Drabina Dionizosa (wł. La Scala di Dionisio) – kryminał autorstwa Luca Di Fulvio; tłum. Karolina Dyjas.

  • Ale jego usta szukały już zimnego szkła butelki z absyntem. Wypił połowę i zaczął wsłuchiwać się w swoje ciało.
    Ścięgna rozluźniły się. Ucisk w żołądku ustąpił. Serce zwolniło. Koszmary rozmyły się na dnie jego umęczonej duszy.
    Kolejny łyk.
    Wyjął naboje z bębenka. Rzucił pistolet. Na podłogę. Kolejny łyk.
    I opadł na poduszkę. Ręka trzymająca butelkę zrobiła się miękka. Resztki absyntu rozlały się po pościeli, zmoczyły prześcieradło i wymieszały się z jego zimnym potem, zagłuszając zapach prostytutki, która była tu poprzedniej nocy.
    • Źródło: rozdział V
  • (...) był bogiem zmąconych zmysłów, syreną instynktów, krzykiem nienawiści.
    • Źródło: rozdział XI
  • Jedna noc. Tylko jedna noc dzieliła świat od nadejścia boga. I bóg drżał z niecierpliwości w swej cielesnej powłoce. W tej nędznej skorupie, którą wybrał, by przyoblec ludzki kształt, zanim się objawi. Wygląd człowieczy, do jakiego bóg się zniżał, by karać. Zanim objawi promieniujące światło swej boskości.
    • Źródło: rozdział IV
  • Morderca wiedział, co to ból. Ponieważ w bólu się zrodził. On sam był bólem. I nie było udręki, której nie zdołałby pokochać. Ponieważ jego ból był dobry. Ponieważ teraz ból jego nędznego ciała stał się jednocześnie jego triumfem i świętem, środkiem wybranym przez los, by dać mu drugie życie. Życie w chwale.
    • Źródło: prolog
  • Morderca wychylił się przez okno i spojrzał w dół na świat, który powoli się zmieniał. Rzednąca mgła powoływała do życia zastępy zjaw.
    • Źródło: rozdział VI
  • Na podłodze pod łóżkiem leżały dwie puste butelki, za których pomocą inspektor policji próbował zwalczyć smutek, złość i ból rany na czole. Za pomocą których próbował uciszyć głos radzący mu uparcie, by zostawił wszystko. Dwie butelki, które wypił wspólnie z dziewczyną spotkaną pierwszy raz w życiu, gdy czekała na ulicy na klientów.
    • Źródło: rozdział V
  • – Nazywam się Tostante – powiedział. – Zostaniemy przyjaciółmi, Stigle?
    – Zrobisz wszystko, o co cię poproszę?
    – Tak.
    – Zawsze i bez wahania?
    – Tak.
    – Weź zatem moją dłoń w swoją rękę. I ściśnij ją z całej siły, Tristante.
    – Ale sprawię ci ból, Stigle...
    – Bez wahania. Obiecałeś...
    Karzeł schował rękę Stigle’a w swojej dłoni.
    – Ściśnij mocniej. Karzeł wzmocnił uścisk.
    – Jeszcze mocniej...
    Karzeł widział, jak krew zalewa bandaże, którymi była obwiązana ręka Stigle’a, ale ściskał z całej siły.
    Stigle przymknął oczy. W bólu się zrodził. On sam był bólem. I nie istniała udręka, której nie byłby w stanie pokochać.
    – Tak – powiedział – zostaniemy przyjaciółmi.
    • Źródło: Szesnasty Stopień, 31 grudnia 1883
  • On narodził się dwa razy, był chłopczykiem, który przeszedł przez podwójne wrota.
    • Źródło: rozdział XXV
  • – „Przybywam tutaj do Teb, syn Dzeusowy” – zaczął lekturę – „Dionizos”. – Serce zabiło mu mocno, gdy zobaczył napisane swoje imię. – „Dionizos” – powtórzył, wsłuchując się w dźwięk swojego przeznaczenia, które zaczynało się przed nim osłaniać – „Kadma córka mnie zrodziła, Samele...” – I umysł chłopca został wchłonięty przez tajemny wir, w którym obrazy z przeszłości mieszały się z poetyckimi wizjami, znajdując w nich nowe znaczenie.
  • – Twarz była wykrzywiona. Oczy wybałuszone...
    – Gdzie patrzyła?
    – Jak to gdzie patrzyła? Zmarły nie patrzy. A jeśli patrzy, to tylko w pustkę.
    – Oczy były zwrócone do góry? Do dołu? Spoglądały w bok?...
    – Nie wiem, do cholery! – uniósł się Landau – Patrzyły na... Nie, nie patrzyły... krzyczały. Oczy tej biednej kobiety krzyczały. Właśnie tak, krzyczały...
    – Powinien pan zostać poetą, nie komisarzem policji – zauważył złośliwie Noverre i odwrócił się przodem do zwłok.
    • Źródło: rozdział VIII
  • – Urodził się bez krwi i bez łez – mówiła przyjaciółkom, a w tych słowach czuło się pewien respekt. – I może nawet nie ma duszy – dodała któregoś dnia.
    • Źródło: Czternasty Szczebel, 31 grudnia 1872