Jewgienija Ginzburg

(Przekierowano z Eugenia Ginzburg)

Jewgienija Sołomonowna Ginzburg (1904–1977) – rosyjska pisarka, dziennikarka, pracownik naukowy i radziecka dysydentka, matka Wasilija Aksionowa, więźniarka Kołymy.

Stroma ściana (2010)

edytuj

(tłum. Andrzej Mandalian)

  • Dar wdzięczności – to rzadki dar. I nie jestem tutaj wyjątkiem. Wszyscy wzywamy z rozpaczą: „Dopomóż!”, kiedy giniemy, ale gdy tylko zagrożenie mija, zapominamy, kto nas przed nim obronił. Spotkałam na mojej drodze krzyżowej dziesiątki, a nawet setki jak najbardziej ortodoksyjnych marksistów, którzy w chwilach grozy zwracali pełne udręki oczy ku Temu, którego istnieniu tak autorytatywnie przeczyli w swojej wieloletniej praktyce oświatowej. Ci jednak, którzy ocaleli, nie Bogu składali podziękę, lecz w najlepszym razie Nikicie Chruszczowowi. Albo w ogóle jej nie składali. Taką już mamy naturę.
    • Źródło: s. 593, 594.
  • Jeszcze bardziej destrukcyjnie podziałała na kołymskich dziennikarzy JEGO śmierć.(...) Mimo całego swojego pragmatyzmu ci ludzie nie umieli pogodzić się z wulgarną myślą, że Geniusz, Ojciec, Twórca, Inspirator, Organizator, Koryfeusz, itd., itd., uzależniony jest od tych samych prostackich procesów biologicznych, co pierwszy lepszy więzień albo zesłaniec. Niepojęta była samowola śmierci, która się wdarła naraz do potężnego systemu, tak przecież rozumnego i planowego. A ponadto nawykli już do tego, że ludzie ze szczytów drabiny mogą umierać wyłącznie na osobiste polecenie towarzysza Stalina. Aż tu nagle... Było w tym coś ze skandalu, coś nieprzyzwoitego...
    Powolne akordy Jana Sebastiana Bacha [przez radio nadawano niemal wyłącznie muzykę] miały za zadanie podtrzymanie chwiejącego się majestatu.
    • Opis: o śmierci Stalina.
    • Źródło: s. 562.
  • Trwoga ogarnęła elitę kołymską jeszcze przed nadaniem komunikatu o śmierci Wodza i Przyjaciela. Już pierwsza wiadomość o chorobie przyprawiła nasze władze o nadzwyczajne zdumienie. Całkiem zapomnieli o tym, że Generalissimus stworzony został z tej samej niedoskonałej substancji, co reszta grzeszników. Choroba ta, sama w sobie, stanowiła głęboką rysę na powierzchni tak szczęśliwej, harmonijnie urządzonej planety, której byli mieszkańcami i gospodarzami i z której problemami tak sprawnie sobie radzili.
    „Ciśnienie krwi...” „Białko w moczu...” Wszystko to było dobre dla zwykłych śmiertelników, ale jaki związek mogła mieć tak nędzna materia z NIM?
    Zapewne tak samo poczuliby się urażeni dawni Słowianie, gdyby oznajmiono im, że Perunowi właśnie podskoczyło ciśnienie. Albo starożytni Egipcjanie, gdyby się dowiedzieli, że Ozyrys ma białko w moczu.
    • Opis: o chorobie Stalina.
    • Źródło: s. 562, 563.