Henryk Talar

polski aktor

Henryk Talar (ur. 1945) – polski aktor i prezenter telewizyjny (Rosyjska ruletka).

  • Aktor bez widza przestaje być aktorem. Dlatego dziękuję Bogu, że dzisiaj wciąż mam swoich widzów i słuchaczy…
Henryk Talar
  • Ależ ja w ogóle nie czuję się aktorem! A w każdym razie nie takim, który gra po to, żeby kłaniać się, rozdawać uśmiechy i autografy… Uważam, że autografy mogę dawać dopiero, jeśli mam coś do powiedzenia. Ale gdy jestem „pusty”, to – choćbym nawet miał nazwisko „z pięcioma gwiazdkami” – mój podpis nic nie znaczy. Moim zdaniem, z każdego aktora powinno wychodzić człowieczeństwo. Sztuka wcale nie musi być filozoficzna czy ponadczasowa. To może być brudny, „węgielny” czy nawet „błotny” temat – ważne, by dotykał ludzi. By odnalazło się w nim kilku, kilkunastu czy może parę milionów widzów.
  • (…) czasami w teatrze – zwłaszcza na prowincji – robi się spektakl za spektaklem. Wszystko, żeby zadowolić, jak mówił Jonasz Kofta, „orangutana na widowni”. Ambicji, rok po roku, robi się coraz mniej… Młodzi ludzie, którzy kończyli szkołę aktorską pełni marzeń, czasem przez to toną. Godzą się na bylejakość. Już nie potrafią się zbuntować, na nowo zapuścić wewnętrznego, artystycznego motoru… Ale ja uważam, że Henryk Talar – i w ogóle każdy – jest winien, samemu sobie, troskę o własne życie. Musi dbać o swój rozwój. Kiedyś przeczytałem piękne zdanie: „Trzeba się codziennie budzić do tego samego snu”. I to właśnie mi odpowiada.
  • Lubię grać mocne, złożone postaci. Ale mam też za sobą role, na scenie i w teatrze telewizji, które są diametralnie inne – wcale nie „czarne”. Tak naprawdę, czuję się aktorem komediowym.
  • Ostatnio przyjąłem np. zaproszenie do spotkania z młodzieżą, do czytania dzieciom wierszy. To było dla mnie bardzo ważne: fakt, że mogę w końcu zwrócić część tego, co przed laty dostałem od prof. Wójcik. Dzisiaj, na własnym przykładzie, mogę tym dzieciom pokazać, że nie ma rzeczy niemożliwych. Kiedyś byłem przecież małym Heniem, który siedział u babci w Kozach i wyglądając przez okno zastanawiał się, dokąd jadą te wszystkie samochody, skoro we wsi jest tylko jedna ulica… I ten Henio jest teraz znany, trafił do „telewizyjnego okienka”…
  • (…) w Warszawie jest fantastyczna widownia. Sam tego doświadczyłem. Ale gdy do stolicy przyjeżdża turysta, to niekoniecznie robi to tylko i wyłącznie dla spektaklu. Najpierw zaliczy wszystko, co jest do obejrzenia, pobiega po sklepach… A wieczorem, ewentualnie, może jeszcze trochę sobie posiedzieć – czy podrzemać – w teatrze. Każde przedstawienie gra się nie raz, nie dwa, ale kilkadziesiąt lub kilkaset razy. A stałych widzów jest w Warszawie określona liczba. Z badań wynika, że do teatru regularnie chodzi zaledwie 7% mieszkańców. A cała reszta widowni to tzw. „zrzutka”. Zwykle pod hasłem: „Idziemy, bo wieczorem nie ma nic innego do roboty: albo knajpa, albo hotel…”. Teatr jako alternatywa.

Zobacz też: