „Swojość” to rzeczywistość, która sama z siebie usuwa z waszej drogi wszelką niewolę.
- Wolność uczy jedynie: oderwijcie się, uwolnijcie od tego, co uciążliwe; nie uczy Was tego, czym sami jesteście. Precz! Precz! – brzmi jej hasło; a Wy, żarliwie posłuszni jej wołaniu, pozbywacie się nawet Was samych, „zapieracie się samych Siebie”. Lecz Swojość przyzywa Was na powrót do Was samych, mówiąc: „Przyjdź do Siebie!” Pod egidą wolności odrzucacie przeróżne rzeczy, ale niewolą Was coraz to nowe: „Złego pozbyliście się – a zło pozostało”. Jako swoi właśni odtrącacie rzeczywiście Wszystko, a to, co się ostało, zaakceptowaliście sami, taki był wasz wybór i upodobanie. Swój własny jest wolny z urodzenia, jest wolny w każdym calu; wolny natomiast – łaknącym wolności, marzycielem i fantastą.
- Wszelka świętość to więzy, okowy.
- Wszelkie prawdy pode Mną są Mi, owszem, miłe; prawdy nade Mną, którą musiałbym się kierować – nie uznaję. Nie ma dla Mnie żadnej Prawdy, albowiem nic nie stoi nade Mną!
- Wszelkie próby wprowadzenia rozumnych praw dotyczących własności wypływają z zatoki miłości i rozpływają się w morzu pustych określeń. Nie można z nich wykluczyć również socjalizmu i komunizmu. Każdemu ma się tu zapewnić wystarczające środki do życia, przy czym nie jest istotne, czy będzie to jeszcze własność prywatna – jak widzą to socjaliści, czy też – jak komuniści – środki pochodzące ze wspólnoty dóbr. Zarówno w jednym, jak i w drugim sytuacja jednostki nie ulega zmianie – zależność pozostaje. Rozdzielając dobra sprawiedliwa władza daje Mi jedynie to, co nakazuje jej poczucie sprawiedliwości, miłosierna troska o Wszystkich. Dla Mnie, Jednostki, majątek ogółu stanowi nie mniejszą przeszkodę niż majątek innych jednostek: wszak ani jedno, ani drugie nie jest moje.
- Wszelako ten, kogo przepełnia święta (religijna, moralna, ludzka) miłość, ten kocha jedynie widmo, „prawdziwego Człowieka” i z bezlitosną zaciętością prześladuje jednostkę, rzeczywistego człowieka, zasłaniając się flegmatycznym tytułem prawnym do występowania przeciwko „nieludziom”. Uważa za chwalebne i nieodzowne, by posuwać się do największych okrucieństw, gdyż miłość do tego Upiora, czy też ogółu nakazuje mu nienawidzić tego, co nie-upiorne, tj. egoisty czy też jednostki. Oto istota powszechnie znanego przejawu miłości, zwanego „sprawiedliwością”.
- Wszyscy jesteśmy doskonali i na całej ziemi nie ma człowieka, który byłby grzesznikiem! Są tylko obłąkani, którzy ubrdali sobie, że są Bogiem-Ojcem, Bogiem-Synem czy też człowiekiem na Księżycu; roi się też od idiotów, którym się wydaje, że są grzesznikami; lecz tak jak tamci nie są na Księżycu, tak ci nie są grzesznikami. Ich grzechy są urojone.
- Wszystko zaczyna się od strachu, a można go wzbudzić u największego śmiałka, hamując tym samym jego zuchwałość. Jednak w tej bojaźni wciąż jeszcze próbujemy uwolnić się od tego, co w nas przestraszone, przez podstęp, fortel lub wybieg, itd. Zupełnie inaczej natomiast rzecz się ma z głęboką czcią. Tutaj nie tylko nas straszą, lecz także napawają szacunkiem: to, co przestraszone, urasta we Mnie w siłę, od której nie mogę się uwolnić. Czczę ją, jestem przez nią zniewolony, jej oddany i przynależny; przez cześć, którą oddaję, jestem cały w jej mocy i nawet nie pragnę już uwolnienia. Teraz jestem do niej przywiązany całą siłą Mej wiary – wierzę. Ja i to, co przestraszone, stanowimy Jedno: „to nie Ja żyję, lecz to, co czczone, żyje we Mnie!”
- „Wszystko stanęłoby na głowie, gdyby każdy mógł robić, co zechce!” A kto mówi, że każdy może robić, co chce? Od czego Ty tu jesteś, Ty, który nie musisz się na nic zgadzać? Pilnuj Swego, a nikt nie będzie Ci mówił, co masz robić! Kto naruszy Twą wolę, ten będzie twym wrogiem i dostanie za swoje. Postępuj z nim jak z wrogiem, a jak stanie za Tobą jeszcze parę milionów, to będziecie stanowić już nie lada siłę i łatwo odniesiecie zwycięstwo.
- Wyobrażacie Sobie, że wykręcicie się od grzechu; a ponieważ boicie się piekła, to nie trafia do Was, że wina jest dla człowieka wartością. O, gdybyście tylko byli winni! Lecz Wy jesteście „sprawiedliwi”. A więc służcie dobrze swemu Panu!
Z
- Zamiast przywłaszczać sobie to, co obce, odgrywa się rolę bezstronnego, pragnąc jedynie, by własność pozostawiono Trzeciemu (np. ludzkiej społeczności). Żąda się tego, co obce, nie we własnym imieniu, ale Trzeciego. Tak unikamy podejrzeń o egoizm i wszystko staje się nieskazitelne i – ludzkie!
- Zapytajcie samych Siebie: dlaczego bogaci mają ponieść stratę i Siebie zgubić, skoro wyszłoby to na korzyść wyłącznie biedakom? Ty, który codziennie masz swego talara, jesteś bogaty wobec tysięcy, które muszą wyżyć z czterech groszy. Czy dzielenie się z tysiącami leży w twoim czy ich interesie?
- So fragt Euch doch: warum sollen die Reichen Haar lassen und sich aufgeben, während den Armen dieselbe Handlung viel nützlicher wäre? Du, der Du täglich deinen Taler hast, bist reich vor Tausenden, die von vier Groschen leben. Liegt es in deinem Interesse, mit den Tausenden zu teilen, oder liegt es nicht vielmehr in dem ihrigen? (niem.)
- Źródło: Der einzige und sein Eigentum, Lipsk, Otto Wigand, 1901, s. 275.
- Zatem sens wolności myśli jest następujący: choć wszyscy błądzimy w ciemnościach, to przecież każdy może się zbliżyć do Prawdy, a więc znaleźć się na właściwej drodze („Każda droga prowadzi do Rzymu, na koniec świata, itd.”) Przeto wolność myśli oznacza wyłącznie to, że prawdziwa myśl nie jest Mi właściwa. Gdyby nią bowiem była, jakże można by Mnie było od niej oddzielić?
- Zatem wszystko otrzymuję od państwa. Czy posiadam coś bez zezwolenia państwa? To, co mam bez zezwolenia, odbierze Mi państwo, jak tylko znajdzie „prawną podstawę”. Więc czyż nie jest tak, iż wszystko, co mam, zawdzięczam jego łasce i aprobacie? Jedynie na tym, na owej podstawie prawnej opiera się mieszczaństwo. Mieszczanin jest tym, czym jest, dzięki łasce i ochronie państwa. Bałby się, iż straci wszystko, gdyby upadła potęga państwa.
- Zdaje się Wam, iż osiągnęliście szczyt, śmiało twierdząc, że „prawdy absolutnej” nie ma, jako że każda epoka ma swoją własną prawdę. Jednakże pozostawiając każdej epoce jej prawdę, właściwie tworzycie tym samym „prawdę absolutną”, prawdę, której nie brakuje żadnej epoce, gdyż każda epoka ma wszak jakąś „prawdę”, bez względu na to, jaką.
- Zdaniem komunistów własność powinna należeć do komuny. Wręcz przeciwnie, to Ja jestem właścicielem i jedynie porozumiewam się z innymi w kwestii mej własności. Nie odpowiada Mi komuna – to powstaję przeciwko niej i bronię swej własności. Jestem właścicielem, własność jednakże nie jest święta. Czyż miałbym być wyłącznie posiadaczem? Nie, dotychczas było się tylko posiadaczem, zabezpieczonym w posiadaniu jakiejś parceli przez to, że pozwalało się innym posiadać jakąś parcelę. Lecz odtąd Wszystko należy do Mnie; Ja jestem właścicielem Wszystkiego, czego potrzebuję, i czym mogę zawładnąć. Jeśli socjalista mówi: społeczeństwo daje Mi to, czego Mi potrzeba, to egoista oznajmia: biorę Sobie to, co chcę. Komuniści postępują jak dziady, egoista – jak właściciel.
- Z naturalnej miłości człowieka kultura uczyniła nakaz.
Ż
- Żadna idea nie ma bytu, żadna bowiem nie jest zdolna, by się ucieleśnić.
- Żadna partia, jakiegokolwiek rodzaju by była, nigdy nie może się obejść bez wyznania wiary. Jako że członkowie partii muszą wierzyć w jej pryncypia, nie mogą podawać ich w wątpliwość czy też kwestionować: pryncypia muszą być dla członka partii czymś pewnym i niepodważalnym. Oznacza to, iż winno się przynależeć do partii ciałem i duchem; w przeciwnym razie nie jest się prawdziwym członkiem partii, lecz mniejszym lub większym egoistą.
- Żadna sprawa, ani tzw. „najważniejsze dobro ludzkości”, ani żadna „świętość” nie jest warta tego, byś jej służył, byś zajmował się nią ze względu na nią samą; o jej wartości winno stanowić wyłącznie to, ile znaczy ona dla Ciebie.
- Życiowe powołanie, życiowe zadanie, by życiem swym Coś urzeczywistniać i tworzyć; Coś – czemu służy ono tylko za środek i narzędzie; Coś – co jest warte więcej niż samo życie, czemu jest się winnym życie. Ma się boga, który żąda żywej ofiary. Choć z czasem znikły barbarzyńskie rytuały składania ofiar z ludzi, to sama ludzka ofiara pozostała; co chwila przestępcy padają ofiarą prawa, a My „biedni grzesznicy”, sami składamy się w ofierze na ołtarzu „Ludzkiej Istoty”, „Idei Człowieczeństwa”, „Ludzkości” i jakkolwiek by jeszcze zwać te bogi i bożki. A ponieważ jesteśmy owemu Czemuś winni nasze życie, toteż – co za tym idzie – nie mamy prawa go sobie odebrać.