Dorji Wangmo
Ashi Dorji Wangmo Wangchuck (ur. 1955) – bhutańska królowa-matka, dawniej królowa Bhutanu jako żona Jigme Singye Wangchucka, króla w latach 1972–2006; autorka książki Skarby królestwa grzmiącego smoka. Tajemnice Bhutanu.
- Do dziś uśmiecham się na wspomnienie tego, jak mój ojciec przywiózł z podróży do Indii pierwszy w wiosce gramofon na korbkę i płytę z nagraniem… śmiechu. Jesienią i zimą do naszego domu przychodzili sąsiedzi z dziećmi i razem jej słuchaliśmy. Po chwili wszyscy zaczynali się śmiać. Mój wuj do dziś przechowuję tę niezwykłą płytę.
- Źródło: Anna Jasińska, Królowa na krańcach świata (wywiad z Dorji Wangmo), „Twój Styl” nr 8 (253), sierpień 2011, s. 110–111.
- Jedno z obowiązujących w Bhutanie praw mówi, że w razie rozwodu dziecko zostaje z matką. Ale tylko do chwili, gdy skończy dziewięć lat. Potem samo decyduje, z którym z rodziców pragnie żyć. I jeśli wybierze ojca, żaden sąd ani urząd nie może unieważnić tej decyzji.
- Źródło: Anna Jasińska, Królowa na krańcach świata (wywiad z Dorji Wangmo), „Twój Styl” nr 8 (253), sierpień 2011, s. 110.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że w zależności od regionu obyczaje w moim kraju są tak bardzo zróżnicowane. Na przykład w okręgu Laya zupełnie inaczej niż w innych częściach kraju zawiera się małżeństwa. Jeśli tylko mężczyzna spędzi tam z kobietą noc, a potem zje śniadanie z jej rodziną, zostaje przez wszystkich uznany za jej męża. Jeśli jednak wymknie się z jej domu przed świtem, nadal jest stanu wolnego. Laya to też jeden z regionów, gdzie popularna jest poliandria (posiadanie kilku mężów – red.). W jednej z tamtejszych wiosek poznałam kobietę, która poślubiła czterech braci. Miała z nimi czwórkę dzieci, ale nie informowała ich, który jest ojcem konkretnego dziecka. W ten sposób każdy z jej potomków był pod opieką swoich czterech tatusiów. Wyglądali na bardzo szczęśliwą rodzinę, a ich dom, o który dbało czterech mężczyzn, świetnie prosperował.
- Źródło: Anna Jasińska, Królowa na krańcach świata (wywiad z Dorji Wangmo), „Twój Styl” nr 8 (253), sierpień 2011, s. 109.
- W naszej tradycji panuje przekonanie, że przez co najmniej dwa miesiące po porodzie kobieta powinna być otoczona przez męża niezwykle czułą opieką i niemal wyłącznie odpoczywać. Moja matka była przez ojca rozpieszczana przez wiele miesięcy po urodzeniu każdego z dzieci. Przygotowywał drewno na opał, a potem grzał wodę w wielkich kotłach, żeby mogła dwa razy dziennie wziąć kąpiel. Osobiście przyrządzał jej też potrawy z jaj, mielonej wołowiny albo słodkie kleiki, by nabrała sił.
- Źródło: Anna Jasińska, Królowa na krańcach świata (wywiad z Dorji Wangmo), „Twój Styl” nr 8 (253), sierpień 2011, s. 110.
- W większości rodzin narzucanie współmałżonkowi czy współmałżonkom swojej woli jest źle widziane. Jeśli jakaś rodzina funkcjonuje na innych warunkach, to raczej wyjątek od reguły. Partnerstwo jest dla nas czymś naturalnym. Wystarczy się przyjrzeć, w jaki sposób kobieta i mężczyzna dzielą obowiązki przy dzieciach. Jeśli matka ma akurat coś do zrobienia, bhutański ojciec bez protestów ją zastępuje. Ojcowie pomagają też często przy narodzinach. Moja własna historia może być dobrym przykładem. Przyszłam na świat w rodzinnym domu w Nobgang, małej wiosce w okręgu Punakha. Gdy się rodziłam, nie było lekarza ani pielęgniarki. Rolę akuszerki pełnił mój ojciec. Przyjął poród, odciął pępowinę i podał mnie matce. Asystował też przy porodzie moich braci i sióstr.
- Źródło: Anna Jasińska, Królowa na krańcach świata (wywiad z Dorji Wangmo), „Twój Styl” nr 8 (253), sierpień 2011, s. 109.