Halina Białówna (1923–1944) – polska harcerka Chorągwi Lubelskiej z Zamościa, żołnierz Państwa Podziemnego i ruchu oporu, zamordowana na Rotundzie Zamojskiej w lipcu 1944 r.

Grób Haliny Białówny
na Rotundzie Zamojskiej

O Halinie Białównie

edytuj
  • Bardzo rzadko można było spotkać Halinę, znajdowała się pod szczególnym nadzorem. Kiedyś spotkałyśmy się przypadkiem w łaźni, pomagałam umyć jej plecy, były całe sine. Krzyknęłam „Boże!”, a ona zaczęła się śmiać: „Trzeba było zobaczyć mnie dwa tygodnie temu. Teraz są już całkiem ładne”. Była bardzo dzielna. Do końca wierzyła, że doczeka wolności. Niemcy zamordowali ją w lipcu 1944 roku.
  • Mimo wszystko Halina próbowała mnie pocieszać. Mówiła, że ma nadzieję i będzie ją miała do końca, że ma stały kontakt z chłopakami i to już długo nie potrwa. Siedziałyśmy w tej ciemnej celi i próbowałyśmy żartować przez łzy.
    – Masz bardzo ładny sweterek, taki trudny do określenia kolor – powiedziałam do niej.
    – Wiem – odpowiedziała – to kolor rezedy.
  • Na jednym ze spacerów zaczepiła mnie idąca za mną dziewczyna. – Nie oglądaj się do tyłu, ja będę mówiła, a ty słuchaj. To była młodziutka Halina Białówna. Jej ojca wywieźli do Oświęcimia, matka pojechała za nim i już nie wróciła. Halina postanowiła pomagać Polakom zdradzając Niemców – pracowała jako strażniczka w więzieniu. Któregoś dnia przywieźli nauczycielkę z wyrokiem śmierci. Halina chciała ją ratować – miały uciec razem do lasu.
  • Ponieważ Białówna była na początku strażniczką, wiedziała, co Niemcy robią z Polakami. Opowiadała mi o medycznych eksperymentach na ludziach, o tym, jak ich strasznie bili, jak obiecywali, że wypuszczą za informacje, ale nikogo nie wypuścili. Wykorzystywali tylko ludzką słabość. Halina opowiadała, że bili jednakowo tych, co mówili, i tych, co nie. Jak któryś stracił przytomność, to wylewali wiadro wody na głowę i dalej bili, a jak nadal nie chciał mówić, to bili pejczami skręconymi z drutu z ołowianymi końcówkami w taki sposób, że wyrywali przy tym kawałki ciała. Wyrywali również paznokcie. Jeśli ktoś te tortury wytrzymał, był ogromnie okaleczony. Na przesłuchanie doprowadzali, a z przesłuchania nieśli i wrzucali do celi, żeby ofiara „zdychała”. Oprawcy mówili przy tym:
    – Oprzytomnieje, jak zimna posadzka wyciągnie z niego gorączkę.

Zobacz też

edytuj