Czas przemian
Czas przemian (ang. A Time of Changes) – powieść science-fiction Roberta Silverberga z 1971; tłum. Irena Lipińska.
- Deszcze w tym roku padały bezlitośnie, zmywając cienką warstwę gleby i pozostawiając gołe skały. Widziałem wezbrane rzeki, unoszące żółtobrunatne bogactwo Salli i płakać mi się chciało, gdy pomyślałem, że takie bogactwo płynie do morza.
- Mała planeta. Daleko. Dusząca się własnymi odpadami, trucizny dwóch tysięcy lat bezmyślnej nadprodukcji skaziły jej niebo, wody i ziemię. Ohydne miejsce.(...) Ziemianie często chcieliby móc odkopać swych przodków, przywrócić ich do życia, a potem udusić. Za ich samolubstwo. Za brak troski o następne pokolenia. Uważali, że świat należy tylko do nich i wszystko wykorzystali.
- Moi nauczyciele starali się przecież wpoić we mnie przekonanie, że własne ja jest nieważne i troszczenie się o siebie to paskudny grzech.
- Mówiłem, że na Borthanie jesteśmy podejrzliwymi ludźmi, ale czy podkreśliłem, jak bardzo polegamy na kontraktach? Ludzkie słowo to tylko nieświeże powietrze.
- Nasz idiom samoobnażacz określa tego, który obnaża się wobec innych, to znaczy obnaża swą duszę – nie ciało. Uważa się to za postępek ordynarny, nieprzyzwoity i karze się społecznym ostracyzmem, albo jeszcze gorzej.
- Poczułem się tak, jak musi czuć się kobieta, która nosi dziecko przez pełne siedem obrotów księżyca i potem nagle jej brzuch znów staje się płaski. Na te strony przelałem samego siebie. Teraz byłem niczym, ta książka stała się wszystkim.
- Powietrze było wilgotne i ciężkie. Wydawało mi się, że prawie mogę dotknąć gorąca, że mogę je uchwycić i wycisnąć z niego wodę.
- Prawdziwie dziewiczy kraj, w którym wyczuwało się obecność bogów, czekających na czcicieli. Ci samotni bogowie nie znali jeszcze swej boskości. Byli samotni.
- Wczesną wiosną zapanowały w Manneranie nieprzytomne upały i towarzyszyły im częste deszcze. Roślinność w całym mieście oszalała i byłaby pochłonęła wszystkie ulice, gdyby jej codziennie nie wyrąbywano. Wszędzie było zielono, zielono, zielono, zielona mgła na niebie, z nieba padał zielony deszcz, niekiedy przez chmury przeświecało zielone słońce, z każdego balkonu zwieszały się szerokie, błyszczące, zielone liście, w każdym ogródku szalała zieleń. I dusza człowiecza mogła spleśnieć w tej wilgoci.
- Wiedza nigdy nie krzywdzi duszy, tylko oczyszcza ją z brudu i narośli.
- Wiele mówił mi styl, w jakim zredagowano pismo: zauważyłem, że ktoś, kto nie potrafi jasno formułować swych myśli na papierze, prawdopodobnie nie ma do powiedzenia nic godnego uwagi.